Serduszko puka – recenzja filmu „Wszystkie odcienie światła” – Nowe Horyzonty 2024

Zastanawialiście się kiedyś, co usłyszycie, gdy wykradziony z przychodni stetoskop wyślecie na patrol Waszych piersi? Czy usłyszycie jeszcze cokolwiek po latach tyluż zawodów, co zwycięstw? W jednej ze scen fabularnego debiutu Payal Kapadii bohaterka dokonuje tej operacji, szukając autorytetu w biciu własnego serca. Zaryzykuję, że to metafora poetyki całego utworu – powolnego, lecz rytmicznego pukania w przedsionek zmartwionej samotnością duszy; skąpanego w krwistej czerwieni skał Ratnagiri oraz żylastym błękicie mumbajskich plandek.

Autorce nokturna – duża część akcji ma miejsce wieczorami, między finiszem zmiany a pocałunkiem wieńczącym długo wyczekiwaną randkę – można oczywiście zarzucić odejście od wernakularnej perspektywy na rzecz estetycznych klisz festiwalowego kina. Reżyserka sama przyznaje się do zadłużenia wobec francuskich twórców, toteż w czarujących ujęciach oświetlonych latarniami uliczek i subtelnych portretach spacerujących nimi dziewcząt z łatwością odnajdziemy wrażliwość Caroline Champetier czy Agnès Godard. Nic zatem dziwnego, że Wszystkie odcienie światła zrobiły wrażenie na selekcjonerach akurat canneńskiej imprezy – to pierwszy od 30 lat film z Indii, który trafił do konkursu głównego.

Niemniej tematy, nad którymi pochyliła się Kapadia – solidarność w obliczu repertuaru strukturalnych uprzedzeń oraz iluzja wielkomiejskiego dobrobytu – a także wyraźne podkreślenie kulturowej, językowej i religijnej różnorodności przedstawionego środowiska umocowane są w lokalnym dyskursie. Dokumentalistka wzięła bowiem na tapet kanibalistyczną zdolność megalopolis do przekształcania marzeń jego mieszkańców w szpitalny pokarm, którym syci się aglomeracyjne monstrum. Znamienne, że tercet protagonistek zbudowała właśnie z pielęgniarek, inteligentnych kobiet na różnym etapie kariery, pochodzących z innych części kraju, walczących o ekonomiczną autonomię i hodujących przyjaźń na kanwie wzajemnej troski. Trudno dbać o zdrowie urbanistycznej dżungli, jeśli współczesne szeptuchy są pozbawionymi głosu prekariuszkami – ubolewa zdobywczyni Złotego Oka za W mroku niepewności.

Mimo rangi wyłaniającego się w trakcie seansu problemu, tj. przykrych skutków aranżowanych małżeństw, impresyjna kompozycja o zmagającej się z osobistą pustką po wyjeździe partnera Prabhie, zakochanej w innowiercy Anu oraz kapitulującej przed deweloperską bezwzględnością Parvati utkana jest z momentów wymownej ciszy i romantycznych migawek. Dość powiedzieć, że dla pierwszej z nich lekarstwem na porzucenie okazuje się noc spędzona w objęciach ryżowaru, sposobem na tajną komunikację jej współlokatorki zaś – ofiarowanie pocałunku chmurom z nadzieją, iż deszcz wkrótce zrosi usta kochanka. Operując tak łagodną paletą emocjonalną i równie eliptycznymi zabiegami narracyjnymi, trzeba w pełni zaufać nie tylko scenariopisarskiej intuicji – wielu zarzuci dziełu nazbyt ślimacze tempo – ale także zdolnościom aktorek. W przypadku współpracy z Kani Kusruti, Divją Prabhą i Chhają Kadam ryzykowna decyzja okazała się słuszną.

Wskazując na charakterystyczną dla danego regionu kolorystykę pejzażu, zaznaczyłem we wstępie, że film ma w zasadzie podwójną strukturę – gdy kobiety udają się do południowych prowincji, miejską melancholię zastępuje zgoła odmienny nastrój wakacyjnej nudy. Znajdują tam nie tylko nieskazitelną radość z dzielenia się słonecznym blaskiem czy chwilową wolność od konwenansów, ale także szczyptę magii i zaskakujących zwrotów akcji. Kapadia nie jest natomiast naiwna – plaże Konkanu zarówno oferują bezkresny horyzont, jak i dostarczają wymagających opieki rozbitków, z kolei melodyjnym dźwiękom Emahoy, etiopskiej królowej pianina, towarzyszą niekiedy mniej wyszukane brzmienia.

Rzadko przychodzi mi zgodzić się z wyborami światowych trybunałów smaku, szczególnie w przypadku cinécriture féminine i utworów, które spotyka wątpliwy zaszczyt udziału w przetargu o etykietę społecznego komentarza, aczkolwiek tegoroczne Grand Prix przyznano w pełni zasłużenie. I wcale nie chodzi o identyfikację z ekranową rzeczywistością lub polityczne zaangażowanie – podobnie jak autorka, aż tak łatwowierny nie jestem. Nie roszczę sobie prawa do zasiadania przy stoliku, który w finałowej scenie okazuje się przestrzenią symbolicznego pojednania. Chcę być natomiast tym chłopcem, który na drugim planie tańczy z słuchawkami na uszach – obstawiam, że drepcze w rytm The Night Frankiego Valli & The Four Seasons. Innymi słowy, wystarczy mi kąpać się w podobnych odcieniach światła. Tylko wtedy badanie stetoskopem przyniesie jakiś efekt i nie spotka się z absolutną ciszą.

Tomasz Poborca
Tomasz Poborca

Wszystkie odcienie światła

Tytuł oryginalny:
All We Imagine as Light

Rok: 2024

Kraj produkcji: Francja, Indie, Holandia, Luksemburg, Włochy

Reżyseria: Payal Kapadia

Występują: Kani Kusruti, Divya Prabha, Chhaya Kadam i inni

Dystrybucja: Gutek Film

Ocena: 4/5

4/5