Świat poza sensem, film poza gatunkiem – recenzja filmu „Wielka Noc” (2021) – Pięć Smaków

30 czerwca 2016 na prezydenta Filipin wybrany został Rodrigo Duterte. Trzykrotny burmistrz miasta Davao – do dziś cieszący się w metropolii dużym uznaniem – z powodzeniem kontynuował tradycję autorytarnych przywódców umiejętnie grających na antyestablishmentowym resentymencie i kompletnym braku zaufania do instytucji państwowych. Duterte stał się już zresztą medialnym zjawiskiem jako polityk wytwarzający wokół siebie atmosferę niebezpiecznej, pozornej swojskości – jak na przykład wówczas, gdy porzuca sztywny garnitur protokołu na rzecz ukochanego przez populistów mówienia „po prostu, jak jest”: prezydent wypowiadał się już na temat pandemii COVID-19 (mniej więcej tyle, że antyszczepionkowców należy zabić) czy gejów (sam nim był, dopóki nie został cudownie wyleczony przez piękno kobiet). Po sześciu latach rządów próbował przedłużyć okres swojego wpływu na politykę kraju poprzez strategiczne wystawienie w wyścigu o prezydenturę córki, która jednak przegrała z kandydatem będącym – tak się akurat składa! – synem Ferdinanda Marcosa, byłego dyktatora Filipin rządzącego krajem przez ponad dwadzieścia lat. Dziś chwiejną demokracją zarządzają więc przekłamujący pamięć o krwawych rządach ojca dziedzic oraz, jako wiceprezydentka, córka samozwańczego szeryfa wymierzającego sprawiedliwość na własną rękę.

Dokładnie ten krajobraz trochę farsowej, a z pewnością niepokojącej machiny wpływów jest tematem filmu Juna Roblesa Lany opowiadającego o jednej, za to bardzo intensywnej, nocy młodego Dharny, który odkrywa swoje nazwisko na dzielnicowej watchliście, spisie podejrzanych o zażywanie narkotyków. Choć obecność na liście wynika zapewne z błędu albo niedopatrzenia, sprawy nie można zbagatelizować – po wprowadzeniu przez prezydenta Duterte programu brutalnej, nieludzkiej wojny z narkotykami podobne dokumenty funkcjonują w policji jako mordercza to-do-list określająca kolejne cele do eliminacji bez żadnego prawnego postępowania, przewodu sądowego czy możliwości obrony. Obrazuje to dosadnie scena na bazarze otwierająca film – z motocykla zsiada mężczyzna, wyciąga przed siebie pistolet i bez wahania strzela do jednego ze sprzedawców. Agresor wsiada z powrotem na pojazd, odjeżdża i nigdy więcej nie widzimy go na ekranie – przygodny charakter tego epizodu, jego ostentacyjna niemal zwyczajność sugerują, że to tylko jedno z seryjnie powtarzanych zdarzeń, element sztafażu miejskiego życia. Także świadkowie, w tym główny bohater filmu, nie wydają się zajściem szczególnie poruszeni, jakby świadomi, że karykatura sprawiedliwości w wydaniu prezydenta Duterte i jego watażków jest egzekwowana bezpośrednio na ulicy, z pominięciem wszystkich niedogodności procedur.

