Kierunek: Hiszpania. Olbrzym

Historia kina naszpikowana jest opowieściami o inności, zapożyczając swoich protagonistów-odmieńców z różnych kulturowych rejestrów: dziewiętnastowiecznej literatury fantastycznej, cyberpunkowych fantazji, komiksów o superbohaterach czy po prostu historii, która nie ma konkurencji w upotwornianiu inności i obwożeniu jej po jarmarkach. Ten ostatni przypadek bliski jest osobistej traumie najmłodszej ze sztuk, która w swych pierwszych latach odpowiadała na podobne potrzeby tłumów, co kobieta z brodą. Być może syjamska bliźniaczość losów sprawia, że odmieńców film lubi uszlachetniać poprzez paraboliczne opowieści. Nie inaczej dzieje się w przypadku obrazu nagrodzonego dziesięcioma statuetkami Goya, baskijskiego Olbrzyma w reżyserii Jona Garaña i Aitora Arregiego.

Film jest historią dwóch braci, z których jeden zostaje zrekrutowany do wojska, by walczyć w pierwszej wojnie karlistowskiej 1833 roku – konflikcie spowodowanym sporem o sukcesję tronu, który do dziś jest symbolem baskijskiej krzywdy, gdyż stał się wyrokiem śmierci dla północnych wsi zrównanych z ziemią w wyniku rażącej przewagi wojsk króla Ferdynanda VII. Martín wraca po kilku latach do rodzinnej wioski jako weteran wojenny, bez władzy w ramieniu, by odkryć, że jego dorosły brat zaczął na powrót rosnąć, zamieniając się w olbrzyma. Wobec zaglądającej do garnka biedy w rodzinnym gospodarstwie rodzeństwo wyrusza w podróż przez Hiszpanię, a następnie po Europie, by zarabiać urządzaniem pokazów, w których Joaquín przyjmuje rolę dziwadła, a Martín konferansjera. 

Choć zarys fabuły wymusza skojarzenia z Człowiekiem słoniem (1980) Davida Lyncha czy Czarną Wenus (2010) Abdellatifa Kechiche, film wybiera własną drogę, oddalając się od przewidywalnego dyskursu na temat potrzeby akceptacji inności czy postkolonialnej krytyki podporządkowania przez egzotyzację obcego. Nawet jeśli ten ostatni wątek daje się doskonale przyłożyć do ówczesnej, ale i dzisiejszej sytuacji Kraju Basków, której niezależność i kulturową odrębność niejednokrotnie usiłował unieszkodliwić taran historii. Rzeczywiście, temat wewnętrznej kolonizacji będzie pobrzmiewać gdzieś w tle, podczas gdy Olbrzym pozostanie jednak przede wszystkim poetycką przypowieścią o nieodwracalności zmian, końcu starego porządku, nieprzystawalności tradycji przenoszonej przez pokolenia do modernizującej się rzeczywistości i rozpisanych w braterskiej relacji dwóch strategiach radzenia sobie z owym rozdźwiękiem. 

Martín opuszcza zamknięty mikrokosmos zagubionej w górach wioski, by nigdy do końca nie wrócić. Choć – na długo po zakończeniu wojny – przekracza wreszcie próg ojcowskiej chaty, jego spojrzenie jest nieobecne i odległe, zarażone gorączką romantyzmu, nieokreśloną tęsknotą, potrzebą wielkich podróży i wpatrywania się ze skał w przepaść horyzontu. Jego brat Joaquín bardziej dosłownie wyrasta ponad zanurzoną w ziemi, rolniczą społeczność. Jednak, jakby w nieświadomym buncie przeciw swej fizycznej inności, pozostaje solidarny z klanem, dzieląc z nim codzienne doświadczenie zwyczajnego wysiłku uprawy pola, odpowiedzialności za rodzinę i okopywania wspólnotowych korzeni, tkwiących głęboko w tejże ziemi.

Choć bracia podejmują wspólnie decyzję, by wyruszyć w trasę, kierują nimi przeciwne motywy. Joaquín opuszcza dom, by wspomóc rodzinę finansowo, Martín wykorzystuje lojalność brata, by dzięki niemu uciec z duszącego go świata, ukryć fakt, że tak naprawdę interesuje go utopia tropienia swojego nieuchwytnego snu. Podczas wspólnej odysei przez konserwatywną Hiszpanię sztywnych, królewskich dworów i lokali pełnych tępej gawiedzi obaj zostaną skrzywdzeni, staną się odmieńcami z podejrzanych politycznie terenów, stygmatyzowanymi przez swą etniczną odmienność, bo jej znakiem jest dziwny, niezrozumiały język. Wobec nich gigantyzm Joaquína stanie się tylko cechą dodaną pomagającą przekuć fizyczne doświadczenie inności w legendę. Ta służy terapeutyzowaniu podświadomych lęków, niczym baśnie, których cudowne i pożyteczne właściwości opisał psychoanalityk Bruno Bettelheim. Film zresztą oparty jest na podobnym konstrukcie – po trosze na faktach, po trosze na zbiorowej pamięci przekazywanej w legendzie giganta z Alzo, który wyruszył z małej baskijskiej wioski, by zwiedziwszy najważniejsze królewskie dwory zasłynąć na całą Europę. 

Doświadczenie podróży w obrazie Garaña i Arregiego służy też zweryfikowaniu braterskiej relacji, gdzie opiekun i podporządkowany będą zmieniać się rolami z subtelnością, do której przyzwyczaili nas twórcy w swoich poprzednich projektach. Bracia ostatecznie stapiają się w jednego mitycznego olbrzyma, a ten stanie się częścią pijackich historii snutych przez chłopów w przydrożnych oberżach. 

Tym, co czyni film tak sugestywnym, jest jego poetyckość; zasnute mgłą, nierzeczywiste, stylizowane na dziewiętnastowieczne malarstwo pejzaże i gra światłocieni we wnętrzach fotografowanych ze smakiem i gracją przez Javiera Aguirrego. O sile zaświadczają także skonstruowane na niedopowiedzeniach postacie, czy wreszcie owo zapętlanie się opowieści – prywatnych, legendarnych i historycznych przekazów, mityzowanie, fikcjonalizowanie, przemilczenie, konfabulacja oraz wszystkie te narracyjne nadużycia, które są częścią wspólnoty i jej pamięci, mówionej tradycji i tożsamości.

Magdalena Link-Lenczowska