Grande Tour — recenzja filmu „Wicked”

Wicked to jeden z najbardziej znanych broadwayowskich musicali. Wystarczy obejrzeć kilka filmów, których akcja dzieje się na Times Square, żeby natknąć się na reklamę tego przedstawienia. Adaptacja filmowa wydawała się kwestią czasu, jednak powstawała w bólach od wielu lat. Fani mieli wiele obaw, chociażby w związku z podzieleniem historii na dwie części, a także castingiem Ariany Grande. Jon M. Chu wydawał się być odpowiednim człowiekiem na odpowiednim miejscu. Swoim In The Heights udowodnił, że jak mało kto rozumie gatunek, potrafi kreatywnie używać muzyki, choreografii i nawet w Washington Heights udaje mu się znaleźć odrobinę magii.

Wicked to historia złej wiedźmy z zachodu (Cynthia Erivo), antagonistki Czarnoksiężnika z krainy Oz z 1939. Okazuje się, że zielonoskóra bohaterka nie była postacią negatywną od samego początku. Film jest adaptacją pierwszego aktu musicalu, skupiającego się w głównej mierze na okresie nauki Elphaby na uniwersytecie Shiz, a także przyjaźni z Galindą (Ariana Grande), która potem, już jako Glinda, pomoże Dorotce w znalezieniu drogi do Czarnoksiężnika.

To dosyć przewrotna historia. Poza tym, że postacie grane przez Erivo i Grande nie są czarno-białe, Oz okazuje się światem, który wcale nie jest tak kolorowy, jak się wydaje. Bo chociaż magiczna kraina zachwyca wielkimi scenografiami, kostiumami i gadającymi, a nawet grającymi na instrumentach, zwierzętami, pozostaje przy tym alegorią państwa totalitarnego. Czarnoksiężnika można nazwać typowym dla różnego rodzaju dyktatur liderem. Nie da się mu odmówić charyzmy, porywającej tłumy do działania. Dzięki propagandzie zyskał status wybrańca dysponującego magicznymi mocami, gdy tak naprawdę ich nie posiada (co wiemy z każdej adaptacji), jednak tylko ten film pokazuje, że ma świadomość, jak rządzić narodem. Trzeba kreować mu wspólnych wrogów i brać sobie na cel różne mniejszości – w tym przypadku zwierzęta, a także zielonoskórą Elphabę. Jest w tym filmie scena, która przypomina mi jeden do jednego Śmiertelną zawieruchę (reż. Frank Borzage; 1940) opowiadającą o początkach władzy nazistów w III Rzeszy. Tam Żydowski profesor, który cieszy się ogromnym szacunkiem wśród studentów i społeczności akademickiej, musi zmierzyć się ze skierowanym w jego stronę antysemityzmem, aż w końcu traci z powodu swojego wyznania możliwość wykonywania zawodu. Podobny los dzieli tu  postać kozy,której głosu użycza Peter Dinklage. W jednym momencie szanowany naukowiec wykładający od kilkudziesięciu lat zostaje pozbawiony godności, zawodu i musi rozważyć emigrację z obawy przed eksterminacją. Elphaba także mierzy się z ostracyzmem i kpinami ze strony społeczeństwa ze względu na swój kolor skóry i również staje się wrogiem narodu. Motyw rasizmu i szeroko pojętej ksenofobii jest w Wicked niezwykle ważny.

