Klasyczna Sala: Goodbye, Dragon Inn – Pięć Smaków 2023

Mglista jasność rzucana przez projektor, drobinki kurzu unoszące się w poświacie, siedzący w fotelu widz, w zachwyconym osłupieniu przypatrujący się narodzinom ulotnej magii – X muza przyzwyczaiła swoich odbiorców do romantyzowania obcowania z filmem w sali kinowej, dysponując w tym celu całym arsenałem środków. Nic bardziej odległego od wizji Tsai Ming-lianga – jego szósty pełnometrażowy obraz, Goodbye, Dragon Inn, polemizuje z podobnymi wizerunkami, stając się wypowiedzią o charakterze wręcz antykinofilskim.

Punkt wyjścia – ostatni seans filmowy – to motyw znany już historii kina, jednak pod okiem tajwańskiego twórcy ulega on daleko idącym rozwinięciom. Przede wszystkim, Tsai autotematyczne rozważania wpisuje we własne, stworzone już w poprzednich utworach, uniwersum, pełne samotności, deszczu i podskórnych pragnień. Wymienione wyróżniki powracają również w omawianym dziele: w przestrzeni budynku, między innymi na sali dalekiej od pełnej, błądzą zatomizowane jednostki, tyleż pragnące kontaktu, co niepotrafiące go znaleźć. Pokazywany klasyk wuxia – Gospoda Smocze Wrota Kinga Hu – jakkolwiek stanowi istotny punkt odniesienia dla całości dzieła (bardziej w wymiarze figuratywnym niż konkretnym), to dla niektórych z bohaterów rzadko staje się przedmiotem zainteresowania. Tsai w swoim utworze stawia pytania o bariery pomiędzy odbiorcą a dziełem – na ile możliwa jest pomiędzy nimi symbioza, czy przysłowiowa „magia kina” faktycznie istnieje, czy stanowi tylko jakiś przedziwny fantazmat, mit. Dla tych, którym problem filmowego dyspozytywu spędza sen z powiek, Goodbye, Dragon Inn może niewątpliwie stanowić przedmiot wielogodzinnych studiów. Tsai dba jednak, by choć na parę chwil przekłuć balon powagi i refleksji: jego dzieło to popis doskonałego poczucia humoru, wynikającego przecież z prostych obserwacji funkcjonowania każdego kinomana, kiedy to musi on wyłuskiwać odbierany obraz spoza szelestu papierków głodomorów lub przeżywa bliskie spotkania trzeciego stopnia z bezceremonialnie wystawionymi cudzymi stopami.

Jednym z najważniejszych dla odczytania Goodbye, Dragon Inn haseł wydaje się widmowość. Taki charakter w optyce Tsaia przejawia sam film: co prawda zostaje kilkukrotnie pokazany w kadrze, jednak w większości przypadków występuje on zaledwie w postaci dźwięku z offu, poświaty na ścianie i terkotu taśmy w budce projekcyjnej czy refleksów na twarzy pracowniczki kina. Jego ulotny charakter współgra z nastrojem schyłkowości kreowanym przez Tajwańczyka. Schyłkowość tę ciekawie mogłoby oświetlić spojrzenie na Goodbye, Dragon Inn przez pryzmat nie tyle slow cinema, ile kategorii późnego modernizmu, w niedawnym czasie opisanej w kontekście polskiego kina przez Miłosza Stelmacha. Doskonale przecież wpisuje się w nią informacja o rzekomym nawiedzeniu kina, w którym rozgrywa się akcja. Kim są więc te duchy przeszłości? Czy to dwaj obecni na sali aktorzy, swego czasu grający w Gospodzie Smocze Wrota? Warto dodać, że jednym z nich jest Miao Tien, w poprzednich filmach Tsaia odtwarzający rolę ojca Hsiao-kanga (głównego bohatera większości dzieł reżysera). Można by zatem przypuszczać, że powraca tu po raz kolejny do roli. Tyle że jego bohater zmarł na początku poprzedniego filmu Tsaia – Która tam jest godzina? (pisaliśmy już o tym filmie w ramach Projektu TUTAJ). Czy zatem Tien odgrywa w omawianym dziele niejako podwójnego ducha? A może większość bohaterów to duchy, snujące się po niszczejącym kinie, którego mała apokalipsa nadchodzi zdecydowanymi, acz wyciszonymi krokami? Skład osobowy na sali projekcyjnej ulega zmianom, kolejne postacie pojawiają się i znikają. Czy to ślad unoszącej się wśród poświaty projektora niematerialnej egzystencji? Pamiętać należy o miejscach „za kulisami”. W czasem trudno identyfikowalnych, czasem zagraconych, ciasnych, labiryntowych przestrzeniach homoseksualni mężczyźni poszukują krótkotrwałej bliskości, a pracowniczka kina stara się znieść swoją zmianę, błąkając się po budynku. Może oni wszyscy są pewną zagubioną marą, wspomnieniem? Czyżby dawnej wielkości? Odczytania odnoszące się do upadku X muzy wpisywałyby się w całość nastroju, poza tym eksplikowane są w dialogu między dawnymi aktorami: „Nikt nie chodzi do kina”. Wydaje się jednak, że nie należy zatrzymywać się na tym poziomie odczytania (które dziś jako teza brzmi w ustach wszystkich przeciwników platform streamingowych), gdyż szósta fabuła Tajwańczyka rozpoznaje i stara się uchwycić sytuację egzystencjalną czy wręcz ontologiczną na wyższym poziomie uniwersalności.

Goodbye, Dragon Inn Tsai Ming-lianga to również dzieło niezwykle precyzyjnie zrealizowane. Mistrzowskie operowanie dźwiękiem pozakadrowym, wyrafinowana inscenizacja na poziomie komponowania ujęć i budowania ich wizualnej wielopłaszczyznowości kodują wszystkie znaczeniowe niuanse ukryte w pojedynczych scenach. To one tworzą nastrojową, melancholijną, chwilami wręcz oniryczną opowieść o doświadczeniu pustki, ulotności i przemijania. Piękno arcydzieła Tsaia polega między innymi na tym, że poprzez jego wyrafinowane audiowizualia można zarówno zatopić się w intelektualnych rozważaniach dotyczących na przykład autotematyzmu, jak również przeżyć prostą, ale poruszającą opowieść o ludziach, którzy przeżywają „tylko” kolejną noc samotności.

* Tekst o „Goodbye, Dragon Inn” ukazał się pierwotnie w ramach Projektu: Klasyka – rok 2003. Zarówno film Tsai Ming Lianga, jak i arcydzieło Kinga Hu znalazły się w programie 17. edycji Festiwalu Pięć Smaków. 

Kacper Słodki
Kacper Słodki

Goodbye, Dragon Inn

Tytuł oryginalny: Bu San / 不散

Rok: 2003

Kraj produkcji: Tajwan

Reżyseria: Tsai Ming Liang

Występują: Lee Kang-sheng, Yang Kuei-mei, Chen Shiang-chyi  i inni

Tsai Ming Liang

Zapis oryginalny: 蔡明亮

Urodzony: 27 października 1957 w Kuching (Malezja) 

Kraj działania: Tajwan / Francja

Wybrana filmografia:
1992: Buntownicy neonowego boga
1994: Niech żyje miłość
1998: Dziura
2001: Która tam jest godzina?
2003: Goodbye, Dragon Inn
2005: Kapryśna chmura
2014: Wędrówka na Zachód
2020: Dni