W pewnym sensie Projekt: Klasyka można porównać do partyzanckiego kopania diamentów. Comiesięczne odcinki mobilizują do górniczych wręcz poszukiwań, odkopywania perełek przykrytych grubą warstwą żelaznego kanonu i wynajdywania zapomnianych skarbów kinematografii z różnych części ziemi. Jak to jednak z pracą na wykopaliskach, znalezione klejnoty nie zawsze wyglądają zgodnie z obrazkiem poglądowym na mapie. Właśnie takim przypadkiem jest Zaczarowana Desna.
To arcydzieło, którego niestety nie sposób jest doświadczyć w pełni – mimo sześćdziesięciu lat od premiery nadal nie doczekało się starannej rekonstrukcji, pozwalającej doświadczyć geniuszu inscenizacyjnego Juliji Sołncewej w całej krasie. Kolory są wyblakłe, cienie nienasycone, detale nieostre, a część krajobrazów pokrywa pikselowa naleciałość. W trakcie seansu trzeba więc, zgodnie z duchem filmu, dowyobrażać sobie prawdziwe barwy wspomnień o dorastaniu i przymknąć oko na niedoskonałą fakturę obrazu. Pamięć przecież nigdy nie zapisuje się w wysokiej rozdzielczości.
Nie tylko jakość, ale też metraż kopii dostępnej w internetowym obiegu nastręcza wątpliwości – czy to na pewno ten sam film, który w 1964 ujrzał światło dzienne? Trwa 77 minut, czyli tyle, ile na GoEast w Wiesbaden, gdzie utwór pokazywano w kwietniu 2022 roku. Ciut dłuższa jest wersja, która w 1965 weszła do francuskich kin; w zależności od źródła, grano wówczas 80 albo 81-minutowy film. Tyle samo ma dostępna na rynku amerykańskim kopia znajdująca się w zasobach kalifornijskiego BAMPFA. W archiwum programowym 13. edycji MFF w San Sebastián Zaczarowana Desna figuruje zaś pod dwoma metrażami – 81 minut i 90 minut. Która wersja otrzymała wtedy specjalną nagrodę jury?
Sprawy nie ułatwiają angielska wersja Wikipedii, część anglo- i rosyjskojęzycznych portali czy agregatorów internetowych – tam znajdziemy informację o czasie trwania 1h 41min. Tyle też podają źródła fińskie, gdzie obraz Sołncewej wszedł do szerokiej dystrybucji w roku 1968. Specjalny pokaz na Moskiewskim Festiwalu Filmowym w kwietniu 2022 trwał natomiast… 97 minut. Informacje o premierze w Związku Radzieckim również nie rozjaśniają sprawy – wedle niektórych do kin wprowadzono ponad półtoragodzinny film, inne mówią o 82 minutach. Co stało zatem się z tymi dwiema, trzema, pięcioma czy dwudziestoma czterema minutami? Czy one w ogóle istniały? A jeśli tak, to kto, kiedy, dlaczego i co dokładnie wyciął? Niestety, ustalenie prawdy na razie nie jest proste, bo rzetelnej literatury na ten temat chyba brak – może, gdy ktoś wreszcie podejmie się solidnej rekonstrukcji, coś uda się wyjaśnić.
W przypadku takich właśnie znalezisk, odkrytych po latach, ale mocno nadgryzionych zębem czasu, niekiedy trzeba zacisnąć wargi i na wiarę przyjąć Historyczną Wagę Utworu. Zaczarowana Desna jest jednak całkowitą odwrotnością tego problemu – mimo cyfrowej grzybni pokrywającej każdy kadr, ta rzeczna impresja imponuje sposobem opowiadania i stylem realizacji inspirowanym malarstwem przełomu XIX i XX stulecia. Sołncewa zamyka wspomnienia Dowżenki w stosunkowo długich sekwencjach, montując je często wewnątrz ujęcia. Ta forma wydaje się najbliższa faktycznemu zapisowi wspomnień. Pamiętamy przecież głównie urywki całych zdarzeń, wycięte fragmenty rozbudowanych ciągów przyczynowo-skutkowych. Wizualna poezja radzieckiej twórczyni uwydatnia moc powieściowego pierwowzoru – akwatyczną wręcz skłonność do dryfu, płynięcia i meandrowania.
Przez blisko trzydzieści lat pracy w branży filmowej Ołeksandr Dowżenko zrealizował zaledwie osiem pełnometrażowych dzieł. Jak pisał dwa lata przed śmiercią: „Skutkiem różnych i bardzo złożonych przyczyn zrobiłem mniej niż mógłbym zrobić (…). Ale wszystkie swoje filmy robiłem szczerze, z gorącą miłością. One były głównym celem mojego życia”. Po okresie stalinowskich czystek, które przerzedziły grono jego współpracowników i doświadczeniu wojny, stracił wiarę i zainteresowanie ruchomymi obrazami, zdecydował się zacząć pracę ze słowem. „Chciałbym umrzeć dopiero wówczas, kiedy napiszę chociaż jedną książkę o ukraińskim narodzie. Kiedy zakreślam granice tej książki, to przed mymi oczami jawi się Donkiszot, Colas Breugnon, Till Eulenspiegel, Mułła Nasreddin, Szwejk. Myślę o tym już pięć lat, szukając odpowiedniej formy. I wydaje mi się, że ją znajduję” – pisał tuż po zakończeniu wojny o pomyśle na Zaczarowaną Desnę.
