Laureat Grand Prix na tegorocznym festiwalu Millennium Docs Against Gravity, czyli Yintah, wyreżyserowane przez Jennifer Wickham, Brendę Michell i Michaela Toledano, ukazuje walkę narodu Wet’suwet’en o suwerenność i ochronę ich tradycyjnych ziem przed ekspansją przemysłu wydobywczego, wspieranego przez kanadyjski rząd.
„Yintah” w języku Wet’suwet’en oznacza terytorium – nie tyle ziemię w sensie kartograficznym, co miejsce głęboko zakorzenione w tożsamości i historii społeczności. Akcja filmu toczy się na północy Kolumbii Brytyjskiej, na terytorium Ludhis Bin przy rzece Wedzin Kwa, gdzie rurociąg Coastal GasLink ma ingerować w święte źródła wodne. Ten obszar, oddalony o ponad 1000 kilometrów od Vancouver, jest centrum duchowego i kulturowego życia Wet’suwet’en – a zarazem strefą walki o prawa rdzennych narodów, które – zgodnie z wyrokiem Sądu Najwyższego Kanady z 1997 roku (sprawa Delgamuukw) – nigdy nie zrzekły się legalnie swojej ziemi.
W 2010 roku zaproponowano aż 13 różnych projektów rurociągów, które miały przeciąć terytorium Wet’suwet’en. Dzięki oporowi społeczności udało się zatrzymać 12 z nich – jedynie projekt Coastal GasLink (CGL) pozostał w grze. Kosztem ogromnych nakładów finansowych i brutalnych interwencji, prace nad rurociągiem poruszają się do przodu. Rząd Kanady, wspierany przez korporacje takie jak Chevron czy TC Energy, próbuje kontynuować tę inwestycję, a także planuje kolejne przedsięwzięcia.
W centrum oporu stoją Freda Huson (Unist’ot’en) i Sleydo’ Molly Wickham (Gidimt’en) – kobiety, które mimo policyjnych nalotów i nakazów eksmisji konsekwentnie przeciwstawiają się inwestycji. Obok nich pojawiają się też inni bohaterowie: dziedziczni wodzowie, tacy jak Na’Moks (klanu Tsayu) czy Dsta’hyl (klanu Likhts’amisyu) – ci, którzy zgodnie z tradycyjnym prawem decydują o losie tej ziemi. Dokument podkreśla solidarność między klanami Wet’suwet’en – takimi jak Likhts’amisyu, Gidimt’en czy Tsayu – które pomimo różnic politycznych i lokalnych napięć jednoczą się przeciwko wspólnemu zagrożeniu.

Reżyserzy Yintah pozwalają widzom wejść w samo serce opowieści, będąc niezwykle blisko swoich bohaterów. Kamera nie tylko rejestruje wydarzenia, ale wręcz uczestniczy w nich – towarzyszy Fredzie, Molly i innym liderom nawet podczas najbardziej napiętych chwil, takich jak brutalne interwencje policji czy aresztowania. Jednym z kluczowych miejsc staje się Obóz Kojota (Coyote Camp), założony przez młodych aktywistów z klanu Gidimt’en jako punkt blokady dostępu do budowy rurociągu. To właśnie tam protestujący stają twarzą w twarz z ciężkim sprzętem, ochroniarzami wynajętymi przez Coastal GasLink i policyjnymi snajperami. W tych momentach funkcjonariusze często udają uprzejmych i twierdzą, że nie reprezentują żadnej ze stron konfliktu. Ta pozorna bezstronność jest jednak hipokryzją, zważywszy na ich rolę jako „prywatnej armii” Chevronu, która wspiera interesy korporacji i rządu kosztem praw Pierwszych Narodów.
Yintah nie jest jednak jedynie opowieścią o bieżącym konflikcie. Film głęboko osadza się również w historycznym kontekście przemocy kolonialnej – przymusowej asymilacji, odbierania dzieci rdzennym rodzinom, skandalach w internatach, które do dziś są otwartą raną w pamięci społecznej. Proces ten, znany jako „Sixties Scoop”, był formą kulturowego ludobójstwa, mającego na celu wynarodowienie rdzennych społeczności i przerwanie ciągłości ich tożsamości. W tym kontekście warto wspomnieć o książce Joanny Gierak-Onoszko 27 śmierci Toby’ego Obeda, która dokumentuje dramatyczne losy dzieci rdzennych mieszkańców Kanady, odbieranych rodzinom i umieszczanych w katolickich szkołach z internatem. Temat ten zgłębia również nagrodzony na zeszłorocznej edycji Millennium Docs Against Gravity Sugarcane, koncentrujący się nie tylko na historiach pokrzywdzonych dzieci, ale i dążeniu rdzennych społeczności do prawdy i zadośćuczynienia. Yintah ukazuje, że trauma z tamtych czasów wcale nie należy do przeszłości – przemoc przybiera dziś nowe formy, ale jej rdzeń pozostaje ten sam: dominacja i podporządkowanie.

Na szczególną uwagę zasługuje rola słynnej RCMP – Królewskiej Kanadyjskiej Policji Konnej, której funkcjonariusze w filmie pełnią funkcję de facto militarnej jednostki represyjnej wobec Pierwszych Narodów. Historycznie RCMP była narzędziem represji: to ona nadzorowała wywózki dzieci do szkół z internatem, uczestniczyła w przymusowych przesiedleniach i rozbijaniu społeczności rdzennych. W Yintah RCMP wraca jako siła egzekwująca interesy korporacji – dokonująca najazdów na obozy, aresztująca starszyznę, kobiety i dziennikarzy.
Twórcy demaskują też pupila liberalnych mediów, czyli byłego już premiera Kanady Justina Trudeau, który publicznie deklarował szacunek wobec Pierwszych Narodów, a za kulisami dopuszczał się działań nie mających nic wspólnego z sojusznictwem. Polityk przedstawiał się jako progresywny lider, wspierający pojednanie i walkę ze zmianami klimatycznymi, jednak jego rząd bezpośrednio wspierał budowę rurociągów naruszających prawa rdzennych ludów. Kłamał w żywe oczy przed kamerami, podpisując jednocześnie umowy z korporacjami, które niszczyły święte terytoria i wodne źródła życia. Ten dualizm polityki – słowa a czyny – czyni z Yintah dokument niezwykle aktualny i oskarżycielski.
Yintah staje się uniwersalną opowieścią o oporze przeciw kolonializmowi – współczesnemu, pozornie „cywilizowanemu”, ale wciąż brutalnemu i nieludzkiemu. Film wielokrotnie przywołuje skojarzenia z sytuacją w Palestynie. Sceny burzenia i odbudowywania struktur obozowych przypominają obrazki z terenów okupowanych przez izraelskich osadników – palestyńskie domy rozbierane przez buldożery, odbudowywane rękami społeczności, i znów niszczone. Paralela z oscarowym dokumentem Nie chcemy innej ziemi wzmacnia ten przekaz – oba filmy pokazują społeczności walczące o przetrwanie i własne terytorium. Niestety, zarówno Palestyńczycy skonfrontowani z krwawym reżimem Netanjahu, jak i pozostawieni na pastwę chciwości koncernów wydobywczych Wet’suwet’en, mają nikłe szanse na świetlaną przyszłość.


Yintah
Rok: 2024
Kraj produkcji: Kanada
Reżyseria: Jennifer Wickham, Brenda Michell, Michael Toledano
Ocena: 3,5/5