Gdzie ja jestem w tej historii? – o „Zezowatym Szczęściu” Andrzeja Munka – Krótka Historia Polskiego Kina

W kolejnej odsłonie Krótkiej historii polskiego kina wracamy do niezapomnianego filmu Andrzeja Munka z 1960 roku – Zezowate szczęście. Komedię przedstawiającą losy Jana Piszczyka – oportunisty starającego się przejść suchą stopą przez każdy z burzliwych okresów, jakie zgotował mu czas i miejsce urodzenia, czyli druga dekada XX wieku w Polsce. Kreując za pomocą tego dość nieoczywistego bohatera obraz całego pokolenia, pozostającego w zupełnej sprzeczności z dominującym nurtem romantyzującym doświadczenia życia w czasach wojny i okupacji.

O wojnie raz jeszcze

Zanim Andrzej Munk wpadł na pomysł zrealizowania Zezowatego szczęścia, premierę miał jego trzeci pełnometrażowy film fabularny, Eroica, będący jednocześnie już drugim z dzieł reżysera, powstałym we współpracy z literatem Jerzym Stefanem Stawińskim, realizującym scenariusze na podstawie własnych prac. Dla obydwu mężczyzn miała ona charakter szczególny, celowo postawili ją w opozycji do narracji bohaterskiego powstania warszawskiego, przyjętej m.in. przez Andrzeja Wajdę podczas ekranizacji Kanału. Stawińskiemu nie podobało się, jak twórca Pokolenia zreinterpretował jego prozę, co chciał wraz z Munkiem pokazać na kinowym ekranie. Bez cienia wątpliwości twórcom się to udało, gdyż historia polskich żołnierzy z Dzidziusiem Górkiewiczem na czele odbiła się w kraju szerokim echem i nie zabrakło jej krytyków, niepotrafiących zaakceptować nieszczególnie szlachetne postawy rodaków na froncie II Wojny Światowej.

Po zrealizowaniu Eroiki, będącej de facto połączeniem dwóch średnich metraży, twórcy pałali chęcią kolejnego podważenia dominującego w ówczesnej sztuce mitu wojennego bohatera. Tym razem stworzyli bardziej złożoną opowieść, umieszczając w centralnym punkcie jedną postać. W myśl sprawdzonej metody Stawiński podjął się najpierw pracy nad książką, by po jej wydaniu przygotować z pomocą reżysera scenariusz do kolejnego filmu.

Sześć wcieleń Jana Piszczyka

Nakładem wydawnictwa Iskry obiecana powieść ukazała się w 1959 roku. Stawiński zdecydował się na nietypową formę, całą historię przedstawiając w postaci listu, napisanego przez głównego bohatera do swojego przełożonego z prośbą o niewydalanie go z pracy. Piszczyk, prawdopodobnie z wrodzonej naiwności i nieporadności, w swoim podaniu postanawia opisać całe swoje życie, począwszy od etapu szkoły i harcerstwa, tłumacząc w nim swoją nieprzemijającą skłonność do pecha i zaznaczając w charakterystyczny dla siebie sposób, że los uwielbia płatać mu figle, zawsze robiąc to w sposób ekwilibrystyczny i wyszukany. Petent dzieli swój życiorys na sześć różnych etapów, stanowiących tytułowe Sześć wcieleń Jana Piszczyka. Są to: harcerstwo, studia, wojsko (a właściwie obóz jeniecki), powojenna działalność cinkciarza, praca w kancelarii oraz etap zatrudnienia w państwowym urzędzie. Określenie tych epizodów wcieleniami doskonale podkreśla charakter samego Piszczyka, czyli człowieka starającego się dopasować do każdych warunków, pod ich wpływem zmieniającego cały swój charakter i styl bycia. Bohater daje również wyraźnie do zrozumienia, że każdy z tych etapów zakończył spektakularną porażką, wymagającą od niego zmiany otoczenia, a przyczyn tychże niepowodzeń upatrywał zazwyczaj w kobietach, do których miał w swoim mniemaniu szczególnego pecha.

"Zezowate szczęście" (1960)

Nowe Szaty Piszczyka

Sama różnica tytułu między powieścią, a jej ekranizacją sugeruje, że współpracownicy podczas tworzenia scenariusza zdecydowali się na istotne zmiany. Pozostawienie oryginalnego tytułu wymuszałoby na twórcach, by przenieść na szklany ekran każdy z etapów życia protagonisty, co nie stanowiło priorytetu dla Munka. Miał za to sprecyzowany pomysł na to, jaką formę chce zaprezentować widzom. 

