Uśmiech Pan Am – recenzja filmu „Polegaj na mnie” – Nowe Horyzonty 2018

Starą prawdą jest, że najlepsze indie opowieści o młodości w Ameryce snują Europejczycy. W ostatnich latach dowody na słuszność tej tezy dostarczyło m.in. francuskie studio Dontnod w swoim serialu interaktywnym „Life Is Strange” czy Angielka Andrea Arnold w canneńskim „American Honey”. Teraz do tego grona dołączył jej rodak - Andrew Haigh.

„Polegaj na mnie” to piąty kinowy film tego wciąż młodego twórcy, o którym świat usłyszał kilka lat temu przy okazji serialu „Spojrzenia” i nominowanych do Oscara „45 lat”. W poprzedniej fabule reżyser eksplorował temat życia zbliżającego się ku końcowi i rozliczeń z przeszłością. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że po trzech latach Haigh postanowił opowiedzieć o czymś całkiem innym. Oto poznajemy Charleya (Charlie Plummer), młodego chłopaka, który właśnie przyjechał z ojcem do Portland. Miasto to dla obu mężczyzn ma stać się szansą na nowy początek. Wakacyjne miesiące mijają młodzieńcowi na joggingu połączonym z rekonesansem nowej okolicy i poznawaniu kolejnych zdobyczy miłosnych rodzica. Uśmiechem fortuny wydaje się przypadkowe poznanie Dela (Steve Buscemi). Codzienna ciężka praca przy opiece nad końmi wyścigowymi nie tylko nadaje sens kolejnym dniom i pozwala podreperować skromny domowy budżet, ale także daje podwaliny przyjaźni z ogierem Pete’em.

Wbrew temu, co mógłby sugerować powyższy opis fabularnych założeń, nie jest to bynajmniej ciepła, familijna historyjka. Haigh nie boi się gatunkowych wolt: prowincjonalny dramat obyczajowy przeradza się z czasem w kino drogi, a reżyser nieustannie bawi się z widzem i jego oczekiwaniami. Historia co rusz skręca w inną stronę niż się tego spodziewamy, a dialogi są najeżone wieloznacznościami i niewypowiedzianymi sugestiami. Warto zaobserwować subtelny sposób, w jaki pokazany jest homoseksualizm protagonisty.

Mimo humoru i ciepła całej produkcji – dzięki czemu seans staje się całkiem odprężającym doświadczeniem – gdy przyjrzymy się bliżej, okaże się, że „Polegaj na mnie” jest obrazem dużo bardziej gorzkim niż większość prezentowanych na festiwalu. Haigh snuje opowieść o ludziach przegranych, samotnych, chowających brak nadziei pod maskami wiecznego uśmiechu i powierzchownej otwartości i sympatyczności. Znamienne jest to, że podczas dwugodzinnego seansu nie spotkamy ani jednej postaci szczerze szczęśliwej, dającej nadzieję. To opowieść, której wbrew pozorom bliżej treścią do dzieł Richarda Fariny czy J.D. Salingera niż do „Niezwyciężonego Secretariata” i serii „Wicher”.

Niestety nie wszystko jest udane: pościg za zaskakiwaniem widza jest co prawda poprowadzony bardzo umiejętnie i fabuła pozbawiona jest dostrzegalnych dziur, jednakże owocuje to tym, że nie wszystkie decyzje scenarzystów i skręty akcji wychodzą opowieści  na dobre. Także tempo całości nie jest najlepsze. Nie mogę się pozbyć wrażenia, że całość mogłaby być znacząco krótsza i nikomu by to nie zaszkodziło.

Największym problemem „Polegaj na mnie” jest jednak to, że „to już było”. Zaprezentowana przez Haigha i Willy’ego Vlautina (autora książki, na której oparty jest film) wizja stanu amerykańskiego społeczeństwa nie jest ani specjalnie odkrywcza, ani nie obrazuje jakichś konkretnych czasów. W efekcie dostajemy film tak uniwersalny, że aż zbędny. Brak tu diagnozy, brak idei, która mogłaby sprawić, że produkcja stałaby się czymś więcej niż kinową przygodą na jedną noc, o której po kilku tygodniach nie będzie śladu w pamięci. Szkoda.

P.S. Widzów mających w pamięci „Wszystkie pieniądze świata” pragnę uspokoić. Okazuje się, że Charlie Plummer jednak potrafi grać i to całkiem przyzwoicie. Miłe zaskoczenie.

Marcin Prymas
Marcin Prymas

Polegaj na mnie

Tytuł oryginalny: Lean on Pete

Rok: 2017

Gatunek: dramat

Reżyser: Andrew Haigh

Występują: Charlie Plummer, Travis Fimmel, Steve Buscemi i inni

Dystrybucja: Monolith Films

Ocena: 3/5