Sędziowie – recenzja filmu „1945”

Prowincjonalna miejscowość szykuje się do wesela syna burmistrza. Skrupulatne przygotowania dobiegają końca, jeszcze tylko ostatnie poprawki. Młodzi nie mogą się doczekać nocy poślubnej, a mieszkańcy – zabawy, na którą oczywiście zostali zaproszeni. Wszystko jest na swoim miejscu. Tymczasem z pociągu, z rzadka przejeżdżającego przez tę zapomnianą przez Boga miejscowość, wysiada dwóch mężczyzn. Długie płaszcze, kapelusze, pejsy – to Żydzi. Wynajmują furmankę i każą się wieźć do miasteczka. Mają ze sobą wielką skrzynię z nieznaną zawartością. Ich przybycie nie uchodzi uwadze lokalnej społeczności. I od teraz już nic nie jest na swoim miejscu.

Szybko okazuje się, że zwykłe, uporządkowane życie, jakie wiodą mieszkańcy, to tylko fasada, za którą kryje się nierozliczona przeszłość. Niewiele potrzeba, by zburzyć szaniec spokoju i porządku, jaki wznieśli mieszczanie w obronie przed nękającymi ich demonami. Wspólnota wzajemnej pomocy i zrozumienia pęka u podstaw, gdyż zbudowana jest na kłamstwie, grzechu i strachu. Pojawienie się intruzów rodzi w bohaterach jedno pytanie: „A co, jeśli przyszli po swoje?”. I choć przyjezdni ani przez chwilę nie sugerują, że chcą odebrać Węgrom majątek, to oni sami są tego pewni tak dalece, że przygotowują się do obrony przejętej niedawno w dyskusyjnych okolicznościach własności materialnej. Nawet wspólnota milczenia nie trwa długo. Tak naprawdę nie łączy ich już nic – może oprócz podszytego strachem egoizmu.

Z drugiej strony, łatwo zrozumieć kierujące postępowaniem bohaterów motywy. Chęć zachowania dopiero co wypracowanej małej stabilizacji nabiera znamion obrony własnej tożsamości. Staje się imperatywem, od którego ucieczka skończyć się może tragicznie. Gdy jedni obłudnie wypierają się udziału w niedawnym spisku, innych męczą wyrzuty sumienia. Tylko nieliczni mogą stwierdzić, że zachowali się w porządku. Obecność odzianych w czerń nieznajomych jest dla wszystkich bolesnym przypomnieniem wydarzeń wyrytych głęboko w zbiorowej psychice.

Scenarzystom udało się przekonująco odmalować zarówno portret zbiorowości, jak i nadać poszczególnym bohaterom indywidualne rysy. Całość ubrali w ramy klasycznego dramatu, sprawnie spajając kolejne wątki głównym motywem. I choć jego zakończenie łatwe jest do przewidzenia dla widza znającego choćby krótkometrażówkę „Obcy VI” Borysa Lankosza, to najciekawsze wydają się poboczne opowieści, będące błyskotliwą społeczno-psychologiczną mozaiką stanu ducha człowieka ówczesnej epoki.

Tytuł filmu, choć może wydawać się banalny i lakoniczny, w idealny sposób kieruje uwagę na właściwy temat utworu. Rok 1945 to bowiem, jak pisała Magdalena Grzebałkowska, okres przejściowy – już nie wojna, lecz jeszcze nie pokój. Stary porządek upadł, nowy dopiero się rodzi. Tę tymczasowość, niepewność i napięcie udało się oddać Ferencowi Törökowi znakomicie. Wiarygodność psychologiczna i historyczna skrupulatność pozwalają z powodzeniem przenieść akcję do dowolnego miejsca w Europie Środkowo-Wschodniej, a jednocześnie sprawiają, że „1945” jest przekonującym odmalowaniem charakteru tego przełomowego roku na samych Węgrzech.

Twórcy osiągają to na kilka sposobów. Rygorystyczna strona wizualna – zdjęcia operujące raczej szarościami niż kontrastem czerni i bieli – podkreśla niejednoznaczności moralne przedstawionej sytuacji. Rezygnacja z kolorów znajduje więc uzasadnienie, choć nie sposób nie zauważyć, że w oczywisty sposób odnosi się przede wszystkim do „Idy” Pawła Pawlikowskiego. Kadrowanie również jest znaczące: postacie obserwujemy z ukrycia – spoza płotów, okien, firanek, luster, zza rogu. Umożliwia to nie tylko nasycanie filmu napięciem, ale i nieznośnym poczuciem bycia obserwowanym, pozwalając widzowi zrozumieć mieszkańców miasteczka, gdzie nie ma miejsca na tajemnice.

Scenarzyści budują świat przedstawiony na zestawieniach przeciwnych, lecz wzajemnie uzupełniających się elementów. I choć niektóre z nich, jak deszcz i susza czy kłamstwo i wyrzuty sumienia, są oczywiste, to inne wydatnie pomagają oddać atmosferę roku 1945. Nowe i stare, duch i materia, gościnność (wobec swoich) i uprzedzenie (wobec obcych) czy optymizm i nadzieja z jednej, a strach i obawa z drugiej strony – te sprzeczne emocje targają nie tylko bohaterami filmu, ale i Europą Środkowo-Wschodnią. Pragnieniu spokojnego, uporządkowanego życia towarzyszy konieczność przygotowania się na najgorsze, a stabilizację budować trzeba na poczuciu przejściowości. Trudno już nawet stwierdzić, gdzie przebiega bezpieczna granica między swojskim „my” a wrogim „oni”. Życie w niepewności i napięciu powoli zbiera swoje żniwo.

Społeczność węgierskiej osady ma więc własne problemy, uwydatniające się tylko wraz z pojawieniem się dwóch podróżnych. Ich aparycja, sposób zachowania i pochodzenie są tak znajome i odmienne jednocześnie, że wzbudzają uzasadnione obawy, czy dwaj Żydzi nie są przypadkiem zjawami. Niepewność obejmuje bowiem w filmie Töröka także sferę metafizyczną. Bardzo konkretne, namacalne wydarzenie nabiera znamion alegorii. Tajemniczy przybysze stają się sędziami, kładącymi na apokaliptycznej szali postępki mieszczan. Przy fatalistycznym akompaniamencie dzwonów zadają pytania, przed którymi stawał człowiek od zawsze. Twórcy konfrontują z fundamentalnymi kwestiami także widzów, jednak robią to w sposób naturalny i bezpretensjonalny. Stając przed trybunałem życia i śmierci, bohaterowie nieświadomie ukazują swoje prawdziwe oblicze. Koniec końców nie wiemy, kto zasłużył na potępienie, a kto na wybawienie. Z wiszących nad miasteczkiem burzowych chmur spada deszcz i obmywa wszystkich po równo.

Wojciech Koczułap
Wojciech Koczułap

1945


Tytuł oryginalny: 1945

Rok: 2017

Gatunek: dramat historyczny

Reżyser: Ferenc Török

Występują: Péter Rudolf, Bence Tasnádi, Tamás Szabó Kimmel i inni

Dystrybucja: HBO GO

Ocena: 3,5/5