Shortlista 23. edycji festiwalu mBank Nowe Horyzonty. Zapowiedź sekcji – Nowe Horyzonty 2023

Shortlista jest jedną z trzech sekcji 23. edycji Międzynarodowego Festiwalu Filmowego Nowe Horyzonty, którym patronuje redakcja Pełnej Sali. W związku z tym przygotowaliśmy zapowiedź tej, jedynej w programie wrocławskiej imprezy, selekcji poświęconej wyłącznie krótkim metrażom. W tym roku cztery zestawy wypełnia 21 projektów – od niedługich impresji przez kilkunastominutowe fabuły i dokumenty po typowe „trzydziestki”. Wśród nich znalazły się canneńskie premiery – As It Was Anastasii Solonevych i Damiana Kocura oraz Krokodyl Dawida Bodzaka – czy laureaci Krakowskiego Festiwalu Filmowego, jak Być kimś Michała Toczka, ale też dzieła samodzielnych artystów i studentów szkół filmowych. W poniższej zapowiedzi przeczytacie krótkie opisy tytułów, na które szczególnie warto zwrócić uwagę podczas tegorocznych Nowych Horyzontów.

AS IT WAS, reż. Anastasiia Solonevych, Damian Kocur

"As it Was". reż. Anastasiia Solonevych, Damian Kocur

Stworzony wspólnie przez Damiana Kocura i Anastasiię Solonevych As It Was wyraźne powinowactwo z innymi filmami reżysera Chleba i soli [NASZA RECENZJA] znajduje w motywie powrotu. Losy Ukrainki Lery, rozdartej między Berlinem a Kijowem, pokazują, w jakim stopniu rosyjska agresja na Ukrainę i spowodowana nią przymusowa migracja zburzyły poczucie osadzenia, sprawiając, że „bycie u siebie” przestało być tożsame z równowagą, sytością i dobrostanem. Czy coraz wyraźniej wyzierającą pustkę zapełni impulsywna decyzja o „odwiedzeniu” ojczyzny, która nadal próbuje się pozbierać kilka miesięcy od inwazji? Skromna i z pozoru spokojna ukraińsko-polska koprodukcja wchodzi w obszary slice of life, przy czym równocześnie próbuje tematyzować wszelkie próby sprostania radykalnie zmieniającym się i gruntownie przeoranym regułom codzienności, z tą całą niewiedzą co do dalszego przebiegu. Punkt ciężkości przesunięto z wydarzających się rozgrywek geopolitycznych na poziom jednostek. Bo przecież nie każdy z dnia na dzień potrafi zamieszkać tysiąc kilometrów z dala od swoich najbliższych, tak samo jak nie każdy był w stanie przystosować się do „tymczasowego domu”. Jak również, co najistotniejsze – nie wszyscy mogli wyjechać. Czy w obliczu kryzysu o tak wielkiej skali możliwe jest w ogóle ponowne umiejscowienie?

Patryk Ciesielczyk
Patryk Ciesielczyk

KROKODYL, reż. Dawid Bodzak

"Krokodyl", reż. Dawid Bodzak

Cieszy fakt, że ciekawe polskie kino gatunkowe, także krótkometrażowe, zatacza coraz szersze kręgi. Współfinansowany przez PISF Krokodyl Dawida Bodzaka był już pokazywany na tegorocznym festiwalu w Cannes w ramach Semaine de la Critique. Twórcy podkreślają, że film stanowi niejako hołd dla giallo i ten włoski nurt był ich główną inspiracją. Dzieło młodego reżysera stoi estetyką i zaskakuje formalnym szaleństwem zarówno w warstwie wizualnej, jak i audialnej. Zarejestrowane na taśmie, chropowate, ziarniste kadry Adama Suzina i feeria neonowych barw w połączeniu z eksperymentalnym, elektronicznym noise’em kompozytorki Teoniki Rożynek hipnotyzuje, jednocześnie niepokojąc. Monumentalne wnętrza Akademii Muzycznej w Łodzi korespondują stylistycznie z klasycznymi Odgłosami Dario Argento, a postać mordercy (choć bez czarnych rękawiczek) jest jakby żywcem wyjęta z obrazów Mario Bavy. Znamienne, że tytuł – Krokodyl – jest tożsamy z jednym z odcinków czwartego sezonu serialu Czarne Lustro, gdyż w filmie Bodzaka, podobnie jak w serialu Charliego Brookera, technologia, a ściślej gry wideo są istotnym aspektem. Wygenerowane komputerowo sekwencje kojarzyły mi się z Demonloverem Oliviera Assayasa. Ta formalna perełka w warstwie fabularnej jest prostą, lecz nieszablonowo opowiedzianą historią o osobliwej relacji pary młodych ludzi i najskrytszych pragnieniach ukrywanych przed światem. Niecierpliwie będę czekał na kolejne projekty reżysera.

