"The Pluto Moment", reż. Zhang Ming
Ocena: 3,5/5
Co dla życia oznacza śmierć? Czy akt tworzenia jest cudem czy jedynie wielkim fałszem? I wreszcie, czy młody aktor prześpi się z producentką wykonawczą? Te wszystkie pytania i jeszcze więcej zadaje Zhang Ming w swoim filmie „The Pluto Moment„.
Ten, raczej nieznany szerszej publice, chiński reżyser w swojej najnowszej produkcji idzie śladami wybitnego Hong Sang-soo i zabiera nas za kulisy produkcji filmowej. Podobnie jak Koreańczyk, w roli protagonisty stawia pogubionego życiowo i flirtującego z dwudziestokilkuletnimi współpracownicami reżysera oraz pozwala nam poznać bohaterów w szeregu mniej lub bardziej bezcelowych rozmów.
Po kilku wyrwanych z kontekstu scenach, gdzie reżyser Wang Zhun próbuje namówić znaną aktorkę, z którą ewidentnie w przeszłości łączyła go zażyła relacja, do udziału w swoim najnowszym przedsięwzięciu, widz upewnia się, że to tylko wymówka dla próby odbudowania związku wtedy, gdy okazuje się, że ani scenariusz, ani budżet produkcji nie istnieją. Wang razem ze swoją producentką wykonawczą i przyjaciółką Ding Hongmin, młodą operatorką Du Chun i ubiegającym się o główną rolę, początkującym aktorem Bai wyruszają w górskie pustkowia prowincji Hubei w poszukiwaniu dokumentacji i inspiracji.
W podróży śledzimy relacje między bohaterami i wpływ, jaki wywierają oni na napotykanych miejscowych. W niekończących się rozmowach poznajemy ich poglądy na życie, obserwujemy niewinne flirty i pełne nadziei próby podrywu. A z każdym dniem podróży staje się coraz bardziej jasne, że ta wyprawa nie ma celu, tak samo jak dotychczasowa egzystencja bohaterów.
Mimo poruszania ważkiej, często egzystencjalnej treści, a także bardzo powolnego tempa całości, film ogląda się bardzo dobrze. Duża w tym zasługa pięknych zdjęć autorstwa Li Jinyanga oraz dobrego aktorstwa. Atmosfera wypełnionej mistycyzmem drogi przypomina też trochę bhutański „Miód dla dakini” Dechen Roder, który mogliśmy oglądać na polskich ekranach na początku tego roku.