Głowa rodziny – recenzja filmu „Groźna matka”

W 2017 roku gruzińska komisja selekcyjna zaskoczyła świat, a przynajmniej tę część świata którą obchodzi kto jest gruzińskim kandydatem do Oscara. Zamiast mającego premierę na dużym zagraniczny festiwalu (Sundance) i dystrybuowanego międzynarodowo przez Netflixa dramatu obyczajowego dekonstruującego patriarchalne społeczeństwo wybrano … horror.. Teraz możemy wreszcie obejrzeć „Groźną matkę” i ocenić, czy decyzja była słuszna?

Podobieństwa między netflixową “Moją szczęśliwą rodziną” a omawianym dziś filmem są na pierwszy rzut oka uderzające. Tu i tu protagonistką jest kobieta po czterdziestce, tu i tu jest ona ewidentnie sfrustrowana swoim życiem, pewną pułapką konwenansów i oczekiwań, w której została uwięziona. Kobiety mają nawet tak samo na imię – Manana. Wszystko wskazuje na to, że mocno sfeminizowana gruzińska kinematografia, jak powiedziała Ana Urushadze podczas sesji QnA po pokazie większość młodych reżyserów w Gruzji to kobiety, w 2017 roku postanowiła zaostrzyć rozliczenia z mizoginicznym i konserwatywnym społeczeństwem. Diabeł jednak jak zwykle tkwi w szczegółach. Podczas gdy bardziej doświadczona, Nana Ekvtimishvili stworzyła niezmiernie udany, ale wciąż bardzo konwencjonalny w formie, klaustrofobiczny dramat o jednostce, w której coś w pewnym momencie pęka i postanawia się wyzwolić, Urushadze postanowiła opowiedzieć coś więcej.

Manana w „Groźnej matce” to pisarka od dłuższego czasu zmagająca się z twórczym kryzysem. Jej rodzina składająca się z przyziemnego, ale kochającego męża, dorosłej i rozumiejącej matkę córki i dwóch synów, nie ma wstępu do sypialni, gdzie dniami i nocami bohaterka próbuje wykrzesać z siebie kolejne słowa opowieści. W dziele twórczym wspiera ją starszy i ekscentryczny właściciel sklepu papierniczego, emerytowany krytyk literacki, który przekonuje kobietę do odcięcia się od tych, którzy ją sprowadzają na dół i nie pozwalają dokończyć domniemanego arcydzieła. Sklep Nurkiego znajdując się idealnie na przeciwko mieszkania nie pozwala o sobie zapomnieć, bohaterowie co rusz wychodzą na balkon by w ten symboliczny sposób skontaktować się z tą obcą siłą.

Film poza stricte socjologicznym tematem roli kobiety w rodzinie, czy tego gdzie leży granica między szanowaniem niezależności jednostki a pozostawieniem jej samej sobie z problemami, skupia się niezwykle mocno na figurze artysty. Kim on jest? Co odróżnia grafomanię od sztuki, co odróżnia sztukę od rzeczywistości? Czy artyście wolno więcej? A jak tak to ile? Czy akt twórczy pozwala na niszczenie otaczających nas jednostek? Autorka filmu, prywatnie córka znanego reżysera Zazy Urushadze, twórcy “Mandarynek” mogła inspirować się przy tworzeniu scenariusza własnymi przeżyciami z młodości. Świadczyć o tym może chociażby wyraźne fizyczne podobieństwo Dei (Anastasia Chanturaia), córki Manany do samej Any.

Bez żadnych wątpliwości obraz ten jest warty uwagi, głównie ze względu na jego aspekty audio-wizualne. Film świetnie wykorzystuje niski budżet jakim dysponuje, plany zostały ograniczone do minimum, za to każdy z nich został dopieszczony w najmniejszym szczególe. Gra świateł i perfekcjonizm kadrów przyciągają wręcz z magnetyczną siłą do ekranu. To w połączeniu z bardzo dobrze dobraną muzyką sprawia, że całość staje się niezmiernie nastrojowa. W naszych głowach chwilami zaciera się cienka granica między tym co realne, a tym co sami sobie wyobrażamy. Czy mityczna manananggal to tylko figura retoryczna?

Niestety nie wszystko w tym intrygującym projekcie się udało. Rozczarowuje głównie scenariusz. Chwilami na długie minuty grzęźnie na mieliźnie nie prowadzących do niczego dialogów i scen, by kilka ujęć później, niczym spóźniony autobus, zaczyna łapczywie nadganiać stracony czas, tworząc tym samym fabularne dziury. Także finał, jakkolwiek satysfakcjonujący i emocjonujący, w pewnym momencie przeradza się w długi monolog, dokładnie tłumaczący fabułę i postać Manany, tak jakby ktoś z widzów nie zrozumiał dość oczywistych aluzji wcześniej przez film wysnuwanych. Nierówne tempo niestety męczy fizycznie, przez co nie polecałbym tego obrazu na nocne pokazy, zwłaszcza podczas festiwali filmowych, gdy widz jest zmęczony całodniowym intelektualnym wysiłkiem. Wielka szkoda, że do tej pory żaden krajowy dystrybutor się nie zainteresował tą produkcją i Nowe Horyzonty mogą być ostatnią okazją na zobaczenie „Groźnej matki” w kinie.

Marcin Prymas
Marcin Prymas

Groźna matka

Tytuł oryginalny: „Sashishi deda”

Rok: 2017

Gatunek: horror, dramat obyczajowy

Reżyser: Ana Urushadze

Występują: Nato Murvanidze, Ramaz Ioseliani, Avtandil Makharadze i inni

Ocena: 3/5