Grzegorz Narożny
Grzegorz Narożny

4 PSY, reż. Maciej Białoruski

4 PSY
"4 psy”, reż. Maciej Białoruski

Najkrótszym filmem z tegorocznej Shortlisty są 4 psy Macieja Białoruskiego – znakomita adaptacja równie dobrego wiersza łódzkiego poety Piotra Groblińskiego z tomiku Karma dla psów. Ten zaledwie trzyminutowy hołd dla „najlepszego przyjaciela człowieka”, czworonożnej istoty pod różnymi postaciami i imionami towarzyszącej nam przez życie, to bardzo dosłowna interpretacja tekstu, ale ubrana w wizualia idealnie pasujące do estetyki utworu. Upływ czasu reżyser zaznacza formalnie – zmianą formatu analogowego na cyfrowy, ziarna na wysoką jakość obrazu, ale i perspektywą, wpierw dziecięcą, a potem emerycką. Białoruski, czytając Groblińskiego, „puszcza odrobinę funku” i nadaje tej melancholijno-nostalgicznej poezji więcej werwy, by nie powiedzieć nadziei. Bo co z tego, że nasze życie obliczone jest tylko na cztery psy, skoro i tak jest oblizane?

Michał Konarski
Michał Konarski

DER ATEM, reż. Florentyna Cieślak

"Der Atem”, reż. Florentyna Cieślak

Trudno chyba o lepszego literackiego partnera w agonalnym cierpieniu i dezorientacji, niż przejmująca swą samotnością proza Thomasa Bernharda. Podobnie jak Austriak, Florentyna Cieślak, autorka Der Atem, uzupełnia fikcję o wymiar autobiograficzny, wchodząc w dialog nie tylko z książkową inspiracją, ale również własną przeszłością. Wergiliuszem w tej oprowadzce po stanie zawieszenia towarzyszącym ostatniemu tchnieniu jest jednak nie tylko Bernhard; narzędzi do wizualizacji limbo krakowska artystka zapożycza jakby z filmowego imaginarium braci Quay, a na upartego może i wielu innych awangardzistów. Zatopiona w mroku forma łączy animowane wstawki z nagraniami wideo, ewokując zacierające się granice między resztkami rzeczywistości a przedśmiertnym hajem. Poza szpitalną (choć daleką od sterylności) przestrzenią, Cieślak korzysta z wielu symboli z pogranicza ikonografii horroru i surrealizmu. Pacjenta na łożu zastępuje lalka, tajemnicza ręka wkrada się w kadr wprowadzając moment kulminacyjny, a ekran co chwilę przejmują świetlne majaki. Tę pulsującą obrzydliwość w sferze audialnej podkręca ciągłe stukanie, trzaskanie, chlupotanie, szuranie i tupanie, diabolicznie uknuta kakofonia dźwięków. Na tle innych shortlistowych pozycji Der Atem wyróżnia się przede wszystkim względną afabularnością – to projekt najciekawiej wykorzystujący dostępne środki wyrazu i pozostawiający szczegóły opowiadanej historii w rozsądnym niedopowiedzeniu.

Michał Konarski
Michał Konarski

BRAK + ŚMIERĆ I ŚLEDŹ + CZEKAJ NA MNIE WE ŚNIE

"Śmierć i śledź", reż. Klaudia Prabucka

Aż cztery animacje prezentowane w różnych zestawach krótkometrażówek podczas tegorocznej edycji Shortlisty opowiadają o śmierci, utracie bliskiej osoby i tęsknocie za nią (jednym z tych tytułów jest opisany w oddzielnej notce Der Atem). Każdy z tych tytułów nieco inaczej podchodzi do tej tematyki, wybierając różne sposoby opowiadania i skupiając się na nieco innych aspektach. Wydaje się, że są to jedne z najbardziej osobistych filmów spośród prezentowanych w sekcji. 

W Braku Paweł Prewencki operuje bardzo syntetyczną formą, niemal w pełni monochromatyczną. Historia, choć rozpoczyna się od braku kawy (a wiemy, jaki to jest dramat) i porusza się w rejestrze symbolicznym, powoli przekształca się w opowieść o poronieniu, traktując o tym już w bardziej konkretny sposób. Animacja, która początkowo kojarzyć się może z dokonaniami konstruktywizmu międzywojnia, po wprowadzeniu właściwego tematu i koloru odchodzi częściowo od tych jakości estetycznych na rzecz bardziej banalnej kreski zastosowanej w postaci kobiecej. Całość jednoczy, poza głównym „kubistycznym” bohaterem, dobra „jazzująca” ścieżka muzyczna napisana i wykonana przez Kacpra Krupę. 

