Na wybiegu życia – recenzja filmu „Miss Holocaust”

Z szerokim uśmiechem na twarzy wychodzi zza kulis i pewnym krokiem przemierza wybieg. Przystaje na jego końcu, kłania się i z gracją wraca na miejsce. Sędziowie oceniają nie tylko jej prezencję. Ważne jest także, jakim przesłaniem postanowi podzielić się ze światem. Uczestnictwo w konkursie piękności nie jest błahostką dla ponad 80-letniej kobiety, która przeżyła Holocaust.

Michalina Musielak podgląda przygotowania i przebieg wyborów miss piękności kobiet ocalałych z Shoah. Tę nietypową imprezę organizuje w Hajfie od kilku lat International Christian Embassy. Kamera z antropologicznym zacięciem przygląda się bohaterkom, interakcjom między nimi, śledzi najdrobniejszy gest i mimikę twarzy. Choć strona formalna przywodzi na myśl zwyczajny reportaż, Musielak nie zatrzymuje się na rozpraszających uwagę szczegółach. Potrafi wychwycić znaczące sytuacje, kluczowe momenty i cały czas wpisuje omawiane wydarzenie w szerszy kontekst. „Miss Holocaust” trwa zaledwie 22 minuty, a jednak bystre oko reżyserki potrafi nasycić film znaczeniami tak obficie, że staje się on punktem wyjścia do głębokich refleksji.

Jak postrzegamy wydarzenia historyczne? Wybór miss Holocaustu łatwo odebrać jako skandal. Można zrozumieć pełne oburzenia głosy starszych widzów, jakie podniosły się w sali Kina Muranów po zakończonym seansie. Pamiętać należy jednak, że postrzeganie historii jest subiektywne i zależne od perspektywy poznawczej. Dla pokoleń, które go nie doświadczyły, Shoah może być kluczowym momentem w historii XX wieku, przerażającą i godną najwyższego potępienia zbrodnią (albo też zupełnie na odwrót – minioną błahostką, kilkoma suchymi datami), gdy tymczasem dla bohaterek filmu jest jednym z wydarzeń ich długiego życia. Być może najstraszniejszym, ale zaryzykowałbym stwierdzenie, że nie w każdym przypadku najważniejszym.

Komercjalizacja Zagłady nabiera niejednokrotnie wymiaru naruszenia sacrum, profanacji wizerunku rozważnie i skrzętnie budowanego przez dziesięciolecia. Pokrywano go kolejnymi warstwami polityczno-psychologicznego tynku, który w pewnych miejscach powoli odpada. Uderza on z hukiem o ziemię w jednej chwili, gdy świadectwa kobiet ocalałych z Shoah są mniej istotne niż przystawki wniesione właśnie na salę pełną zaproszonych na wydarzenie gości. Między śledziem a Holocaustem zawiera się jednak bezlitosna prawda: człowiek jest tak skonstruowany, że łatwiej przychodzi mu zapominać niż pamiętać. Kolejne pokolenia uczą się przede wszystkim na własnych błędach, a świadectwa przodków mogą być co najwyżej gawędziarską opowiastką na dobranoc. Zbyt często obserwujemy to na co dzień, by nadal uznawać za skandaliczne czy oburzać się na konsumpcyjną ignorancję. „The times they are a-changin’”? Niestety, wręcz odwrotnie – być może Historia właśnie zatacza koło. Jej zardzewiały, ale niezawodny mechanizm wciąż sunie po z dawien dawna wytyczonych torach.

Jednocześnie jest w tym kolejna smutna prawda – wiele wskazuje na to, że pamięć o okropnościach II wojny światowej będzie stopniowo odchodzić z tego świata wraz z ostatnimi ich świadkami. „Historia magistra vitae” to piękny frazes, którego pustka dźwięczeć będzie w uszach kolejnych pokoleń.

Czym jest pamięć? Czy na pewno umrze ona wraz z ostatnimi ocalałymi z Zagłady? A może jedynie zacznie mówić innym językiem? Paradoksalnie wydarzenia takie jak wybory miss, obserwowane przez Musielak, mogą nauczyć nas tego, jak dotrzeć do współczesnych ludzi z najważniejszym przesłaniem. Już sam tytuł filmu, zaczerpnięty z izraelskich mediów, jest chwytliwy i kontrowersyjny, a przez to przyciągający uwagę. „Nigdy więcej wojen. Niech pamięć o Zagładzie nie zginie” – te słowa nabierają przemożnego znaczenia w ustach ostatnich świadków jednej z najstraszniejszych zbrodni XX wieku. Uczestniczkom konkursu piękności w Hajfie należą się słowa uznania za odwagę.

Jest to nie tylko odwaga w głoszeniu świadectwa, ale i w przełamywaniu stereotypów. Bohaterki „Miss Holocaust” pokazują, że osiemdziesięcioletnie kobiety nie są tylko chodzącymi podręcznikami historii – są ludźmi, którzy mają potrzeby, marzenia i emocje jak każdy z nas. Potrzebę bycia piękną, tęsknotę za chwilą uwagi, dążenie do osiągania wyznaczonych celów. I to właśnie taki przedziwny medialno-popkulturowy twór jak wybory miss pozwala im poczuć się znów najważniejszymi.

Sportretowane przez Michalinę Musielak uczestniczki konkursu są więc przede wszystkim kobietami. Ich wdzięk, energia, pogoda ducha, niezłomność, godność i duma – ale też pewien wyrozumiały dystans do świata – płyną z ekranu szerokim strumieniem. Nie sposób nie uśmiechnąć się do jowialnej Rity, nie przytulić zagubionej Liberty czy nie zastanowić się nad słowami Judit. Krótka, acz treściwa wizyta w świecie bohaterek pozwala też całkiem inaczej spojrzeć na nasze własne babcie, które czasem potrzebują po prostu chwili rozmowy. Muszę w tym miejscu powtórzyć: film trwa zaledwie 22 minuty, a ogrom emocji, jaki udało się zawrzeć, jest wprost niesamowity. To niewątpliwie zasługa przemyślanej, trójdzielnej budowy, konsekwentnego montażu oraz koncepcji reżyserskiej, bezlitośnie (ale jak się okazało – skutecznie) odcinającej zbędne dla narracji fragmenty opowieści.

„Miss Holocaust” pulsuje swoistą girl power po obu stronach kamery. Film nie tylko opowiada o kobietach, ale został stworzony siłami kobiecej ekipy. Jest to kolejna zaskakująca warstwa znaczeniowa, jaką dopisała Historia.

Jakkolwiek zaobserwowane przez Michalinę Musielak z nieprzeciętną wnikliwością i wrażliwością społeczno-kulturowe zjawisko może szokować, dziwić, a nawet oburzać – prowokuje do wielu refleksji, będących zaproszeniem do podróży rzadko uczęszczanymi drogami w rejony, których nie spodziewalibyśmy się odwiedzić. Pozostaje mieć dwa życzenia: aby Michalina Musielak kręciła kolejne filmy oraz abyśmy sami, jeśli dożyjemy tak sędziwego wieku jak bohaterki obrazu, odnaleźli w sobie siłę, by z odwagą kroczyć po wybiegu życia.

Wojciech Koczułap
Miss holocaust

Miss Holocaust


Rok: 2017

Gatunek: dokumentalny

Reżyser: Michalina Musielak

Ocena: 3,5/5