Ludzie przegrani – recenzja filmu „Wiking”

Pierwsze miesiące roku 2022 przyniosły nam dwie wybitne adaptacje dzieł Szekspira. Chociaż obie stworzone przez Amerykanów i odrzucane w ojczyźnie Barda z Avon, to jednocześnie zdają się być na całkowitych antypodach artystycznych wizji. Ale czy tak jest w istocie? Zapraszam do recenzji Wikinga Roberta Eggersa.

Nazywanie trzeciego dzieła pochodzącego z Nowej Anglii twórcy adaptacją szekspirowskiego Hamleta jest pewnym nadużyciem, z którego warto wybronić się już na starcie. Formalne literackie źródło Wikinga jest bowiem dużo starsze, gdyż Eggers sięgnął po legendę o Amlethcie, nordyckim księciu duńskim (bądź islandzkim), która była także główną inspiracją słynnego dramaturga. Jednak takie przedstawienie sprawy to kolejne nadużycie i uproszczenie. Opowieść utkana przez Eggersa wspólnie z islandzkim poetą, pisarzem i tekściarzem Björk, Sjónem (który w kinie współtworzył już m.in. Lamb, Tańcząc w ciemnościach i Islandzką masakrę harpunem wielorybniczym) jest raczej niezwykle pieczołowicie przygotowaną fuzją nordyckich legend, tekstów Szekspira (być może więcej niż Hamleta znajdziemy tu Makbeta), utworów Sofoklesa (szczególnie Króla Edypa i Antygony) oraz cytatów z popkultury i gier komputerowych. A to wszystko dopracowane w najdrobniejszym szczególe, bez jednej zbędnej sceny czy kadru. W fabularnej obietnicy Wiking jest niezwykle prosty – otóż wikiński król Aurvandil zwany Krukiem Wojny (Ethan Hawke) zostaje zamordowany na oczach swojego małoletniego syna Amletha w wyniku zamachu stanu przeprowadzonego przez jego bękarciego brata Fjölnira (Claes Bang). Skazany na zagładę chłopiec ucieka, poprzysięgając, że „pomści ojca, uratuje matkę i zabije Fjölnira”. W trakcie ucieczki zostaje przygarnięty przez grupę wilczych wikingów, z którymi wyrusza na Ruś, gdzie wyrasta na nieustraszonego wojownika  (Alexander Skarsgård). Zemsta jednak nie może czekać wiecznie.

Eggers i Sjón tworzą świat bohaterów-marionetek, spętanych klątwą urodzenia i samospełniających się przepowiedni, dla których jedyną nadzieję stanowi wizja boskiej, wieczystej Walhalli. W akcie perwersyjnej przewrotności losu zaludniają jednak swoją wizję Europy przełomu IX i X wieku nieskończoną gromadą duchów, nieumarłych, czarownic – jednostek uwięzionych mimo śmierci na ziemskim łez padole; jakoby chcieli powiedzieć – nie ma nadziei, nie ma ucieczki dla człowieka. Może dlatego tyle tu znajdziemy pragnienia ucieczki w zwierzęcość, brutalnych obrzędów, w których ludzie performują zachowania psów, wilków, czy niedźwiedzi, fizycznie i mentalnie chcąc zedrzeć z siebie klątwę człowieczeństwa. Podobnie jak w poprzednich arcydziełach kina grozy podpisanych ręką Eggersa, to właśnie performatywny aspekt ludzkiej wiary i to, jak nasze własne przekonania kształtują odbieraną przez nas rzeczywistość i stanowią miecz, od którego każdy z nas polegnie, stanowią główne zainteresowanie reżysera. Bardzo istotna jest tu, zdawałoby się, błaha sekwencja gry w Knattleikr – dziwne wikińskie połączenie piłki ręcznej z krwawą bójką, do jakiej zostaje zmuszony Amleth, gdy udaje niewolnika Fjölnira. Protagonista nie zna zasad rozgrywki, która niezwykle ekscytuje zarówno kibicujący dwór, jak i jego towarzyszy oraz przeciwników na boisku. W związku z tym zachowuje się instynktownie i przypadkowo; mimo umiejętności oraz warunków fizycznych przewyższających oponentów raz za razem doprowadza do klęski swojego zespołu. Boiskowe pogubienie stanowi tu metaforę błądzenia człowieka w niezrozumiałym świecie, które ostatecznie każdego wiedzie do nieuniknionej klęski.

wiking

Intrygujący kontekst, jeśli chodzi o to, co może dostarczyć nam amerykańskie kino, maluje się, gdy skontrastujemy Wikinga z inną amerykańską adaptacją odwołującą się do legend średniowiecznego europejskiego poematu. Przed niecałym rokiem Pan Gawen i Zielony Rycerz został wręcz zbrukany abominacyjną i oderwaną od europejskiego kontekstu adaptacją popełnioną przez Teksańczyka z krwi i kości. Wywodzący się z arturiańskiej mitologii poemat posłużył wtedy do przedstawienia wydartej z najgorszych zachodnich stereotypów wizji naiwnego średniowiecznego chrześcijaństwa połączonej z ahistorycyzmem, ładnymi kadrami udającymi dobrą operatorkę i topornie dodanym nawiązaniem do #metoo. W tym kontekście jeszcze bardziej zachwyca zrozumienie i pietyzm, jaki pochodzący z inteligenckiej rodziny Eggers pokazał przy adaptowaniu ważnego fundamentu europejskiej kultury i historii.