Jeśli wspominałem wcześniej o groteskowo odgrywanej figurze szeryfa, to dlatego, że dla reżysera gatunkowa gra w klasy jest kluczem całej opowiedzianej historii. Dharna wspina się na kolejne szczeble drabiny narastającej nieprzejrzystości politycznej: od trzęsącej swoim rejonem Madame, która angażuje się zarówno w bale u wysoko postawionych, jak i wizaż zmarłych maskujący brutalną śmierć z rąk policji, poprzez hedonistycznego hipokrytę, aż po akuszerkę chyba tylko przez niezrozumiały dla nikogo przypadek reprezentującą swój okręg. Wędrówka ta jest tyleż podróżą po prawdziwym mieście, co przejażdżką po filmowych nastrojach, rozwiązaniach i tonacjach. Z bliska towarzysząca Dharnie kamera z taką samą uwagą chwyta komizm wpisany w kolejne kręgi biurokratycznego piekła, jak i momenty prawdziwej grozy, kiedy okazuje się, że radosny karnawał niekompetencji i fałszywych tropów z całą bezwzględnością wykorzystywany bywa przez co silniejszych graczy układających sobie miasto zgodnie z własnymi życzeniami. Kapryśne zmiany nastroju obrazu trafnie ujmują równie niespójną filipińską rzeczywistość, w której morderstwo sąsiaduje z konkursem w rodzaju Mister Gay, porachunki mafijne – z bezpretensjonalnym flirtem, a wśród żywych przechadzają się pouczający ich zmarli.

O ile gatunek – w filmie, ale i innych tekstach kultury – miał tradycyjnie służyć legitymizacji wzorców zachowań, rozładowywać społeczne napięcia poprzez oferowanie spójnych, mitologicznych narracji, o tyle w Wielkiej nocy ośmieszenie gatunkowego puryzmu służy też wyeksponowaniu fundamentalnego fałszu wyobrażenia o jakiejkolwiek społecznej koherencji. Najwyraźniejszy tutaj komediowy ton sam zresztą pochodzi z rejestru komizmu slapstickowego – grający Dharnę Christian Bables świetnie oddaje bezradność i niezborność swojej postaci – czyli typu humoru najbardziej może anarchicznego, nieposłusznego wobec wymogów dobrego gustu i bezpiecznej iluzji świata przedstawionego. Niewybredna komedia cielesna zawsze jest bowiem podejrzanie klejąca, bliska widzom, domaga się takiej samej cielesnej reakcji – nie inaczej jest w przypadku Wielkiej nocy, w której komizm płynnie przechodzi w gęstniejącą duszność, a absurd – w koszmar więżący tak głównego bohatera, jak i widzów. Podczas gdy opowieść o świecie może i kiedyś nadawała mu sens, odyseja Dharny eksponuje już tylko bezustanny ruch kołowrotu, w którym nieodnoszące żadnego skutku działania bohatera zostają sprowadzone do najbardziej rudymentarnej warstwy: wędrówki ciała po ekranie. Jedyny sens, jaki możemy tutaj wyczytać, gnieździ się właśnie – zdaje się mówić Lana – w wierze, że film może tę wędrówkę przedstawić z całym jej bezsensem i niesprawiedliwością.

Z tematem narkotykowej wojny prezydenta Duterte mierzył się także pokazywany w tym roku w Wenecji nowy film Lava Diaza When the Waves are Gone [NASZA RECENZJA]. Obraz filipińskiego mistrza slow cinema jest wprost reprezentacją apokalipsy – rozpadającego się, gnijącego świata, dla którego nie ma za bardzo innej nadziei niż biblijny potop. Tak jak u Diaza jednym z symboli zepsucia była choroba bohatera dosłownie pochłaniająca coraz większe płaty jego skóry, u Lany dezintegracji ulega sam film jako możliwa do zamknięcia ramami gatunku opowiastka. Choć tego świata nie uratuje już żadna porządkująca mitologia, nie pozostaje nic innego niż ciągle na nowo próbować go przedstawić – a o kompulsywnym charakterze tych prób świadczy najlepiej wykrzyknik postawiony na końcu oryginalnego tytułu. Pod warstwą komediowego krążenia głównego bohatera Big Night! desperacko krzyczy bowiem o jakiekolwiek resztki sprawiedliwości w świecie samozwańczych szeryfów à rebours, w którym wyczerpał się cały racjonalny sens.

Aleksander Kmak
Aleksander Kmak

Wielka noc
Tytuł oryginalny:
Big Night!

Rok: 2021

Kraj produkcji: Filipiny

Reżyseria: Jun Robles Lana

Występują: Christian Bables, Gina Alajar, Nico Antonio, John Arcilla

Ocena: 3,5/5

3,5/5