Ten materiał miał być podcastem, ale wyraźnie wisi nad nim jakaś klątwa, bo złe siły sprzysięgły się i odebrały mi głos. Cóż, na szczęście pamiętam jeszcze szczątkowo jak pisać, więc ten odcinek dziennika CPC ukazuje się w formie graficznej. Natomiast wracając do klątw, temat dzisiejszej pogawędki będzie z nimi bezpośrednio związany, tak jak zresztą morderstwa, tortury, duchy, okultyzm i spaczone poczucie humoru. Macie bowiem okazję przeczytać o 5 najciekawiej się zapowiadających filmach, które zostaną wyświetlone podczas czwartej edycji festiwalu Splat!Film Fest.
W ramach krótkiego przypomnienia, mówimy o największym przeglądzie kina grozy w Polsce. Tego roku przyjął miano „international fantastic film festival”. W poprzednich latach był kojarzony głównie ze słówkiem „horror”, ale fakt faktem, zawsze reprezentował bardzo różne odcienie gatunku, stąd znajdowały się w jego katalogu zarówno krwawe thrillery, jak i czarne komedie czy reprezentanci realizmu magicznego. Myślę, że wstawienie go do nieco większego katalogu, zwanego fantastyka jest zasadne. Jeszcze bardziej znamienna jest sama nazwa. „Splat” w wolnym tłumaczeniu „plaśnięcie” to nic innego jak odgłos towarzyszący opadaniu odciętej kończyny. Nie zdziwcie się, jeżeli zastaniecie wśród seansów pozycje wyjątkowo brutalne. Choć tutaj też nie możecie mieć pewności, bo na poprzednich Splatach trafiałem i na mumblecore’owe ghost stores, i na przepełnione aurą niepewności slow cinema.
Zbliżająca edycja odbywa się już nie tylko w Lublinie jak miało to miejsce dawniej. Oczywiście, nadal lubelskie Centrum Kultury zamieni się przybytek bliski każdemu horrorgeekowi i to już w dniach 26 listopada- 2 grudnia. Dobrą wiadomością jest jednak, że Splat zawita jeszcze do Warszawy 5-9 grudnia, a jej mieszkańcy będą mieli okazję zobaczyć w kilku punktach inny, ale być może jeszcze bardziej atrakcyjny repertuar w Kinotece. Pozwolę sobie, pobawić się w teoretyka i wytypuję 5 najciekawszych, moim zdaniem seansów festiwalu. Za pomoc posłuży mi po części wiedza, po części intuicja, ale przede wszystkim mój gust, któremu mam nadzieję, warto zaufać. Jeżeli jednak macie wątpliwości, spokojnie, uzasadniam swoje wybory. Oczywiście, uważam że dobrym pomysłem jest uczestniczyć w całości festiwalu, bo przecież nie ogranicza się ona do 5 tytułów. Znajdziemy tu w końcu i tunezyjski (!) folk horror „Dachra”, i nostalgiczne „Lato 84”, i kultowe „Halloween” Johna Carpentera. Żadnego z tych seansów nie przegapię. Przedstawię wam tylko, na co czekam najbardziej, czyli za obecność na jakich filmach dam się posiekać! Startujemy.
„Wiatr”
tytuł oryginalny: The Wind
reżyseria: Emma Tammi
występują: Caitlin Gerard, Julia Goldani Telles i inni
kraj: USA
Ten tytuł zwrócił moją uwagę, już podczas przeglądania programu tegorocznego festiwalu w Toronto. Nie tylko poprzez fuzję grozy i westernu, łączącą moje ulubione gatunki. Przede wszystkim dzięki trailerowi, przywodzącemu na myśl „The VVitch”, tyle że na tle dzikich prerii, gdzie gorące powietrze szybko rozwiewa tytułowy podmuch, a samotni osadnicy muszą radzić sobie otoczeni pustynią. Niewiele więcej wiadomo mi o tym filmie, i chyba dobrze, bo tym większą będę miał niespodziankę. Na pewno szykuje się rzecz wizualnie dopieszczona (debiutująca jako reżyserka Emma Tammi wcześniej zajmowała się montażem), muzycznie jazgotliwy (tak, w horrorach to zawsze zaleta) i pogrywający z westernowymi archetypami. Tyle mi wystarczy jako rekomendacja.
„Nóż + serce”
tytuł oryginalny: Heart + knife
reżyseria: Yann Gonzale
występują: Vanessa Paradis, Kate Moran i inni
kraj: Francja, Meksyk
Tutaj o moim wyborze zadecydowała osoba reżysera. Yann Gonzalez jest autorem prawdopodobnie najlepszego filmu krótkometrażowego, jaki w życiu widziałem, „By the kiss„. Czterominutowy clip do muzyki M83 to dzieło, które mimo braku dialogów, miażdży mnie podczas każdego seansu tak samo. Od tego debiutu minęło 12 lat, przez ten czas Gonzalez zrealizował mnóstwo dużo bardziej rozgadanych filmów, nigdy jednak nie porzucił zainteresowania świadomością seksualną, związkami i muzyką. Jednak dopiero w nagrodzonym w Cannes „Islands” (Palma Queer dla filmu krótkometrażowego) reżyser wykazał zainteresowanie horrorem. Była to oda do voyeryzmu, przesycona sekwencjami autoerotyzmu, a pomiędzy tym pojawiały się również brutalne morderstwa oraz nieludzkie istoty. „Nóż + serce” prawdopodobnie będzie również łączył sensualność z agresją, jak obiecuje tytuł. Jest to równocześnie niesamowicie skrajnie przyjęte dzieło Gonzaleza. Przy okazji premiery na tegorocznym festiwalu w Cannes, nie spotkałem się jeszcze ze średnią opinią. Jedni kochają, inni nienawidzą. Ciekaw jestem, do której grupy trafię, chociaż filmowi będącemu hołdem dla giallo i umiejscowionym w światku branży porno skłonnym oddać bardziej serce, niż wyciągać nań nóż.