Wiking pod żadnym pozorem nie jest produkcją historyczną, mimo to, jak prawdopodobnie żaden inny anglojęzyczny obraz wcześniej oddaje stan psychiczny i rzeczywistość tak kluczowego elementu europejskiego średniowiecza, jakim były podboje i kultura Wikingów. Pochodzący ze Skandynawii wojownicy od VIII wieku de facto ukształtowali kontynent, nie tylko rewolucjonizując myślenie o flocie, czy strategiach podboju, ale także m.in. zakładając pierwszą i najważniejszą ruską dynastię Rurykowiczów, tworząc potężne państwo w Normandii, czy odbijając z rąk Arabów i budując silne państwo na Sycylii oraz w południowej Italii. Mimo to w popkulturze dostajemy głównie ahistoryczne rogi w trakcie podboju Wielkiej Brytanii, najlepiej prowadzonego przez kogoś czarnoskórego jak w serialowych Wikingach (osób o semickiej urodzie i Czarnych we wczesnośredniowiecznej Europie było na pęczki, ale w Italii, Iberii czy Francji a niekoniecznie w Skandynawii). U Eggersa za to, cytując ekspertkę od epoki „powstał porywający, krwawy film o Wikingach, ich historii, mitologii, rytuałach. O wszystkim tym, o czym czytało się w książkach historycznych”. W końcu światowa publika może zobaczyć Ruś i zrozumieć ból, jaki towarzyszył zarówno ruskim niewolnikom, jak i ich zwycięskiej obstawie, gdy ograbieni z pięknych borów i lasów nagle musieli zaakceptować konieczność życia na zimnej i nieurodzajnej Islandii czy norweskich fiordach.

wiking

Omawiany film to jednak po pierwsze blockbuster, nawet jeśli zadziwiająco przy tym arthousowy. To produkcja przepełniona scenami akcji, a jednocześnie wybitnie dopracowana wizualnie. W warstwie formalnej należy wymienić trzy podstawowe inspiracje. Gdy skupiamy się na monarchistycznym aspekcie opowieści, pokazana zostaje rodzina królewska bądź jej dwór w sytuacjach oficjalnych, postaci zostają ustawione niczym w średniowiecznym obrazie i jednocześnie niejako zatopione w czasie – nieruchome. Sprawia to wrażenie, jakby niczym średniowieczne rysunki i ryciny (tak pięknie adaptowane przez Tomma Moore’a w Sekrecie księgi z Kells i Sekrecie wilczej gromady NASZA RECENZJA) aktorzy stawali się dwuwymiarowi. Dokładnie przeciwny efekt buduje z kolei w sekwencjach walki, których w Wikingu nie brakuje. Każda z nich nie tylko jest niezwykle widowiskowa i ekscytująca, ale także formalnie nawiązuje do innego stylu wizualnego. Mamy zatem m.in. szturm, w którym niezwykle silni i waleczni wojownicy pokonują dziesiątki niekompetentnych wrogów w posoce krwi niczym w japońskich hack’n’slashach 3D, sekwencje walk żywcem wzięte z Ryse: Son of Rome, starcie z przebudzonym nieumarłym bossem wprost z bijącego aktualnie rekordy popularności Elden Ring od From Software, czy cytujący wizualnie walkę Anakina Skywalkera z Obi-Wanem Kenobi pojedynek podczas erupcji wulkanu. Trzecią niewątpliwą inspirację stanowi tu kino nieme. Z jednej strony Wiking jest wręcz przepełniony niby wyrwanymi z Męczeństwa Joanny d’Arc zbliżeniami na twarze z bardzo ekspresyjną mimiką. Z drugiej nie da się nie zauważyć, że w świecie, gdzie bohaterowie pogrążeni są w wiecznej nocy, bardzo rzadko pokazywana zostaje faktyczna noc. Większość ujęć po zmroku, zgodnie z regułami niemieckiego ekspresjonizmu, zostaje przedstawiona za pomocą monochromatycznego filtra z silnym niebieskim nasyceniem.

