Szarość mieści w sobie wszystkie barwy – recenzja filmu „Wszystko poszło dobrze” – Cannes 2021

Mało jest we współczesnym kinie tak bardzo poszukujących twórców jak François Ozon. Chociaż od samego początku wierny jest podobnym tematom, to formalnie i gatunkowo kolejne jego dzieła są zróżnicowane do tego stopnia, że niektórzy nawet żartują, że niczym Lem – Ozon to tak naprawdę kilku różnych twórców pod jednym pseudonimem. Pokazywane w konkursie głównym festiwalu w Cannes Wszystko poszło dobrze stanowi jednak opus magnum Francuza i perfekcyjnie zwieńczenie ostatniego etapu jego kariery.

Mało jest we współczesnym kinie tak bardzo poszukujących twórców jak François Ozon. Chociaż od samego początku wierny jest podobnym tematom, to formalnie i gatunkowo kolejne jego dzieła są zróżnicowane do tego stopnia, że niektórzy nawet żartują, że niczym Lem – Ozon to tak naprawdę kilku różnych twórców pod jednym pseudonimem. Pokazywane w konkursie głównym festiwalu w Cannes Wszystko poszło dobrze stanowi jednak opus magnum Francuza i perfekcyjnie zwieńczenie ostatniego etapu jego kariery.

Można powiedzieć, że śmierć, pozbawianie życia i akceptacja odejścia towarzyszyły kinematografii Ozona od początku jego drogi. Jego debiutanccy Zbrodniczy kochankowie (1998) jak sama nazwa wskazuje – mordowali, a w Pod piaskiem (2000) Charlotte Rampling walczyła z żałobą po nagłej stracie męża. W ostatnich latach – mniej więcej od Frantza (2016) – motywem przewodnim czyni Ozon relację między śmiercią i miłością. W nagrodzonym w Wenecji filmie żałoba staje się fundamentem rodzącej się miłości. W Dzięki Bogu (NASZA RECENZJA) głęboko wierzący Alexandre musi dokonać swoistego medialnego zamachu na Kościół, który kocha, by móc go oczyścić z pedofilskiej rzeczywistości, a w Lecie ’85 (NASZA RECENZJA) zza warstwy nostalgii za młodością wciąż wyziera piętno i groźba śmierci i utraty – syna, przyjaciela czy kochanka. Wszystkie te wielkie uczucia i dylematy znajdują swoje ujście w paradoksalnie najskromniejszym i najbardziej przyziemnym z ostatnich obrazów Ozona.

Wszystko poszło dobrze, adaptacja autobiograficznej książki autorstwa zmarłej przed czterema laty przyjaciółki Ozona, pisarki i scenarzystki Emmanuèle Bernheim (współtworzyła m.in. Basen i 5×2) jest paradoksalnie najskromniejszym i najbardziej zwyczajnym z ostatnich obrazów reżysera. Podczas gdy Frantz szukał sensu i uzasadnienia wojen, Dzięki Bogu rozliczało się z patologiami Kościoła katolickiego, a Lato ’85 stanowiło odę do młodości, teraz otrzymujemy bardzo rzeczywiste i „zwykłe” kino obyczajowe.

Pierwsze trzydzieści minut Wszystko poszło dobrze zwiastuje raczej prosty komediodramat o sile rodziny w starciu z chorobą seniora, rozliczaniu się z nieprzepracowanymi traumami i szukaniu na łożu śmierci porozumienia – ot, francuska wersja Moich córek krów Dębskiej czy 33 scen z życia Szumowskiej. Emmanuèle (najlepsza od lat rola Sophie Marceau) dowiaduje się od siostry (Géraldine Pailhas znana z Młodej i pięknej Ozona), że ich ojciec André miał udar i jest w ciężkim stanie w szpitalu. Momentalnie przybywa do niego, by zaopiekować się osiemdziesięciopięciolatkiem. Karmi go, zabawia rozmową, gdy wychodzi z sali, to wszystko jej go przypomina, a stan mężczyzny coraz bardziej się poprawia, zaczyna być świadomy, mówić, wraca mu uszczypliwość i sarkastyczne poczucie humoru, chwilami obraża córki lub swojego towarzysza z sali. Swoista sielanka zostaje jednak przerwana prostą prośbą wypowiedzianą jednego z wieczorów – „pomóż mi to skończyć, Emmanuèle”.

