Patrz uważnie – recenzja filmu „Zero” – WATCH DOCS

Tegorocznym laureatem Nagrody im. Marka Nowickiego został Kazuhiro Sōda. Laur przyznawany jest przez Zarząd Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka za wybitne osiągnięcia w ukazywaniu praw człowieka w filmie, a statuetka tradycyjnie jest wręczana podczas Międzynarodowego Festiwalu Filmowego WATCH DOCS. W tym roku z uwagi na pandemię japoński reżyser nie mógł przybyć do Warszawy, ale w sieci odbył się masterclass z twórcą, prowadzony przez Łukasza Mańkowskiego, autora bloga Kinema Chromatica, a na widzów czekała mini-retrospektywa jego dzieł. W programie znalazły się Kampania, Pokój, Mental oraz pokazywany na tegorocznym Berlinale projekt zatytułowany Zero.

W swoim nowym filmie, według tradycji numerowanym (ten jest dokumentem obserwacyjnym numer 9), Kazuhiro Sōda powraca do bohatera i tematów znanych ze stworzonego w roku 2008 Mentalu (Seishin). W obu produkcjach Japończyk zagląda do wyjątkowej kliniki Chorale Okayama prowadzonej przez doktora Masatomo Yamamoto. Ów lekarz praktykuje tzw. psychiatrię otwartą, w której uwzględnia się przede wszystkim prawo pacjentów do funkcjonowania w ramach społeczeństwa, a nie w zakładzie zamkniętym. Gościnność i serdeczność doktora Yamamoto i jego żony Yoshiko jest tak wielka, że szpital urządzili w swoim własnym domu.

Sōda wraca do kliniki, jak to ma w zwyczaju, bez wstępnego planu. Po prostu włącza kamerę i czeka, co się wydarzy. Bynajmniej nie przybył tu jednak nakręcić sequel swego dokumentu sprzed lat, żeby odcinać kupony. Powód jest klarowny i jasny: doktor Yamamoto, przekroczywszy 82. rok życia, planuje porzucić praktykę i tym samym zamknąć swój domowy szpital. Zero (Seishin 0) staje się więc epilogiem dawnego projektu, ale w miarę rejestracji zdarzeń, wychodzi na jaw, że będzie to też dokument o czymś innym niż leczenie trudnych przypadków psychiatrycznych. Owszem, pierwsza część filmu jest rzeczywiscie poświęcona zamykaniu Chorale Okayama: spotkaniom z pacjentami, pocieszaniem ich na pożegnanie, dawaniem ostatnich rad i namiarów na innych specjalistów. Znowu możemy doświadczyć tego charakterystycznego spokoju, uważności i życzliwości, z jakimi lekarz podchodzi do wykonywanych obowiązków i jakimi obdarza każdego, kto przekracza próg jego gabinetu.

W dalszych partiach, już po zamknięciu szpitala, Zero zamienia się w film na inny temat. Okazuje się, że Sōda, wcale przecież nie szukając, znalazł doskonałe rozwinięcie tej historii. Zostając po kilkudziesięciu latach bez pracy, od której, według żartu jednego z pacjentów, był uzależniony, doktora Yamamoto zyskał nagle czas na poświęcenie się rodzinie. Całość jego uwagi od tej pory zostaje przeniesiona na chorującą na demencję żonę Yoshiko. To ich relacja staje się kanwą drugiej części dokumentu. Staruszkowie, będąc ze sobą od gimnazjum (!), dopiero teraz mogą tak naprawdę nacieszyć się swoim towarzystwem. Sōda wydobywa surowe piękno z ich codzienności: spacerów za rękę czy krótkich wymian zdań, gdy siedzą zmęczeni i schorowani w salonie. Kruchość małżonków jest tu równie namacalna, jak uczucie, które mimo mijających lat i różnych przeciwności nadal trwa.

Zero

Choć sam Kazuhiro Sōda konsekwentnie określa swoje dokumenty jako obserwacyjne, różnią się one od wzorcowych przykładów direct cinema. Owszem, kamera towarzyszy bohaterom i jest wtopiona w otoczenie, niemal dla nich niezauważalna. Sam reżyser nie umie jednak myśleć o widzianych po drugiej stronie ludziach jak o obiektach, nie potrafi zerkać na nich zimnym, wręcz mechanicznym okiem, jak robi to sprzęt do rejestracji. Skraca dystans, przyjaźnie zagaduje, gdy czuje potrzebę, cierpliwie słucha odpowiedzi. Widzianego po latach pacjenta doktora Yamamoto, którego niegdyś uwiecznił w Mentalu, troskliwie dopytuje o samopoczucie i prosi o zgodę na sfilmowanie wizyty lekarskiej.

Przy takim podejściu reżysera nie może dziwić, że organizatorzy WATCH DOCS nazwali jego retrospektywę „Czuły obserwator”. Oddam zresztą głos dyrektorowi festiwalu Maciejowi Nowickiemu, który zauważył, że: „(…) wśród 10 przykazań Sōdy pierwsze trzy mówią: nie rób researchu, nie spotykaj się z bohaterem zanim zaczniesz filmować, nie pisz żadnych scenariuszy. A kolejne: sam bądź swoim operatorem obrazu, filmuj tak długo, jak to możliwe, wchodź głęboko w niewielkie wycinki rzeczywistości, nie ustalaj tematu ani celu, zanim zaczniesz montować, filmuj długimi ujęciami i wreszcie – sam płać za produkcję”. Sami przyznacie, że ze świecą szukać takiego podejścia we współczesnym kinie. Zaryzykuję nawet tezę, że Sōda jest wyjątkiem na skalę światową, ewenementem, który nie ma naśladowców. Sam reżyser określa swoją wizję jako kansatsu (観察), co po polsku oznacza obserwację. Proces ten uwzględnia nie tylko patrzenie, ale też słuchanie i zrozumienie bohaterów. Sōda, robiąc filmy w taki sposób, pragnie ułatwić widzom wykonanie podobnej serii czynności.

W Zero wszystkie zasady przestrzegane od początku kariery przez Sōdę zostają utrzymane w mocy. Nie zmienia się także ogromny szacunek do portretowanych ludzi i bijący z obrazów japońskiego reżysera humanizm. Wciąż z dużą chęcią przygląda się on losom zwykłych-niezwykłych, a szczególnie osobom starszym, które nie dają sobie w kasze dmuchać. Małżeństwo Yamamotów to nie pierwsi bohaterowie w sędziwym wieku w twórczości Sōdy. Tacy byli również mieszkający w Okayamie Toshio i Hiroki Kashiwagi, dokarmiający zgraję kotów i wspomagający bardziej chorych sąsiadów, oraz ich niedołężny znajomy, Shiro Hashimoto, czyli trio z Pokoju (2010). Jesieni życia doświadczali także rybacy z Ushimado z pokazywanego na Nowych Horyzontach w 2018 roku Morza Wewnętrznego (NASZA RECENZJA). Dla Japończyka przemijanie, starzenie i związane z nimi procesy wydają się normalną koleją rzeczy, zdają się równie godne obserwacji i analizy co kampania polityka czy próby teatralne. Sōda zdaje się nam mówić o świecie, który co prawda odchodzi, ale czyni to z wielką godnością.

Maciej Kowalczyk
Maciej Kowalczyk
zero plakat

Zero

Tytuł oryginalny: Seishin 0

Rok: 2020

Gatunek: dokument

Kraj produkcji: Japonia

Reżyseria: Kazuhiro Sōda

Ocena: 4/5