Dowżenko nie wierzył w filmowy potencjał projektu. Choć właściwy mu styl, pełen plastycznych opisów miejsc i zdarzeń, a także wnikliwych portretów, wydawał się wręcz skrojony pod malowniczy, nostalgiczny dramat, to za ekranizację powieści dopiero siedem lat po jego śmierci zabrała się Julija Sołncewa. Z gwiazdą adaptacji tołstojowskiej Aelity wspólnie tworzyli niepowtarzalny tandem artystyczno-małżeński. Razem nakręcili Szczorsa (1939) czy dokumentalną Bitwę za naszą radziecką Ukrainę. Reżysersko Sołncewa zasłynęła dopiero później, biorąc na warsztat pozostawione przez Dowżenkę Poemat o morzu (1958), Opowieść płomiennych lat (1960) czy właśnie Zaczarowaną Desnę. Trudno chyba o piękniejszy dowód miłości niż zrealizowanie niedokończonych dzieł swojej drugiej połowy.
Skupiona wokół Desny oraz zamieszkującej jej nadbrzeża ludności opowieść serwowana jest z trzech perspektyw. Główny bohater to oczywiście sam Dowżenko; poznajemy go na przełomie XIX i XX wieku, gdy ma 6 lat i żyje w idyllicznej symbiozie człowieka z naturą. Hasa w typowo ukraińskich sceneriach – pośród słoneczników i tytoniu, między zielonymi trawami a brunatnym błotem, ciągle blisko życiodajnego prądu tytułowej rzeki. Druga płaszczyzna to okres drugowojenny widziany oczami czerwonoarmisty, pełna żołnierskiego patosu, ale w wydźwięku różniąca się od typowego dla radzieckiego kina ujęcia tematu. Zło, często w rozliczeniowych produkcjach noszące niemiecki mundur, tutaj pozostaje niewidoczne, ukryte w okopie za grubą warstwą dymu. To nie nazistowska inwazja, a sama wojna stanowi największą tragedię. A może czytać ten zabieg dekolonialnie, zgodnie z myślą, że Wielka Wojna Ojczyźniana „nie była naszą wojną”? Pasowałoby to do rewizjonistycznych postaw z czasów Chruszczowowskiej odwilży.
Trzeci, niedookreślony czasowo segment, opowiada zaś o industrializacji, która zmieniła życia mieszkańców ZSRR w niewiele mniejszym stopniu niż konflikty zbrojne. Dźwięki błogiego dzieciństwa na łonie przyrody kontrastowane są tu stukotem obcasów mechanicznego postępu, symbolizującego dorosłość. Sołncewa ożywia te reminiscencje, zamieniając wspomnienia Dowżenki w ruchome obrazy, starannie skonstruowane konstelacje znaków, symboli i znaczeń. W podobny sposób do tego z Ziemi (1930), nakreślony jest tu stosunek do lokalnej ludności – pełen szacunku, zrozumienia i poparcia, ale krytyczny, a momentami też pełen goryczy. Z jednej strony to wzruszenie ramionami w myśl zasady „są, jacy są, będą, jacy byli”, ale z drugiej też sporo w tym nadziei, że może wraz z rozwojem społecznym odnajdą swoją prawdziwą tożsamość.
W momencie premiery Zaczarowana Desna od razu zdobyła kinofilskie serca i szerokie uznanie za wirtuozerskie połączenie autobiograficznej, elegijnej treści z imponującą scenografią zatrzymującej w czasie niewerbalne formy wspomnień – sceny, pejzaże, powidoki. Zasłynęła m.in. dzięki Jean-Lucowi Godardowi, który umieścił ją na 1. miejscu swojej listy ulubionych filmów roku nad Gośćmi wieczerzy pańskiej Bergmana i Pamiętnikiem pani doktor Claude’a Autant-Lary. W wywiadzie dla redakcji „Cahiers du Cinema” odpowiadając na pytanie „Gdybyś nadal zajmował się krytyką, o czym byś dziś napisał?” obraz Sołncewej zestawiał z dziełami Jerzego Skolimowskiego: „To filmy, o których nie wiem co powiedzieć jako krytyk, dające mi poczucie, że jeszcze wiele muszę się nauczyć”.
Potrzebujemy zwiększenia świadomości o dziedzictwie filmowym naszych wschodnich sąsiadów, zwłaszcza pomijanych przez muzealne i festiwalowe rekonstrukcje dokonaniach Ołeksandra Dowżenki i Juliji Sołncewej. To audiowizualne cuda, które jak najszybciej trzeba wyczyścić, odnowić i oprawić w nowe ramy. Czy podejmie się tego kijowskie Centrum Dowżenki, czy bolońskie Il Cinema Ritrovato, czy jakiś program w stylu World Cinema Project Martina Scorsese – nieważne. Byle szybko i kompleksowo, tak, by niedługo można było zebrać je w rzetelną retrospektywę i ocalić od zapomnienia.
Na razie pozostaje wersja w jakości zbliżonej do wyświetlacza mikrofalówki dostępna na YouTube i czytanie polskiego wydania Zaczarowanej Desny i innych opowieści filmowych w przekładzie Stanisława Edwarda Burego ze wstępem Stefana Kozaka.
Zaczarowana Desna
Tytuł oryginalny: Зачарована Десна
Rok: 1964
Kraj produkcji: Ukraina / ZSRR
Reżyseria: Julija Sołncewa
Występują: Boris Andriejew, Jewgenij Bodnarenko, Zinaida Kirijenko i inni.