Ozon niezwykle skromnie karmi nas informacjami, nigdy nie poznajemy szczegółów z młodości bohaterki, poza kilkoma scenami, które równie dobrze mogą być wytworem fantazji zestresowanej kobiety. Kolejne ważne informacje są nam po kolei odkrywane: czemu żona chorego – rzeźbiarka Claude (mała, ale bardzo zapadająca w pamięć rola Charlotte Rampling) się tak dziwnie do niego zwraca, kim jest mężczyzna, którego nie chce widzieć André? Powoduje to, że mimo bardzo prostego punktu wyjścia, całość nieustannie osnuta jest atmosferą pewnej tajemnicy i niepewności. Chociaż to obyczajowy komediodramat, to suspensu znajdziemy tu więcej niż w niejednym kryminale, a całość, zwłaszcza w bardziej absurdalnych scenach drugiej połowy, przywodzi na myśl niektóre filmy Hitchcocka. Z drugiej strony pozostaje w omawianym filmie pierwiastek „zimnej urzędniczości”, który tak dobrze został zrealizowany w Dzięki Bogu, wiele scen to po prostu wypełnianie jakichś formalności, czy wizyty u najnudniejszego człowieka na świecie – notariusza. Świetnie napisany scenariusz objawia się także tym, że po wielu nieudanych próbach, Ozon w końcu osiągnął to, co kluczowe w kinie obyczajowym – umiejętnie zbalansował dramat z komedią, dzięki czemu, chociaż przez większość seansu wypełniona prasą z całego świata sala raz na jakiś czas wybuchała śmiechem, to niejednemu widzowi przy wyjściu towarzyszyły łzy lub poważne i bardzo osobiste przemyślenia i szeroko pojęta melancholia. Brak tu przesady chociażby Frantza, który chwilami stawał się karykaturalnie smutny, ale także kiczu Lata ’85.

Drugą wielką siłą Wszystko poszło dobrze jest wspaniałe aktorstwo. Błyszczą tu zwłaszcza André Dussollier w roli chcącego umrzeć starca, który chociaż nie jest już w stanie pisać, wciąż jednak ma umysł ostry jak brzytwa. Trzykrotnemu laureatowi Cezara (m.in. za Serce jak lód Claude’a Sauteta) udaje się zbudować zniuansowaną i fascynującą postać, która widza bawi, przeraża czy irytuje, ale także wzbudza współczucie, bo co jeśli chwilami podłe zachowania są jedynie efektem wieloletniej, nieleczonej depresji i społecznych uprzedzeń? Show i pamięć widzów kradnie mu jednak Hanna Schygulla. Chociaż urodzona w Chorzowie legendarna aktorka nowego kina niemieckiego (m.in. nagroda w Cannes za Historię Pietry i w Berlinie za Małżeństwo Marii Braun) pojawia się tu tylko w kilku scenach, to drobniutki i korpulentny anioł śmierci – przesympatyczna i miła, acz przerażająca szefowa fundacji zajmującej się asystą przy eutanazji w Szwajcarii,  wbija się w umysły widzów niczym orbitoklast w mózgi ofiar lobotomii i nie pozwala o sobie zapomnieć.

Niezależnie czy po drodze wam z ostatnimi produkcjami, a może nawet całą twórczością François Ozona. Niezależnie od tego, co sądzicie o filmach mających w swoim centrum relacje rodzinne wobec choroby nestora (np. tak jak ja nic dobrego). Niezależnie od tego, jak bardzo będziecie cierpieć na straszliwie schematycznym pierwszym akcie, Wszystko poszło dobrze po prostu warto dać szansę, bo to perfekcyjnie napisane i świetnie zagrane kino, które nie boi się przełamywania własnych konwencji i nie pozostawia widza obojętnym.Wszystko poszło dobrze

Marcin Prymas
Marcin Prymas

Wszystko poszło dobrze

Tytuł oryginalny: „Tout s’est bien passé”

Rok: 2021

Gatunek: dramat

Kraj produkcji: Francja

Reżyseria: François Ozon

Występują: Sophie Marceau, André Dussollier, Charlotte Rampling i inni

Dystrybucja: Gutek Film

Ocena: 4/5