Historia pewnej dziury – analiza filmu „Dziura”

„Dziura” w oryginale „Le Trou”, mało znany, acz przez wielu uwielbiany, chyba ostatni wielki francuski film przed nadejściem Nowej Fali; obraz z najmniejszą ilością głosów w top 150 Alternatywnego Topu. O czym tak naprawdę jest ta produkcja? Zapraszam do mojej krótkiej analizy.

Kino więzienne to bardzo kłopotliwy podgatunek. Są to opowieści o, było nie było, przestępcach, zbrodniarzach, kryminalistach. Czynienie z tak niejednoznacznych moralnie istot protagonistów, musi, a przynajmniej powinno, wywoływać pewien dysonans poznawczy u widzów. Reżyserzy radzą sobie z tym na różne sposoby, zazwyczaj starając się możliwie wybielić bohaterów, ku uldze widza. Robią to, odwołując się do ludzkiej strony skazańców, jak Darabont w „Skazanych na Shawshank” albo podkreślając winę wykluczającego i niedającego szans państwa jak w serialu „Orange is the New Black”, czy jordańskim filmie „Błogosławione korzyści”. Inną drogą jest skupienie się na więźniach politycznych, wszak większość z nas czuje sympatię do bojowników o wolność i nie są oni „zwykłymi” przestępcami.

Weteran francuskiego kina lat 40. i 50. Jaques Becker podszedł do tego problemu inaczej, ekranizując, opartą na prawdziwej historii, powieść José Giovanniego, który był również współscenarzystą filmu. Położyli oni akcent na sam akt ucieczki, na ludzkie pragnienie wolności i pokonywanie przeszkód na drodze ku niej. W „Dziurze” nie poznajemy historii bohaterów, nie znamy zbyt dobrze ich charakterów, nie wiemy do końca, czego się dopuścili, co zrobią, jeśli uda im się wydostać z celi.

Teoretycznie głównym bohaterem obrazu jest Claude Gaspard, młody człowiek, świetnie wykształcony, dobrze sytuowany. Typowy przedstawiciel dekadenckiej francuskiej wyższej klasy średniej. Jest to ktoś jakby wyjęty z innej bajki, postać przypadkiem przeniesiona z innego świata. Gaspard, zapewne nieświadomie, bardzo skutecznie wykorzystuje swoje zalety. Już w pierwszej scenie obrazu widzimy go ze złotą zapalniczką. Czuje się lepszy od otoczenia, odmawia oddania jej strażnikowi, wiedząc, że nigdy by jej nie odzyskał. Nawet w oczach naczelnika, podczas rozmowy na ten temat, w gabinecie widać szacunek dla osadzonego. Szef więzienia nie widzi przed sobą kolejnego oprycha, a osobę, z którą potencjalnie dobrze się zaprzyjaźnić, która długo tu nie zabawi.

Podobny efekt uwydatnia się przy pierwszej konfrontacji Gasparda z nowymi współwięźniami. Krótka rozmowa, wytłuszczenie swoich racji i „są jego”. „Wzbudził moje zaufanie” mówi jeden z przestępców, inni szybko przytakują. Spiskowcy praktycznie od razu decydują się też wyjawić przybyszowi swój plan. Plan, dla nich wszak cenniejszy niż złoto – ich szalenie ryzykowną ucieczkę ku wolności.

Więźniowie, szczególnie nieformalny lider, najstarszy z osadzonych – Vossellin, czują pewien respekt, pragną akceptacji osoby z innego świata. Na wierzch wychodzą normalnie skrywane uprzedzenia i kompleksy klasowe. Najlepszym dowodem na to są dwie sceny: pierwsza, gdy na samym początku pobytu Gasparda w celi staje on przed gradem pytań zaciekawionego Geo. Rosły skazaniec wypytuje się o życie osobiste nowoprzybyłego, powody znalezienia się w tej niecodziennej i nieprzyjemnej sytuacji etc. Można przypuszczać, iż takie pytania mają na celu lepsze poznanie mężczyzny, sprawdzenie, czy można mu będzie zaufać. Taka impertynencja razi jednak, wspomnianego już, Vossellina, który raz za razem przerywa towarzyszowi, przypomina, iż pytany wcale nie musi odpowiadać. Wszak to nie przystoi, by parias pytał Pana.

Innym potwierdzaniem niewypowiedzianego poczucia niższości „szefa celi” wobec nowego kolegi jest ich nocna rozmowa przy papierosie. „Gospodarz” podkreśla podobieństwa między sobą i interlokutorem, w jego głosie słychać autentyczną radość z tego, iż popełnili podobne przestępstwo, na krótką chwilę Vossellin ulega iście komunistycznej utopii bezklasowości, raduje się samą myślą, że mógłby być równy przybyszowi. Symbolicznie radość ta zostaje szybko ugaszona przez twardo stąpającego po ziemi Geo – tego, któremu kompleksy nie zaburzyły poglądu.