To ostatnie stanowi zresztą jeden z wielu elementów podkreślających umowność i teatralność świata przedstawionego przez Eggersa. Realizm w żadnym momencie nie był celem twórców Wikinga; wręcz przeciwnie. Podobnie jak we wzmiankowanej we wstępie Tragedii Makbeta Ethana Coena (NASZA RECENZJA), opowieść zostaje wzięta w teatralny nawias. Główna różnica, na jaką zdecydował się Eggers, polega jednak na charakterze tej konwencji. U Coena nie ma wątpliwości, że Wiedźmy wybitnie zagrane przez Kathryn Hunter są równie realne (a przy tym nierealne), jak wszystko inne przedstawione w obrazie. Teatralna, ekspresjonistyczna rzeczywistość daje magii i przeznaczeniu równie dosłowne miejsce jak morderstwu Króla Duncana. W Wikingu zdecydowano się na ścieżkę niedopowiedzeń spopularyzowaną przez kino grozy na przełomie XX i XXI wieku. Ulubionym pytaniem stawianym wtedy przez twórców horrorów było „co się dzieje naprawdę”, czy ten duch faktycznie istnieje, czy po prostu protagonista cierpi na jakąś chorobę psychiczną. Dylemat ten został do tego stopnia nadużyty, że aktualnie uważany jest raczej za szkodliwą kliszę niż interesujące rozwiązanie. Eggers, podobnie jak w Czarownicy: Bajce ludowej z Nowej Anglii i Lighthouse jednocześnie przedstawia widzom to pytanie, jak i momentalnie na nie odpowiada: „To nie ma znaczenia”. Nie jest ważnym, czy Odyn naprawdę oddziałuje, czy to tylko halucynogenny napój. Nie odgrywa żadnej roli fakt, czy wiedźma rzeczywiście przepowiedziała coś Amlethowi, czy ten traci po prostu kontakt z rzeczywistością. Wszystko, co się liczy, to to, w co wierzymy, w co chcemy wierzyć. Ten rozdźwięk między prawdą a względnością rzeczywistości zostaje zresztą wprost wypowiedziany kilkukrotnie. Dzieje się tak m.in. gdy protagonista w końcu konfrontuje się z matką lub w momencie, gdy wydaje mu się, że Walkiria wiezie go do Walhalli. Przebudzenie protagonisty w drugiej sytuacji zostaje skwitowanym krótkim: „Twój sen o życiu wiecznym musi poczekać”.

wiking

Gdybym musiał podsumować Wikinga jednym zdaniem, powiedziałbym, że to Potop (który zostaje tu zresztą w jednej scenie zacytowany wizualnie) zmieszany z Elden Ringiem w IX wieku. Konstrukcyjnie obraz Eggersa stworzony został niczym powieść; podzielony jest na pięć rozdziałów i prolog podobnie jak w arcydziele Fritza Langa M – Morderca każdy utrzymany w inny kluczu gatunkowym. Reżyser bawi się zwłaszcza w przedostatnim akcie, gdy Wiking zmienia się w pełnoprawny horror, jednak przedstawiony z punktu widzenia nieznanego zła napadającego na spokojnych mieszkańców. W tym ostatnim kryje się zresztą jeden z najważniejszych faktów dotyczących tej produkcji. Eggers i Sjón absolutnie nie są zainteresowani oceną moralną, nawet więcej zdają się nie wierzyć w jej istnienie. Prowadzi to do dość nieznanego mainstreamowej publice faktu – nie wiadomo czy protagonista jest bohaterem, czy antybohaterem; czy powinniśmy mu kibicować, czy wręcz przeciwnie. Każdy wszak jest bohaterem pozytywnym swojej własnej opowieści – to jedyna opowieść, jaką tak naprawdę mamy. Tym rozważaniom głębi dodaje absolutna subiektywizacja scenariusza, wszystkie wydarzenia oglądamy z perspektywy Amletha, spojrzenie widza zostaje maksymalnie ograniczone. A postać grana przez Skarsgårda to wszak jedynie straumatyzowany chłopiec, którego dzieciństwo zostało brutalnie przerwane a poprzez to niejako mitologicznie unieśmiertelnione. Tworzący swój własny kult ojca-męczennika bohater nigdy nie miał możliwości przeżyć nastoletniego buntu, zakwestionować tego, o czym go przekonywano w dzieciństwie. Dzięki temu tak fascynująca staje się postać królowej Gudrún (Nicole Kidman), tutejszej Gertrudy, Lady Makbet, Jokasty, Klitajmestry albo po prostu Gudrún. Postaci, która równie dobrze może być makiawelicznym złem lub skrzywdzoną ofiarą, która dąży do własnego szczęścia kosztem oprawcy.

To dopiero przyczynek do wskazywania kontekstów i istotnych elementów Wikinga. Bez żadnych wątpliwości trzeci obraz Roberta Eggersa jest dziełem absolutnie wybitnym i jednym w swoim rodzaju, które jeszcze przez dekady będzie inspirowało filmoznawców i ekspertów. W tym momencie pozostaje mi jedynie serdecznie zachęcić Was do seansu, koniecznie w kinie z możliwie najlepszym projektorem (czernie są tu niezwykle ważne, a w wielu miejscach zwłaszcza multipleksach ten aspekt projekcji zostaje zepsuty) i rozkoszowania się krwawą ucztą wizualną połączoną z perfekcyjnym scenariuszem. 



Marcin Prymas
Marcin Prymas
wiking plakat

Wiking

Tytuł oryginalny:
 The Northman

Rok: 2022

Kraj produkcji: USA, Islandia

Reżyseria: Robert Eggers

Występują: Alexander Skarsgård, Anya Taylor-Joy, Claes Bang i inni

Dystrybucja: UIP

Ocena: 5/5