Przede wszystkim to jednak barwne, wysokobudżetowe i magiczne widowisko. Musical od wielu lat radzi sobie w światowej kinematografii całkiem dobrze. Co roku powstaje kilka świetnych produkcji z tego gatunku, jednak moim zdaniem, żadna z nich nie była aż tak spektakularna i zrealizowana z takim rozmachem. Ostatnim porównywalnym filmem było chyba Les Miserables. Nędznicy z 2012 roku. Setki tancerzy ubranych w kolorowe, przepiękne stroje, śpiewają tu i tańczą wśród ogromnych scenografii zbudowanych na planie w przeciwieństwie do ostatnich premier, gdzie skala była dosyć mała, statystów było niewiele, a kostiumy i scenografie nie robiły aż takiego wrażenia i zupełnie nie przypominały klasycznych filmów. M. Chu postawił tu na prawdziwe sety, a nie tła generowane komputerowo i to widać. Dzięki temu Oz naprawdę ożywa i przypomina musicale z lat 50. i 60., takie jak My Fair Lady,  Hello, Dolly, Brigadoon czy Oklahoma!. Podobnie jest z muzycznym repertuarem. Spodziewałem się raczej piosenek podobnych do tych z Balu Ryana Murphy’ego czy In The Heights, ale nie występuje tu rap czy współczesny pop. Wynika to poniekąd z okresu powstania musicalu scenicznego, roku 2003. Twórcy filmu postanowili jednak nie uwspółcześniać piosenek (o co zarzuty fani scenicznego oryginału kierowali w stronę tegorocznych Mean Girls). Więc jeśli Annette, Wonka czy wyżej wymienione tytuły nie spełniły waszych oczekiwań – być może właśnie Wicked zaspokoi głód na klasyczne musicale w technicolorze i panoramicznym formacie. Krainę Oz na ekranie kinowym widzieliśmy już wiele razy. W baśniowej odsłonie w oryginale z 1939 roku, wersji unowocześnionej (Czarnoksiężnik z krainy Oz Sidneya Lumeta), a także bardzo mrocznej (Powrót do Oz). Wicked łączy wszystkie te podejścia, zachowując przy tym oryginalność. Na myśl przychodzą tu chociażby najlepsze produkcje Tima Burtona takie jak Sok z żuka, Edward nożycoręki, Duża ryba czy Alicja w krainie czarów.

Warto pochylić się także nad obsadą. Cynthia Erivo wciela się w legendarną broadwayowską rolę i ma zaszczyt śpiewać jedną z najbardziej znanych i uwielbianych piosenek w historii musicalu scenicznego czyli Defying Gravity. Zgodnie z oczekiwaniami, aktorka nie zawiodła i zachwyca, przede wszystkim wokalnie. Finałowa sekwencja z tą piosenką pozostawia widza z gęsią skórką i łzami w oczach. Trzeba jednak przyznać, że całe show należy do Ariany Grande. Na początku myślałem, że rolę powinna otrzymać Renee Rapp albo Amanda Seyfried. Piosenkarka uciszyła jednak wszystkich swoich krytyków, ponieważ to jedna z najlepszych ról, jakie widziałem w tym sezonie i uważam, że powinna za nią otrzymać Oscara. Galinda okazuje się być najtrudniejszą postacią do zagrania, bo ciężko określić gdzie kończy się jej głupota, a zaczyna wyrachowanie. Kiedy faktycznie robi coś z dobroci serca, a kiedy po to, aby osiągnąć swój własny cel. Potrafi w ułamku sekundy zamienić maskę. Warto także podkreślić, że Grande jest przede wszystkim przezabawna. Musical często odwołuje się do filmów z okresu klasycznego i Grande swoją grą również nawiązuje do różnych legendarnych dam wielkiego ekranu. Znajdziemy w jej kreacji komediowe wyczucie godne Katharine Hepburn, urok Marylin Monroe, grację Audrey Hepburn, a nawet pozy przywodzące na myśl Marlenę Dietrich w Błękitnym Aniele czy Lizę Minelli w Kabarecie. Grande pokazała niebywały talent i charyzmę, a także wybitne uzdolnienie wokalne (ale w nie  chyba nikt nie wątpił). Cały drugi plan też jest godny pochwały i zapada w pamięć przede wszystkim czarujący i przezabawny Jonathan Bailey, ale także mroczne role Michelle Yeoh i Jeffa Goldbluma. Także Peter Dinklage w roli kozy samym głosem jest w stanie złamać widzowi serce.

Wicked to musical na jaki czekałem od lat, nie zawiódł moich oczekiwań ani trochę i sprawił, że poczułem w kinowym fotelu prawdziwą magię. Legendarny Broadwayowski musical otrzymał godną adaptację filmową, która zarówno publiczność, jak i krytykę. Wszystko wskazuje na to, że stanie się on jednym z największych oscarowych graczy i bardzo mnie to cieszy.

Alan Chrzan

Wicked

Rok: 2024

Kraj produkcji: USA

Reżyseria: Jon M. Chu

Występują: Cynthia Erivo, Ariana Grande, Michelle Yeoh i inni

Dystrybucja: United International Pictures

Ocena: 4,5/5

4,5/5