Chamstwo Unchained – recenzja filmu „Kos” – Gdynia 2023

W dobie coraz śmielszego przenikania ludowej historii Polski poza mury akademii nowy film Pawła Maślony może się jawić jako przyspieszone lądowanie pod strzechy. Konsultowana zresztą z Adamem Leszczyńskim i bezpośrednio nawiązująca do historycznych harców Quentina Tarantino westernowa opowieść chłopskiego przebudzenia w przededniu insurekcji kościuszkowskiej to odświeżająca próba rewizji polskiej szkoły „kina dziedzictwa”. Twórcy, uzbrojeni w czarny humor oraz wybrzmiewające współcześnie bicie na trwogę, zapraszają do zapomnienia o sienkiewiczowskiej szlachcie walczącej i wymierzania dziejowej sprawiedliwości. Czy jest to jednak sukces kompletny?

Kos, wbrew temu, co może sugerować tytuł, nie jest biografią Tadeusza Kościuszki (choć postać portretowana przez Jacka Braciaka również ma dla akcji kluczowe znaczenie), a gatunkową gimnastyką wokół idei reprezentowanych przez naczelnika. Protagonistą jest w nim raczej Ignac, bękart szlachcica rzucający się w szaleńczą pogoń mającą na celu zerwanie tłamszących go łańcuchów pańszczyzny i wyegzekwowanie praw spadkowych. Ciała wytrzeszczonego jurodiwego udziela mu hipnotyzujący Bartosz Bielenia. Ścieżki chłopa szybko przecinają się z misją mobilizacyjną „Kosa” i towarzyszącego mu wyzwolonego niewolnika z Ameryki Domingo (Jason Mitchell), którzy pomiędzy niezbyt obiecującymi pertraktacjami z podchmielonymi magnatami dzierżącymi rozpadający się w dłoniach oręż dają bolesne nauczki napotkanym oprawcom (rdzennym bądź zaborczym) pastwiącym się nad włościanami. W ślad za dwójką samodzielnie wymierzających sprawiedliwość antyrasistowskich sprzymierzeńców (tak tak, Tarantino się kłania) wyrusza zły do szpiku kości wąsaty skurczybyk ze Wschodu, rotmistrz Dunin (Robert Więckiewicz).

Odhaczając już obligatoryjne rozpoznania motywów zapożyczonych od twórcy Pulp Fiction – lwia część drugiej połowy obrazu Maślony koncentruje się na przemilczanym mexican standoff z udziałem najważniejszych bohaterów zgromadzonych w dworku pewnej wdowy po pułkowniku (Agnieszka Grochowska) przy stole nakrytym stosem broni. Niczym w Nienawistnej ósemce napięcie między trójjęzyczną gromadą okolicznych zabijaków narasta: do gardeł lada chwila mogą sobie skoczyć Dunin z Domingo i Kościuszką, którzy udają kolejno przedsiębiorcę cukrowego i jego tłumacza, a także Ignac ze swoim przyrodnim bratem (Piotr Pacek), uważającym się za prawowitego dziedzica ojcowskiego majątku. Naruszający gościnność Pułkownikowej „rewolwerowcy” częstują się ripostami, padają przytyki do narodowych przywar – beznadziejnych wojenek polsko-polskich ku uciesze Ruska – a jakby widz się i tym znużył, to po drodze jeszcze przewinie się trochę groteskowo brutalnego malowania karczemnych ścian mózgami zdegenerowanych panów.

Wszystko to brzmi bardzo atrakcyjnie, także w dosłownym znaczeniu „brzmienia”, bo za znerwicowaną ścieżkę dźwiękową odpowiada Mikołaj Trzaska, a dzięki interesującym zdjęciom Piotra Sobocińskiego Jra, mieszającym rembrandtowskie (czy też „barrylyndonowskie”) półmroki z kontrolowanymi szarżami kamery w scenach burd, oraz dziarskiemu montażowi Piotra Kmiecika patrzy się na ten bulgoczący kocioł z przyjemnością. Wzorcowy scenariusz Michała A. Zielińskiego zgrabnie igra z temperamentami bohaterów i rozgrywa ich wątki ku nieuchronnej kulminacji, konstruując m.in. proste paralele między cierpieniem chłopów pańszczyźnianych i amerykańskich niewolników (scena, w której Ignac i Domingo porównują swoje blizny po chłostach).

Nie będzie to wszakże nic zaskakującego dla osób, które mają już wyrobione zdanie na temat Polski szlacheckiej inne niż skonsekrowane w programach nauczania i do tego znają karnawalizujące historię projekty Tarantino, ale stanowi jakieś odświeżenie w kinematografii, w której przełamania bogoojczyźnianej narracji w superprodukcjach historycznych nie zdarzają się w ogóle, a synonimem obecnego stanu tego gatunku pozostaje Bitwa pod Wiedniem. Dobrze jest więc zobaczyć w końcu film, gdzie sarmaci nie są ukazywani jako dzielni wojenni herosi, tylko amoralna banda wyzyskiwaczy i sadystów, co jest zapewne obrazem bliższym standardowym zajęciom tej grupy społecznej. I choć Kościuszko to w nim bohater wręcz komiksowy, nie jest on chodzącym pomnikiem, a po prostu iskrą, która wkrótce roznieci kolektywny wysiłek. 

Słabością dzieła twórcy Ataku paniki okazuje się jednak zbytnie zapatrzenie w amerykańszczyznę, próba naśladowania kameralnych dialogowych przepychanek Tarantino, w których postaci prześcigają się w cool replikach, a napięcie rozsadza pomieszczenie. Kształtowanie w pełni autorskiego stylu schodzi na drugi plan pomimo naprawdę solidnego warsztatu, natomiast pośród szpagatów scenariuszowych wykonywanych w celu odwlekania nieuchronnego rozlewu krwi, zgromadzenia bohaterów w jednej izbie oraz dania im swoich „momentów” gubi się gdzieś ich człowieczeństwo, a odbiorca, który z niejednego gatunkowego pieca jadł, może odczuwać zniecierpliwienie nazbyt wykoncypowaną konstrukcją przedłużonej kulminacji filmu. W rezultacie Kos okazuje się dziełem szalenie interesującym, jednak w dużej mierze niespełnionym.

Dawid Smyk
Dawid Smyk

Kos

Rok: 2023

Kraj produkcji: Polska

Reżyseria: Paweł Maślona

Występują: Bartosz Bielenia, Jacek Braciak, Jason Mitchell

Dystrybucja: TVP

Ocena: 3/5

3/5