Śmierć i śledź Klaudii Prabuckiej opowiada o śmierci babci i wyraźnie próbuje uniknąć jakiegokolwiek patosu czy sentymentalizmu, przede wszystkim wprowadzając sporo humoru i lekkości. Już sama kreska może kojarzyć się z satyrycznymi rysunkami Janka Kozy, a narracja prowadzona przez autorkę z offu nadaje całości dosyć lekkiego tonu, nie uciekając od powagi sytuacji. Jak informuje nas początkowy napis, jest to opowieść oparta nie tyle na faktach, ile na emocjach i odczuciach. Autorce wystarczyły zaledwie cztery minuty, by oddać je w sposób pozostający w pamięci.

Czekaj na mnie we śnie Natalii Durszewicz powstało pod opieką artystyczną samego Mariusza Wilczyńskiego (Zabij to i wyjedź z tego miasta) i jest nie tylko najdłuższą pozycją wśród trzech opisanych tu zbiorczo (15 minut), ale i najbardziej przemyślaną, by nie powiedzieć dojrzałą. Opowiada o starszym małżeństwie, chorobie i śmierci kobiety oraz tym, jak próbuje sobie radzić z tym wszystkim mężczyzna. Chociaż w całości film jest niezwykle poetycki i nie stroni od symboli (ćmy, zegary, opadające pióra itp.), to trzyma się zarazem realistycznego konkretu, nieraz dosyć brutalnego. Animacja utrzymana w monochromatycznych szarościach, przygaszonych zieleniach i smutnym indygo zachwyca ekspresją pociągnięć pędzla, dynamizmem ruchu i światłocienia oraz zróżnicowanym kadrowaniem, a co najważniejsze – wykorzystywana jest do tego, by zbudować niejednoznaczność przeżyć zacierającą granice między rzeczywistością, majakiem, snem, marzeniem i tęsknotą. 

Paweł Tesznar (Snoopy)
Paweł Tesznar

TOTO, reż. Klaudia Bochniak

"Toto”, reż. Klaudia Bochniak

To zdecydowanie najciekawsza z animowanych propozycji tegorocznych zestawów krótkometrażowych Nowych Horyzontów. Już dawno nie widziałem tak pomysłowej i zachwycającej animacji, która tutaj nawiązuje do estetyki lat 70., a konkretnie polskiej ilustracji książkowej z tego czasu. Nie przestaje przy tym być nowoczesna i zaskakująca – każdy kolejny kadr i kolejna scena to estetyczna przygoda i niezwykła przyjemność. Jakby tego było mało, ta zaledwie sześciominutowa opowieść jest rozkosznie zagadkowa i otwarta na interpretacje, uciekając jak najdalej od banalnej dosłowności wielu współczesnych animowanych krótkometrażówek. Warto zaznaczyć, że film powstał pod opieką artystyczną Piotra Dumały, aczkolwiek Klaudia Bochniak idzie własną ścieżką, nie próbując naśladować dokonań mistrza. 

Paweł Tesznar (Snoopy)
Paweł Tesznar

ALKIBIADES, reż. Robert Kwilman

"ALKIBIADES”, reż. Robert Kwilman

Wyróżniony na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni Alkibiades przynosi dość niezwykłe odkrycie. Oto na naszych oczach toczą się dwa konflikty. Pierwszy, wewnętrzny, dzieje się w głowie (i duszy ​​– dodaliby wierzący) głównej bohaterki Lidii (Magdalena Prosuł), studentki filozofii próbującej utrzymać się z pracy kasjerki w „Biedrze”. Drugi, bezpośrednio z nim powiązany, zostaje rozpisany na długie minuty uniwersyteckiej dysputy, do której niejako wprasza się protagonistka. Zaskoczenie, jakie towarzyszy oglądaniu dzieła Roberta Kwilmana (skądinąd łączącego w swojej edukacji filmoznawstwo i reżyserię z filozofią), polega przede wszystkim na konstrukcji tej postaci. W dużym uproszczeniu Lidia to osoba stawiająca na działanie (jak w kinie braci Dardenne) wtłoczona w narrację jak z wczesnego filmu Krzysztofa Zanussiego.

