SK8 IS GR8 – recenzja filmu „Najlepsze lata”

Choć Jonah Hill wielokrotnie udowodnił swój talent aktorski, wydawało się, że już na stałe przylgnęła do niego łatka komika. Niesłusznie, bo zdarzyło mu się dowieść, że z rolami dramatycznymi też radzi sobie przyzwoicie. Teraz postanowił sprawdzić się po drugiej stronie kamery, wracając do czasów swojego i przy okazji mojego dzieciństwa. Okazało się to strzałem w dziesiątkę, bowiem "Najlepsze lata" są debiutem, który z dumą można postawić na jednej półce obok "Lady Bird" Grety Gerwig.

Z mojej perspektywy dorastanie w 1996 roku, w Los Angeles, wbrew pozorom nie różniło się tak bardzo od dorastania w tym czasie w blokowisku  pod Warszawą. Co prawda nowinki z zachodu docierały z opóźnieniem, ale galopujący kapitalizm oraz kumple z Anglii i z Kanady, regularnie odwiedzający rodzinę w Polsce, odpowiednio dbali o moją popkulturową edukację. Dlatego od dziecka towarzyszył mi “Street Fighter 2” na Super Nintendo, a w walkmanowych słuchawkach grały pierwsze płyty Wu-Tang Clanu. Nobilitacją było przesiadywanie na ławce z paczką osiedlowych skaterów i mimo, że z samą deskorolką nigdy się nie polubiłem, Air Maxy firmowane przez Michaela Jordana, czy spodnie typu baggy stały się nieodłącznym elementem mojej garderoby. Właśnie do tego beztroskiego świata pozwolił mi na chwilę powrócić mój rówieśnik Jonah Hill, za co będę mu dozgonnie wdzięczny. 

“Najlepsze lata” przyglądają się przedmieściom Los Angeles roku 1996 z perspektywy trzynastoletniego Stevie’ego. Wiek protagonisty odpowiada ówczesnemu wiekowi reżysera, choć zaprzecza on, że mamy do czynienia z autobiografią. Rolę tę brawurowo odegrał Sunny Suljic, znany choćby z występu u Yorgosa Lanthimosa w “Zabiciu świętego jelenia”, a także jako Arteus, syn Kratosa w zeszłorocznej hitowej grze “God of War”. Wychowywany przez samotną matkę (Katherine Waterson) chłopiec, bezskutecznie szuka oparcia w starszym bracie (Lucas Hedges), którego pokój, wypełniony gadżetami z epoki, stanowi dla młodego bramę do dorosłego świata. Przepustką do niego okazują się okoliczni skaterzy, z którymi Stevie nawiązuje kontakt. Co symboliczne, to pod ich wpływem, wiszące nad jego łóżkiem plakaty Wojowniczych Żółwi Ninja zastępują zdjęcia deskorolkowców i dziewczyn z rozkładówki. Urzekła mnie ta scena, bowiem pamiętam, jak sam zdejmowałem ze ściany te same Żółwie i wieszałem wizerunek Lary Croft w bikini. Dzieciak walczy o szacunek nowych kolegów, zdobywając sobie ich sympatię wyjątkową determinacją w dążeniu do opacznie pojmowanej dojrzałości. Zaczynają się używki, imprezy i powroty nad ranem do domu. 

Hill, choć zdarza mu się ukazać zachowania patologiczne, w stylu “Dzieciaków” Larry’ego Clarka, nigdy nie moralizuje, a nawet odnosi się do swoich bohaterów z ogromną sympatią i zrozumieniem. Bryza nostalgii cały czas przyjemnie powiewa, a blaski młodzieńczego buntu dominują nad cieniami. Reżyserowi nie zależy przy tym na szerszym społecznym komentarzu, czy obserwacji zmieniających się trendów, jak uczyniła to Crystal Moselle w “Skejterce”. Pokazuje jedynie, że deskorolka stanowi nie tylko odskocznię od rodzinnych problemów nastolatków, ale jest dla nich ostatnim bastionem przed całkowitym zatraceniem. Marzenia o profesjonalnym skatingu to ich największe życiowe aspiracje. Identyczny problem zgłębił Bing Liu w swoim świetnym dokumencie “Jutro albo pojutrze”. Co ciekawe, w role większości postaci wcielają się prawdziwi skaterzy, którzy zapewne grają poniekąd samych siebie. Wypadają w tym bardzo naturalnie, zwłaszcza Na-Kel Smith, jako przewodzący grupą Ray, który robi tu także za figurę ojcowską dla Stevie’ego. 

Na fakt, że tak dobrze odnalazłem się w “Najlepszych latach” ogromny wpływ ma też doskonała forma filmu. Jonah Hill wykazał się niespotykanym u debiutantów talentem reżyserskim. Pomysłowe ujęcia i zsynchronizowane z muzyką zabiegi montażowe nadają filmowi odpowiedniej dla tematu dynamiki. Nieważne czy oglądamy deskorolkowe wyczyny, czy beztroskie domówki, każda scena jest dopięta na ostatni guzik. Obraz zarejestrował na rzadko obecnie stosowanej taśmie 16 mm, co nadało filmowi odpowiedniej chropowatości. Z ogromną swobodą i najdrobniejszymi szczegółami oddał przy tym realia lat 90., nie zatracając się jednak całkowicie w epatowaniu nostalgią. To nadal produkcja, w której najważniejsi są bohaterowie. Bardzo istotna jest też  ścieżka dźwiękowa. Oryginalna muzyka została skomponowana przez Trenta Reznora i Atticusa Rossa, którzy mogą się pochwalić choćby muzyką do “Social Network”. Jednak sercem są licencjonowane kawałki z tamtych lat. Od A Tribe Called Quest, Wu-Tang Clan i Cypress Hill, po Pixies, Nirvanę. Choć Pojawia się nawet słynne “Gyöngyhajú lány” Omegi i o dziwo pasuje jak ulał.

Nawet jeśli nie identyfikujecie się z bohaterami tak bardzo jak ja, a wasze dzieciństwo nie przypadło na lata 90., powinniście obejrzeć “Najlepsze lata”. Zwłaszcza jeśli jesteście entuzjastami tematyki coming-of-age. To film, który ma szansę być wymieniany jednym tchem obok klasyków gatunku.

Grzegorz Narożny
Grzegorz Narożny
Najlepsze lata plakat

Najlepsze lata

Tytuł oryginalny: „Mid90s”

Rok: 2018

Gatunek: coming of age

Kraj produkcji: USA

Reżyser: Jonah Hill

Występują: Sunny Suljic, Lucas Hedges, Katherine Waterson

Ocena: 4/5