Niestety, pragnienie pokazania celi od strony bardziej socjologicznej niż rozrywkowej skutkuje zaniedbaniem fabuły, która bardzo szczątkowa i pretekstowa porusza się do przodu w sposób dość oczywisty, wręcz torowy. Oczywiście nie każdy film musi ekscytować opowiadaną historią, czy porywać dialogami, ale tu jakoś mi to przeszkadzało. Może to wina wszelkich zachwytów, jakie przed seansem usłyszałem na temat tej produkcji i jej zakończenia.

 W dalszej części tekstu mogą znaleźć się spoilery i informacje potencjalnie psujące radość z projekcji.

Motorem napędowym całego filmu jest jednak psychiczna podróż Gasparda, symbolizowana przez klamrę w postaci zmiany celi przez bohatera, w pierwszej i w ostatniej scenie produkcji. Początkowo bohater jest spokojny, pewny, iż mimo niecodzienności sytuacji szybko opuści mury zakładu karnego. Znalazł się tam wszak w wyniku swoistej zabawy wyższych sfer, romansu, zazdrosnej żony, mściwej służącej.

Rozmowy w celi z nowymi towarzyszami zasiały w nim jednak wątpliwość, a może to znów klasowe pragnienie bycia akceptowanym? Pewna odmiana młodopolskiej chłopomanii, która pchnęła Gasparda w objęcia podniecenia ideą ucieczki, życia poza prawem, ekscytacji kreatywnością, z jaką nowi pobratymcy radzą sobie z trudnościami. Jak każdy wykształcony, wychowany w swoistej bańce młody człowiek, chce udowodnić, że jest przydatny, że jego egzystencja ma sens, że nie jest gorszy i niesprawny. Z fascynacją obserwuje kreatywne obchodzenie drzwi, tworzenie odpowiednika peryskopu ze szczoteczki do zębów, czy odwagę potrzebną do używania nogi łózka do rozbicia podłogi w celi, gdy jednocześnie strażnicy tuż za drzwiami patrolowali. Kiedy w końcu udaje się mu, wspólnie z towarzyszami, znaleźć drogę na wolność, to czuje autentyczną radość i ulgę. Zrobili to, on to zrobił. Nie ma dla nich rzeczy niemożliwych, nie ma dla niego rzeczy niemożliwych.

Jednak sen nie może trwać wiecznie, bohater wspominanych tu już „Błogosławionych korzyści” odnalazł w celi radość ducha, radość i spokój dzięki temu, że był odłączony od świata, jego presji, pretensji i problemów. Gaspard tego szczęścia nie miał, rzeczywistość poczęła mu przypominać o sobie, a sen o byciu zbiegiem ulotnił się niczym nocne marzenie po przebudzeniu.

Pierwszym budzikiem była wizyta kochanki. Kobieta, pełna pasji, fascynacji i tęsknoty przekazała radosną nowinę – żona jest skłonna wycofać zarzuty! Informacja ta jest wstrząsająca, wytrącająca ze snu niczym ta irytująca mucha o 5 nad ranem. Bohater w otumanieniu, znajdując się w stanie zawieszania między snem a jawą, próbuje uciec z koszmaru. Kieruje się do swojej starej celi, do miejsca, które kojarzy mu się z racjonalnym porządkiem przeszłości. Próbuje się odnaleźć, zrozumieć co się z nim działo przez ostatnie godziny, dni, tygodnie. Sen jednak po chwili nadchodzi za sprawą interwencji strażnika. Niczym we śnie również pojawia się przyjazny naczelnik, jawiąc się niczym oniryczna postać, ratuje protagonistę z opresji, a sen powraca na przerwane tory. Ale to, co raz zostało zaburzone, nigdy nie pozostaje takie samo.

Ostateczne przebudzenie nadchodzi w ostatnim możliwym momencie. Ucieczka jest zaplanowana i przygotowana, praca odbyta, swoisty sukces osiągnięty. Teraz pozostaje teoretyczne najłatwiejsza część, czyli sama podróż podziemiami i kanałami ku Paryżowi. W tym momencie nadchodzi ratunek, zwrot akcji. Sen nie może się ziścić, wszak nocne wizje z natury nie osiągają spełnienia.

Gaspard zostaje wezwany do naczelnika, zostaje wyciągnięty z grupy, do której się przysposobił tuż przed ostatecznym aktem przemiany. Jak kubeł zimnej wody na bohatera spada informacja o wycofaniu zarzutów. Jest wolny. Znów jest Gaspardem – arystokratką, a nie Gaspardem – przestępcą. W ostatniej walce o resztki onirycznej wolności od rzeczywistości podejmuje się dyskusji na temat szans na wycofanie zarzutów przez prokuratora. Ale wszyscy wiemy, że to zasłona, że nowy dzień znów brutalnie o sobie przypomniał i czas regeneracji się skończył.

Gaspard wrócił do żywych i na nowo, z boku spojrzał na sytuację. Zbrodniarze są o krok od wydostania się z zakładu karnego! Jako dobry, praworządny obywatel bohater musi powziąć jak najszybsze działania, aby uchronić miasto i jego spokój przed tym potencjalnym zagrożeniem. Musi szczegółowo opowiedzieć wszystko co wie, by sprawiedliwości stało się zadość, a przestępcy ponieśli zasłużoną karę.

Marcin Prymas
Marcin Prymas