Unnecessarily Mercenary – recenzja filmu „Deadpool 2”

Sukces finansowy pierwszego Deadpoola teoretycznie otworzył furtkę filmom superbohaterskim z kategorią R, czego pokłosiem był choćby dobrze przyjęty “Logan”. Niestety okazało się, że producenci nadal z ostrożnością podchodzą do trykociarzy w wersji dla dorosłych. Tym bardziej liczyłem, że Deadpool 2 zagra im na nosie, przekroczy kolejne granice i udowodni światu, że dla prawdziwie niepoprawnego politycznie kina też jest miejsce w Hollywood. Przeliczyłem się…

Do Wade’a Wilsona wracamy, gdy znajduje się w niecodziennej, nawet jak na niego, sytuacji. Mianowicie, próbuje popełnić samobójstwo, co może być nieco problematyczne biorąc pod uwagę właściwie nieograniczoną zdolność regeneracji. Co popchnęło go w kierunku tak drastycznego kroku? Tego zdradzał nie będę, choć fabuła to jeden wielki bigos i jest najmniej istotnym elementem widowiska.

Pierwszy „Deadpool” także nie mógł poszczycić się wymyślnym scenariuszem, lecz całość sprytnie spinała klamra osobliwej komedii romantycznej. Tym razem, jak zapowiada sam główny bohater, będziemy mieli do czynienia z wariacją na temat kina familijnego. Twórcy nie są już jednak tak konsekwentni, rzucając widza po przeróżnych gatunkach, oczywiście przy tym ciągle trzymając się “niegrzecznej komedii”. I tak kino zemsty przechodzi w  parodię “Terminatora”, filmu więziennego i heist movie, a finalnie zmierza w kierunku zbyt serio podanej opowieści o patchworkowej rodzinie. To motyw zdecydowanie nadużywany przez blockbustery, widziany choćby nie tak dawno w ostatnich odsłonach “Strażników Galaktyki” oraz “Szybkich i wściekłych”. Jedną z wad drugiego “Deadpoola” jest nadmiar zwrotów akcji i próby uderzania w bardziej dramatyczne tony, co wychodzi pokracznie, bo trudno zaangażować się emocjonalnie w film, który wciąż drwi ze wszystkiego, nawet z samego siebie, a kolejne sceny przypominają bardziej zbiór skeczy niż zwartą historię.

Z humorem też miałem spory problem, gdyż cały gatunek superhero został już wystarczająco obśmiany w poprzedniej części, a tu rdzeń ponownie stanowi autoironia i nawiązania do tamtych żartów. (Ile razy można śmiać się z powolnego odrastania kończyn?).  Łamanie czwartej ściany, dick jokes, groteskowa przemoc i drwiny z popkulturowych klisz – słowem nic nowego. Scenariusz jest jeszcze bardziej pretekstowy niż ostatnio oraz wyraźnie napisany tak, abyśmy przede wszystkim mogli opalać się w blasku zajebistości roli Ryana Reynoldsa. Najgorsze, że nawet tam, gdzie ostrze satyry zaczyna zbliżać się do poziomu najlepszych odcinków “South Parku”, twórcy zatrzymują się wpół kroku, aby tak naprawdę nikogo nim nie zranić. Mimo wszystko znalazła się tu odważnie igrająca z konwencją i autentycznie zabawna sekwencja, mianowicie formowanie drużyny X-Force oraz cała ich dziewicza misja. Szkoda, że z wyjątkiem scen po napisach to jedyna perełka.

Wade’owi towarzyszy tym razem wiele postaci i choć w kilku widziałem duży potencjał, to żadnemu nie pozwolono należycie wybrzmieć, przez co zdają się niknąć w cieniu protagonisty. Reynolds dźwiga całe przedsięwzięcie na swoich barkach, nie zdecydowano się bowiem zafundować mu przeciwwagi w postaci klasycznego złoczyńcy, gdyż akcja pędzi jak szalona, a bohaterowie kilkukrotnie zmieniają front. Tak eksponowany w materiałach promocyjnych Cable przez większość czasu robi za naszkicowanego kilkoma przymiotnikami bossa, któremu po prostu trzeba dokopać. Dopiero w trzecim akcie okazuje się, że Josh Brolin stworzył pełnowymiarową kreację, która stanowi doskonałe uzupełnienie Deadpoola. Spośród plejady herosów wyróżnia się też Domino grana przez znaną z serialu “Atlanta” Zazie Beetz. Szkoda, że do końca pełni jedynie rolę ozdobnika.  

Kiedy dowiedziałem się, że na stołku reżysera zasiadł David Leitch, twórca “Johna Wicka”, byłem spokojny przynajmniej o realizację scen akcji. Okazuje się, że drugi “Deadpool” nie może poszczycić się taką dynamiką, a choreografii daleko do śmiercionośnego baletu znanego z filmu z Keanu Reevesem. Wymianom ognia i ciosów rytm nadaje soundtrack, który choć dobrze dopasowany do scen, nie jest specjalnie oryginalny, bo składa się z popularnych szlagierów, które codziennie można usłyszeć w radiu. Nawet, stanowiący źródło kilku gagów, dubstep reprezentuje chyba najbardziej oczywisty numer tego gatunku, czyli “Bangarang” Skrillexa.

Koniec końców “Deadpool 2” nie jest sequelem złym, ale zupełnie niepotrzebnym. Zabrakło świeżości oryginału, a całość sprawia wrażenie wyniku chłodnej kalkulacji zamiast szczerej geekowskiej zajawki. Nie jestem jednak w stanie jednoznacznie odradzić seansu, bo jeśli oczekiwaliście powtórki z rozrywki, z odrobinę większym rozmachem, prawdopodobnie wyjdziecie z kina zadowoleni. Jeśli zaś, podobnie jak ja, liczyliście, że twórcy rozwiną skrzydła i zaserwują coś bardziej bezkompromisowego, możecie poczuć lekki zawód.

 

Grzegorz Narożny
Grzegorz Narożny

Deadpool 2


Rok: 2018

Gatunek: komedia, akcja

Reżyser: David Leitch

Występują: Ryan Reynolds, Josh Brolin, Zazie Beetz i inni

Ocena: 2,5/5