Krótki Format #3 – „Player One”

"Player One", reż. Steven Spielberg

ready player one

Ocena: 3.5/5

W kinach możemy zobaczyć nowy film Stevena Spielberga, którym wraca do przygodowego science-fiction. Fabuła “Player One” oparta została na powieści Ernesta Cline’a. Świat w roku 2045 zdominowała technologia w postaci OASIS – gry działającej na zasadzie wirtualnej rzeczywistości. Tradycyjne życie często jest ubogie, bez wyrazu, pozbawione perspektyw. Jedyne, co daje nadzieję to zdobywanie artefaktów i ulepszanie avatarów w OASIS, co jednak nie ma odbicia w realnym świecie. Główny twórca gry zmarł, ale ukrył w  niej easter egga. Osoba, która go odnajdzie zostanie wyłącznym posiadaczem wszystkich udziałów firmy i będzie sprawować pieczę nad stworzonym przez niego światem. Minęło 5 lat od śmierci Hallidaya i nikomu nie udało się poczynić postępów w rozwiązywaniu łamigłówek. Próby podejmują już tylko najwięksi fani i poszukiwacze Złotego Jaja oraz ludzie pracujący na zlecenie IOI – złowrogiej korporacji z bezwzględnym prezesem na czele.

Wade Watts – główny bohater – jest poszukiwaczem z powołania. Wraz z przyjaciółmi poznanymi w grze zawzięcie próbują  wykonać questy zaprogramowane przez Hallidaya. Dopiero rozmowa z legendarną Art3mis (którą dotychczas znał tylko ze streamów na Twitchu) prowadzi go do dalszych poszukiwań,skutkujących znacznym przyspieszeniem akcji. Duża część filmu rozgrywa się w wirtualnej rzeczywistości – jest po prostu animowana. Jednak ten fakt, wcale nie sprawia, że postaci czy wydarzenia tracą na autentyczności. Wręcz przeciwnie, oglądając sceny z OASIS mamy wrażenie, że to one są kluczowe, śledzimy je z większym zaangażowaniem. A świat realny… no cóż, wydaje się być wybrakowany. Część fabuły, która ma miejsce w rzeczywistości reprezentuje o wiele niższy poziom. Aktorstwo nie jest najwyższych lotów, a perypetie bohaterów nie pochłaniają widza tak jak wydarzenia, w których centrum znajdują się avatary. Otoczenie w postaci zniszczonych amerykańskich miast nie magnetyzuje tak, jak robią to planety i krajobrazy OASIS.

Uczynienie z twórcy gry wręcz chorobliwego geeka było genialnym posunięciem. “Player One” jest pełen nawiązań do popkultury. Zaczynając od tak oczywistych jak wspominanie Batmana czy dokładne odwzorowanie hotelu Panorama z “Lśnienia”, przez gry na Atari, przywoływanie Mario Kart w żartach, a na soundtracku kończąc. Ścieżka dźwiękowa składa się kultowych kawałków takich jak “Stayin’ Alive” czy “Take On Me”. Aby znaleźć easter egga trzeba być tak mocno oddanym popkulturze jak Halliday.

Podsumowując, “Player One” to film czysto rozrywkowy. Akcja rozwija się szybko, występuje tam sporo żartów, a postaci są po prostu sympatyczne. Ich wewnętrzne konflikty nakreślono raczej płytko, na rzecz poświęcenia większej ilości czasu widowiskowym scenom w OASIS. Twórcy czerpią z motywu “od zera do bohatera” i mimo, że zakończenie jest raczej oczywiste, udaje im się utrzymać napięcie w scenach, które tego wymagają. Science-fiction Spielberga to świetna propozycja, aby po blisko dwóch i pół godziny, można było powiedzieć, że dobrze się bawiliśmy.

Ania Wieczorek
Ania Wieczorek