Skonfliktowana z dotychczasowym wykładowcą, profesorem Wiśniewskim, dziewczyna, aby utrzymać się na studiach i nie wracać do rodzinnej wsi, musi zmienić grupę. Jedyną osobą mogącą podjąć decyzję o przyjęciu jej jest profesor Herer (Grzegorz Artman). Lidia, zamiast załamywać ręce, rusza upomnieć się o swoją życiową szansę, ale zapewnienia i niezłe oceny nie wystarczą, aby przekonać nauczyciela. Chcąc udowodnić swoją wiedzę i logiczne myślenie, musi stanąć w szranki z Hanią (Anita Szepelska), która podejmuje się innej karkołomnej misji: odczytać w feministycznym kluczu Ucztę Platona. Przewrotność tej konfrontacji polega głównie na tym, że w opisywanym przez greckiego filozofa sympozjonie uczestniczyli sami mężczyźni i to oni przekazywali potem wiedzę na temat tamtych zajść. Wszak, jak udowadnia Hania, skoro Sokrates nie pozostawił po sobie pism, to władzę nad jego dorobkiem sprawował właśnie Platon. Co za tym idzie, mógł on na swoją modłę przetwarzać idee swego mistrza lub inaczej ukazywać zdarzenia z samej uczty, jak domniemane homoerotyczne relacje z tytułowym Alkibiadesem. Kwilman niepostrzeżenie wciąga nas w to starcie dwóch młodych kobiet, które zdecyduje nie tylko o ich zaliczeniu i kontynuacji nauki, ale też mimochodem postara się zasiać ziarno niepewności na temat fundamentów, na jakich zbudowano europejskie wartości.

Maciej Kowalczyk
Maciej Kowalczyk

WSZYSTKO W PORZĄDKU, ZIEMNIAKI W ŻOŁĄDKU + ONE FUCKING WISH, reż. Piotr Jasiński

"Wszystko w porządku, ziemniaki w żołądku”, reż. Piotr Jasiński

Piotr Jasiński to młody twórca, mający na swoim koncie raptem trzy filmy krótkometrażowe. Dwa z nich dostępne są w ramach tegorocznej Shortlisty. Mowa o dokumencie Wszystko w porządku, ziemniaki w żołądku (2022) oraz fabule One Fucking Wish (2023). Tematycznie trudno odnaleźć między nimi wielkie podobieństwa, natomiast obydwa te filmy łączy fakt, że powstały (w większości lub w całości) w Czechach, oraz to, że zdradzają naprawdę obiecujący warsztat reżysera.

Starszy z jego projektów mieli już okazję zobaczyć chociażby widzowie Warszawskiego Festiwalu Filmowego, gdzie właśnie ich głosami dzieło Jasińskiego zostało uznane najlepszym filmem krótkometrażowym imprezy. Dodatkowo w swojej kategorii krótkiego dokumentu twórca otrzymał nagrodę Jury. Wszystko w porządku, ziemniaki są w żołądku to relacja nastrojów na granicy polsko-czeskiej podczas głośnego sporu o wydobycie w kopalni węgla brunatnego „Turów”. Miejscem obranym przez dokumentalistów za ciekawy punkt obserwacyjny nie są jednak korytarze biurowe PGE czy gabinety ambasadorów, a konkurs na najlepszą sałatkę ziemniaczaną, odbywający się w Czechach, tuż przy polskiej granicy. Co warto zaznaczyć, biorą w nim udział również pracownicy kopalni. Jasińskiemu doskonale udaje się zobrazować, jak daleko od zwyczajnych ludzi, nawet tych bezpośrednio związanych z konsekwencjami polityki, zapadają decyzje najwyższego szczebla. Jednocześnie daje widzom do zrozumienia, że żaden dekret nie jest w stanie zepsuć dobrych i życzliwych relacji międzyludzkich.

W One Fucking Wish też nie brakuje ciepła, jakim twórca obdarza swoje postacie, ale już finalny wydźwięk dzieła jest o wiele mniej pozytywny. Główny bohater filmu Petr to  poruszający się na wózku chłopak, mieszkający z ojcem w bloku, który w polskich warunkach określilibyśmy mianem peerelowskiego. W dniu osiemnastych urodzin umawia się on na randkę z poznaną przez jedną z aplikacji randkowych dziewczyną, nieświadomą jego niepełnosprawności. Jasiński bardzo sprawnie buduje postać Petra jako nastolatka, dla którego możliwość życia w taki sposób, jak jego rówieśnicy, byłaby spełnieniem największego marzenia, dając widzom jasno do zrozumienia, że jego potrzeby i pragnienia nie odbiegają daleko od tych przejawianych przez innych chłopaków w tym wieku. Jednocześnie portretuje narastającą w nim frustrację, mogącą zmienić go w agresora, co dla filmów poruszających temat niepełnosprawności jest równie nieoczywiste, jak dla obrazów kryzysów politycznych perspektywa konkursu kulinarnego. 