„Hagazussa”
tytuł oryginalny: Hagazussa
reżyseria: Lukas Feigelfeld
występują: Aleksandra Cwen i inni
kraj: Austria, Niemcy
W tym przypadku pozwolę sobie nie teoretyzować. Wiem, że ten film jest wart obejrzenia, gdyż sam go już widziałem. Mamy do czynienia z austriackim art-horrorem o tematyce czarownic. Jednak w przeciwieństwie do raz już wspomnianego tutaj „The VVitch”, „Hagazzusa” nie jest kinem skupionym na chatce otoczonej lasem. Ten film woli wyjść z bezpiecznej przestrzeni czterech ścian i zabrać nas w głąb owej głuszy. To niespieszny spektakl mrocznej transformacji, któremu towarzyszy pełna niskich dźwięków muzyka zespołu MMMD. Połączenie folku i drone’u to w zasadzie idealna ilustracja tego, co się dzieje na ekranie. Fascynacja starymi gusłami miesza się z odrazą, szaleństwo być może okaże się nowym stanem świadomości, a szok uderzy nas, gdy tylko film będzie zdawał się usypiać. W tym momencie muszę wspomnieć, iż uczestniczę w lubelskiej edycji festiwalu. Z tego powodu niestety pozostaje mi zazdrościć Warszawiakom, że będą mieli szansę spotkać się z reżyserem, Lukasem Feigelfeldem oraz odtwórczynią głównej roli, Aleksandrą Cwen.
„Relaxer”
tytuł oryginalny: Relaxer
reżyseria: Joel Potrykus
występują: Joshua Burge, David Dastmalchian i inni
kraj: USA
Przyszła pora na wdzięcznego reprezentanta festiwalowej sekcji „WTF„. „Relaxer” to film o tym, jak jeden gość przez cały metraż siedzi na kanapie i gra na konsoli. Dlaczego? Główny bohater podjął bowiem wyzwanie, zakładające ukończenie 256 levelu „Pac-mana”. Oczywiście, opis może sugerować, że to będzie awangardowe dziwactwo nakręcone w jednym ujęciu, ale poza tym wszystko inne temu przeczy. Bohatera umiejscowiono w jednym miejscu, ale nie zabroniono mu się odzywać, a także zapewniono szereg atrakcji, jakie czekają na niego podczas gry. Pac-man pozostanie tą samą grą, całe otoczenie gracza ulegnie zaś przemianom. Szykuje się być może najbardziej absurdalny film Splata, lecz jeżeli pozostanie przy tym świadomy, jestem za.
„Najlepsi przyjaciele vol. 1 i 2”
tytuł oryginalny: Best f(r)iends vol 1 & 2
reżyseria: Justin MacGregor
występują: Tommy Wiseau, Greg Sestero i inni
kraj: USA
Tommy Wiseau i Greg Sestero, spotykają się ponownie w filmie opartym na scenariuszu tego drugiego. Obiecywano nam, że tym razem będzie to poważne kino, mające zrealizować niespełnione ambicje pokładane w „The Room”. Gdy jednak film zobaczyli pierwsi krytycy, jasnym już było, że nic takiego nie ma miejsca. Gdy ja zobaczyłem, że to trwająca 4 godziny, dwuczęściowa saga, aż spadłem z krzesła. Wyobraźcie sobie, co by było gdyby „The Room” miało taki metraż. Splat zapewnia nam solidny maraton, mam nadzieję godny fanów antytalentu Wiseau. Wychodzi trochę na to, że naginam zasady, polecając tutaj dwa filmy, ale spokojnie, nagnę je jeszcze bardziej gdy zjedziecie poniżej. Jestem jednak pełen ciekawości jak złe będzie to co zobaczę w „Najlepszych przyjaciołach”.
Bonus:
„Terror firmer”
tytuł oryginalny: Terror firmer
reżyseria: Lloyd Kaufman
występują: Lloyd Kaufman i inni
kraj: USA
Pisałem, że będą tu filmy, dla których dałbym się pokroić, żeby tylko zobaczyć je na dużym ekranie. I faktycznie, dałbym się, ale to wciąż nie załatwi mi dodatkowego urlopu. Dlatego mimo obecności w Lublinie, nie dotrę na warszawską edycję Splata. A tymczasem w stolicy pojawi się sam Lloyd Kaufman, współtwórca wytwórni Troma. Psychol, z którym chętnie pogadałbym o najgorszych filmach świata. Tym bardziej żałuję, że nie zobaczę ani jego, ani filmów, jakie ze sobą przywiezie. O ile „Napromieniowaną klasę” znam dobrze i bawiłem się na niej przednio, o tyle „Terror firmera” jeszcze nie widziałem. A sensu jestem niesamowicie ciekaw, wszakże to niejako film o samej Tromie. Autotematyczne spojrzenie wstecz, na twórczość Kaufmana i jego przyjaciela, Michaela Herza. Zapewne pełne obrzydliwych żartów, tanich efektów specjalnych, kretyńskich pomysłów. Czyli wszystko to, za co kochamy/nienawidzimy (niepotrzebne skreślić) Tromę. Pozostaje smutek, iż na następny seans poczekam pewnie kolejne całe życie.