Plan reżysera Człowieka na torze zakładał estetykę silnie nawiązującą do kina niemego i konwencji komedii slapstickowej. Jako jedną, obszerną sekwencję utrzymaną w tymże nurcie twórca przedstawił najwcześniejszy chronologicznie epizod życia Piszczyka, czyli przygodę z harcerstwem. Reżyser postanowił pokazać, jak grający na trąbce Janek podczas marszu rozpyla wsypane mu do instrumentu ziarna pieprzu, powodując napady kichania u zgromadzonych, włącznie z dowództwem zastępu. W powieści Stawińskiego natomiast bohater pełnił funkcję stenotypisty, dostarczającego ważne komunikaty napisane na maszynie, a ważna dla fabuły wpadka dotyczyła zsikania się w spodnie podczas marszu. Historia z Sześciu wcieleń zdaje się o tyle ciekawa, że sama w sobie zdradza dużo więcej o charakterze Piszczyka, niż jej wersja zaprezentowana przez Munka. Chłopak już w wieku kilku lat skłamał dowódcom, że posiada maszynę do pisania, byleby tylko piastować stanowisko budzące podziw rówieśników, a następnie wydawał niemal całe swoje kieszonkowe, płacąc zawodowym maszynistkom za przepisywanie odręcznych notatek.

Innymi zmianami mającymi olbrzymie znaczenie dla fabuły było podejście Piszczyka do kobiet. Munk postanowił niejako podkreślić niezaradność protagonisty w tematach uwodzenia i relacji z kobietami, podczas gdy w powieści Stawińskiego, mimo wielu wcześniejszych niepowodzeń, bohater staje na ślubnym kobiercu. W pisanym do przełożonego liście bohater nie wstydzi się również kontaktów z prostytutkami, co w wizji Munka zostało przemilczane, ale nie można wykluczyć, że największą wagę miały tu względy cenzorskie. Sam temat doświadczeń erotycznych o wiele dokładniej przybliża widzom Andrzej Kotowski w swoim Obywatelu Piszczyku, reinterpretującym życiorys postaci z Zezowatego Szczęścia.

Detali różniących te dwie historie jest wiele, ale ostatnią ze zmian, mających w mojej perspektywie olbrzymie znaczenie, to zmiana adresata podania, stanowiącego punkt wyjścia obydwu dzieł. W filmie Munka zostało ono napisane do naczelnika więzienia i co ciekawe – nie odnosi się do wcześniejszego opuszczenia zakładu karnego, a właśnie do możliwości przedłużenia wyroku, co podkreśla problemy Piszczyka z odnalezieniem się w realiach o wiele bardziej skomplikowanego życia na wolności. 

Whoami

Skoro wyjaśniliśmy sobie, kim Piszczyk w interpretacji Munka nie był, możemy zadać pytanie, kim w zasadzie był. Proste zdaje się ono tylko do pewnego momentu. Jan urodził się w Warszawie, w rodzinie polskiej, chociaż aparycja nie raz stawiała go w sytuacji ofiary antysemickich pyskówek. A on za wszelką cenę nie chciał iść w ślady taty, pracującego jako damskiego krawca. Matki nie poznał. Pomysłów na siebie w ciągu życia miał wiele, ale w zasadzie żaden z nich nie był tak naprawdę jego. Czasem chodziło o zrobienie wrażenia na rówieśnikach, czasem o zaimponowanie rodzinie, a innym razem po prostu brakowało mu odwagi, żeby odmówić. Oczywiście nadrzędnym celem Jana było przeżycie trudnych, zmieniających się czasów. Najchętniej u boku pięknej kobiety. 

Przy pomocy bohatera, mającego nieszczęście, by żyć w niezwykle ciekawych czasach, Munk przeprowadza nas przez specyficzny wycinek historii Polski lat 30.-60., z całym jej dobrodziejstwem inwentarza. Niezależnie od panującego ustroju i potencjalnych konsekwencji Piszczyk, nawet jeśli słowa wypowiadane przez niego świadczą inaczej, dba jedynie o siebie, starając się żyć możliwie łatwo i spokojnie, i uchylać od wszelkich możliwych konsekwencji. Doskonałym przykładem na to jest historia obozu jenieckiego, gdzie za sprawą prześladowań przez współwięźniów zgłosił się on dobrowolnie do pracy fizycznej, z której został zwolniony raptem po jednym dniu, wobec fizycznej wątłości i niezdolności do wysiłku. To, co dla niejednego modelowego macho stanowiłoby plamę na honorze, dla niego jest szczęśliwym darem od losu.

Postać graną przez Bogumiła Kobielę bardzo łatwo krytykować. Munk jednak patrzy na niego z niegasnącą sympatią, pokazując bohatera jako poczciwego, nieradzącego sobie z życiem, zamotanego chłopca, mającego olbrzymie trudności, by stać się mężczyzną. Efekt potęgują ciągłe narzekania Jana na swojego niezwykłego pecha, wzbudzające w widzach współczucie, mimo iż patrząc na chłodno niejedno z nieszczęść Piszczyka, potraktowalibyśmy je jako zasłużoną karmę, wracającą do zdolnego do podłości człowieka.