Marcin Grudziąż
Marcin Grudziąż

NIEDOTYK, reż. Katarzyna Iskra, Justyna Pelc

"Niedotyk”, reż. reż. Katarzyna Iskra, Justyna Pelc

Diana Adis Tahhan w książce The Japanese Family: Touch, Intimacy and Feeling posłużyła się pojęciem „skinship” do opisania rytuałów i sposobów osiągania intymnej bliskości poprzez ciało. Szczególnie tych, które stanowią integralną część wielu codziennych czynności wykonywanych w obrębie rodzinnej wspólnoty, czyli obecnych w pierwszych latach rodzicielstwa wspólnych kąpieli, spania razem czy karmienia piersią. Kiedy w relacji rodzic-dziecko dotyk staje się mniej widoczny, pojawia się miejsce na bardziej subtelne formy interakcji. Neologizm ten, luźno tłumaczony w języku polskim jako ciałokrewieństwo, okazuje się użyteczny do określenia nieerotycznych relacji cielesnych. Ten typ nienacechowania staje się punktem wyjścia dla Niedotyku Katarzyny Iskra i Justyny Pelc. Zainicjowany eksperyment można nazwać filmem sferycznym, ponieważ zdjęcia wykonano w technologii 360 stopni. Osoba oglądająca ma poczucie przebywania w centrum zarejestrowanej sesji terapeutycznej o jasno wytyczonych granicach. Nawet jeśli fizyczność bycia razem zostaje tutaj zastąpiona synestezyjnym połączeniem zjawiska wizualno-audialnego (kojący, prawie ASMR-owy szept czy dotykanie w sposób czuły kamery mające ewokować poczucia bycia głaskanym) z taktylnym – dotyk nadal funkcjonuje jako kontaktowy zmysł czucia, paradoksalnie jest obecny przez tę pozorną nieobecność.

Patryk Ciesielczyk
Patryk Ciesielczyk

BYĆ KIMŚ, reż. Michał Toczek

Być kimś
"Być kimś”, reż. Michał Toczek

O Być kimś Michała Toczka mogliście mieć szansę już usłyszeć, ponieważ w przeciągu miesiąca od światowej premiery zdążył zdobyć m.in. Złotego Lajkonika na Krakowskim Festiwalu Filmowym oraz Jantara Koszalińskiego Festiwalu Debiutów Filmowych Młodzi i Film. Reżyser już rok wcześniej miał szansę zaskarbić serca publiczności pogodną etiudą Martwe małżeństwo, gdzie nie ukrywał on przyjaznego usposobienia dla prostolinijnych nieszczęśników, pochylając się nad losami zawodowego statysty wyspecjalizowanego w odgrywaniu zwłok. Podobnie rzecz ma się w jego najnowszej produkcji. W przeszłości grający na akordeonie elektryk Wiktor Sikora wraz ze swoją rodziną wprowadza się do podejrzanie taniego mieszkania, które z czasem okazuje się obleganym przez wycieczki pocztówkowym „obiektem historycznym”. Fakt, że przez 10 lat mieszkał tam Lech Wałęsa staje się przyczynkiem do zamienienia miejsca w coś, co żartobliwie ująłbym jako „wąsaty, solidarnościowy skansen”. Zaciekłe dążenia do dorobienia się chałupniczymi metodami może przypominać losowo wybrany odcinek Świata według Kiepskich, ale w tym wypadku żerowanie na grupach turystów nie wynika z zamiłowania do pieniądza, a z dźwiganego ciężaru rat kredytu. Przy czynnym wstawiennictwie żony grany przez Sebastiana Stankiewicza mężczyzna inscenizuje we własnym mieszkaniu scenki rodzajowe pokroju „skakania przez płot” czy podpisywania Porozumień Sierpniowych. Do tego stopnia zatraca się w roli (w larpowej nomenklaturze takie zjawiska zwykło nazywać się bleeding), że gubi kontury siebie i pozbywa się poczucia własnej wartości. Owo pogrążenie się w tożsamościowym kryzysie układa się w naczelny wątek krótkometrażówki. Choć na przekór gdzieś w tym wszystkim dopatruję się także satyry na dalsze tarzanie się w podupadłym już micie założycielskim III RP, co najwyraźniej miałaby chyba uwidaczniać przaśna facebookowa działalność Lecha Wałęsa, w dużej mierze polegająca na odcinaniu kuponów od dawnej sławy i zasług.

Patryk Ciesielczyk
Patryk Ciesielczyk