W starym kinie

Slapstickowa konwencja bez cienia wątpliwości sprawia, że bohater budzi swego rodzaju współczucie, będąc jeszcze bardziej karykaturalnym i nieporadnym. Granemu przez Chaplina Trampowi też widzowie potrafili wybaczyć sporo, łącznie z kradzieżami czy żartami, których ofiarą sami nie chcieliby się stać, wciąż pałając olbrzymią sympatią do niezdarnego włóczęgi. Urodzony w Krakowie reżyser bawi się tymi scenami niezwykle świadomie, pozwalając by obraz mówił więcej niż słowa. Poza wspomnianą historią harcerską popisowym gagiem rodem z niemych komedii jest misja szpiegowska, której podejmuje się protagonista, czy jedna z finałowych scen, w której bohater biega ze strzelbą po urzędzie, wystrzeliwując pociskami w powietrze.

 
"Zezowate szczęście" (1960)

Sam o sobie samym

Zezowate szczęście stanowi historię Piszczyka, ale sens powstania filmu był dużo głębszy niż tylko potrzeba pokazania światu pewnego oportunisty z Warszawy. Munk w głównym bohaterze umieszcza obraz całego pokolenia. Człowieka, którego kolejne rewolucje, wojny i zmiany ustrojowe rzucają na nieznane wody, każąc uczyć się pływać, mimo braku gruntu pod nogami. Tchórzostwo i łgarstwo prezentowane przez Piszczyka na wielu etapach życia zasługuje niby na pogardę, z drugiej strony jego motywacje za każdym razem są niezwykle ludzkie. Czasem chodzi po prostu o przetrwanie, czasem o zaspokojenie jednej z najbardziej podstawowych ludzkich potrzeb, czyli chęci bycia kochanym czy docenionym. Nawet gdy motywacją są pieniądze, chodzi raczej o skromne kwoty pozwalające marzyć o własnym M3, nie zaś o miliony, jakich przeciętny widz nie widział nigdy na oczy.

Proces odnajdywania siebie przez Piszczyka w najbardziej satysfakcjonujący sposób przebiega, kiedy jest on pracownikiem działu sprawozdań w państwowym urzędzie, co może być wręcz odczytane jako forma laurki dla ustroju komunistycznego, mogącego każdemu chętnemu do pracy znaleźć wyzwanie dopasowane do umiejętności i potrzeb, jednak szybko okazuje się, że to wyjątkowo przewrotny komplement, realnie mogący uświadomić widzów bezsensowność niektórych stanowisk tego typu.

Finalnie Munk mógł się pochwalić stworzeniem bohatera równie nieoczywistego co uniwersalnego. Do którego może się w ciężkich momentach przyrównać w zasadzie każdy. Człowiekiem bohatersko broniącym się przed bohaterstwem, niemającym zamiaru podkładać głowy pod topór w imię żadnej idei, nawet jeśli społeczny przymus jest silnie wyczuwalny. Człowiekiem, który nie chce nikogo krzywdzić, a jedyną jego winą jest to, że zawsze na pierwszym miejscu stawiał siebie. Wreszcie człowiekiem, dla którego największym sukcesem byłby własny spokojny dom, rodzina i stabilna praca, co zwłaszcza dla pokolenia czasów powojennych musiało mieć gigantyczne znaczenie. 

Dziedzictwo

Choć zarówno reżyser Andrzej Munk, jak i brylujący w głównej roli Bogumił Kobiela umarli przedwcześnie na skutek wypadków samochodowych (odpowiednio w roku 1961 i 1969), to pamięć o postaci Piszczyka żyła nadal. Jerzy Stefan Stawiński poświęcił swojemu bohaterowi jeszcze dwie książki, z czego wydana w 1986 roku powieść Smutnych losów Jana Piszczyka ciąg dalszy doczekała się ekranizacji w 1988 roku przez Andrzeja Kotowskiego. We wspomnianym już Obywatelu Piszczyku w główną rolę wciela się Jerzy Stuhr, a sama opowieść stanowi rzucenie nowego światła na losy bohatera. Film Kotowskiego zdaje się wręcz w pewien sposób podważać dzieło Munka, gdyż w jednej z pierwszych scen główny bohater wychodzi z kina grającego Zezowate Szczęście, narzekając na przekłamania w historii, którą, jak się później okazało, Piszczyk opowiedział niegdyś w przypływie szczerości spotkanemu na wieczorze autorskim Stawińskiemu.

W mniej dosłowny sposób duch Jana Piszczyka objawia się też w innej postaci Jerzego Stuhra, mianowicie w Janie Bratku – głównym bohaterze Obywatela, wyreżyserowanego przez samego aktora. Protagonista, w którego wcielają się najpierw Maciej Stuhr, a następnie jego ojciec, również przypadkiem, przechodząc przez życie, staje się świadkiem i uczestnikiem gwałtownych przemian. Ze względu na ponad pół wieku różnicy między dziełem twórcy Pogody na Jutro a Zezowatym szczęściem okoliczności różnią się diametralnie, ale natura ludzka bez względu na czasy pozostaje taka sama.


Marcin Grudziąż
Marcin Grudziąż