Drugi film o tym samym tytule autorstwa Wojciecha Smarzowskiego – jak zresztą cała wcześniejsza twórczość reżysera – podzielił widzów, jeszcze zanim większość z nich go zobaczyła. Jedni rozpoczęli partyzantkę internetową, wystawiając mu negatywne oceny na Filmwebie. Drudzy zaś, ekstatycznie zakomunikowali światu, że Smarzol stworzył obraz czasów, na miarę dramatu Wyspiańskiego z początku XX wieku. Wesele (2021) faktycznie traktuje o polaryzacji, na którą skarżą się wszyscy z nas, jednak nie dotyka jej w sposób zbiorowy. Więcej, mówi o tendencjach samego Smarzowskiego, niż o Polkach i Polakach.
Prób połączenia kilku wątków w jedną, spójną całość było w historii kinematografii mnóstwo. Te bardziej udane, jak Nashville Roberta Altmana czy Magnolia Paula Thomasa Andersona, na stałe wpisały się w kanon i wyznaczyły pewne solidne fundamenty, których należy się trzymać, aby nie pogubić się zarówno w warstwie tekstowej, jak i później, podczas łączenia materiału w całość. Kluczowy element – sprawna ręka montażysty – niestety został w najnowszym Weselu pominięty.
Tak jak w pierwszej wersji z 2004 roku, Smarzowski przeplata główną opowieść wypowiedziami uczestników zabawy. Paweł Laskowski, który montował wówczas każdy kolejny film Smarzola, został w najnowszej produkcji zastąpiony przez Krzysztofa Komandera. Ta zmiana twórcy Wołynia nie wyszła na dobre – część scen połączono bardzo topornie, często rozdzielając je krótkimi klipami z przyjęcia ślubnego, które nijak nie pasują do przedstawianego kontekstu.
Punktem wyjścia do przybliżenia najważniejszego dnia w życiu Tomka i Kasi są losy dziadka panny młodej – Antoniego Wilka (w tej roli, ostatni raz na ekranie, Ryszard Ronczewski). Stary AK-owiec cierpiący na demencję i problemy z samodzielnym funkcjonowaniem, przez cały czas wraca pamięcią do swojej przeszłości. Retrospektywne przemyślenia kombatanta są wynikiem listu, który podczas udzielania parze młodej błogosławieństwa otrzymał od przedstawiciela ambasady Izraela. Rozbudzona ciekawość wobec tego, co znajduje się w treści wiadomości od miłości z młodych lat, rzutuje na współczesność, w której Antoniemu Wilkowi przyszło żyć.
Ile srok da się złapać za ogon jednocześnie?
Wojciech Smarzowski po raz kolejny pokwapił się na przedstawienie prawdy o dzisiejszym świecie poruszając jak najwięcej wątków. Przeszkodą okazał się nie być jednak metraż, a pióro, którym od początku swojej kariery reżyser pisze swoje scenariusze. Problemy z tuszem pojawiały się już w jego filmach od pewnego czasu, ale dopiero przy Weselu (2021) śmiało można stwierdzić, że na kartki scenopisu rozlała się autorowi zawartość kałamarza.
Niczym młody Antoni Wilk wiejską świnię, w jednej z pierwszych retrospekcji, Smarzowski uderza widza siekierą w głowę, wrzucając na tapet kolejne, jakże trudne tematy. Już po premierze Domu złego zarzucano mu epatowanie przemocą, aczkolwiek w filmie o ludobójstwie trudno postąpić inaczej. Tutaj również można by było zastosować wobec reżysera taryfę ulgową, wszak ma być to film o antysemityzmie, obecnym w polskim społeczeństwie od zawsze. Jednakże, poza tanimi i naprawdę topornymi analogiami do historii naszego kraju, nie ma w tym filmie żadnej wskazówki, by prezentowana historia naprawdę dyktowała ukazanie kadrów pełnych zbezczeszczonych zwłok, gwałtu analnego dokonywanego przez prosiaka i palenia stodoły z ludźmi zamkniętymi w jej wnętrzu.
Poza wulgarnymi zabiegami, Smarzowski powiela wątki poruszona już wcześniej. Choć na pochwałę zasługuje uczynienie z niewielkiej części uczestników zabawy abstynentów, to jednak alkoholizm wciąż wiedzie prym. Dalej ciągną się kolejne problemy, które przybierają tu raczej formę utartych schematów: zdrady, odradzający się turbonacjonalizm, ksiądz inspirowany postacią Jacka Międlara, kolejny duchowny cytujący Jarosława Kaczyńskiego, skorumpowana policja, wspomniany już antysemityzm, ksenofobia względem imigrantów zarobkowych, przemoc wobec zwierząt, przemoc wobec ludzi… można wymieniać bez końca. Jakby tego było mało, całość zamyka scena, w której mała Żydówka przygrywa na skrzypcach Rotę.
Patryk Vega prezentuje
Przewodnią myślą tegorocznego Wesela jest założenie, że choć czasy się zmieniają, to nasza polska mentalność pozostaje niezmienna. Choć ta koncepcja wydaje się mieć jakieś uzasadnienie, to jednak od twórcy pokroju Wojciecha Smarzowskiego wymagam jakiegokolwiek rozwoju, a nie kurczowego trzymania się pozycji, na którą wszedł przy początku swojej twórczości. To uporczywe powielanie estetyki, która przyniosła mu upragniony rozgłos, odbija się także na postaciach – zarówno pierwszoplanowych, jak i uzupełniających.
W castingu pominięto mniej znane twarze. Manierą Smarzola jest jednak stała współpraca z stałym gronem aktorów, więc nie mam co do tego pretensji. Więckiewicz, Kulesza, Łabacz czy Jakubik grają, w miarę równo i dobrze. Nie mniej głównie odtwarzają swoje role, nie dodając nic od siebie. Problem polega na tym, że nie dostali od scenarzysty żadnej szansy na wykreowanie interesującej postaci. Bohaterowie Wesela są nudni, jednowymiarowi, bezrefleksyjni i patetyczni. Żaden z nich nie przechodzi wyrazistej przemiany, mimo, że trzymając się realiów historycznych, wydarzenia na ekranie tego wręcz wymagają. Warte uwagi jest obsadzenie części aktorów w dwóch rolach, aczkolwiek co komu po tym, skoro postaci te giną w potoku myśli, jaki Smarzowski z Wesela uczynił.
Niełatwo się także zorientować, kto w rzeczywistości ma mieć na ekranie pierwszeństwo. Rysiek (Robert Więckiewicz) – pogrążony w długach patoprzedsiębiorca, który za wszelką cenę chce rozwijać swój mięsny biznes, niczym nie odbiega od standardowego protagonisty znanego z filmów Patryka Vegi. Jest bezkompromisowy, wulgarny i chamski. Ojciec panny młodej nie szanuje innych ludzi, ani samego siebie, ale jednocześnie pozbawiony został cech, które pozwoliłyby obdarzyć go empatią widzów.
O parze młodej również nic ciekawego się nie dowiadujemy. Kaśka – ciężarna córka potentata branży mięsnej zdaje się mieć (jak i jej matka) najwięcej wiarygodności. Michalina Łabacz w tej roli poradziła sobie zresztą bardzo dobrze, kwitując trudne sytuacje wymowną mimiką.
Nie zamierzam jednak krytykować gry aktorów, bo u większości z nich widać było próbę posklejania strzępków portretów psychologicznych odtwarzanych postaci, które poległy w pojedynku z kondensacją wątków fabularnych. Być może, te z pozoru silne, charaktery zyskałyby, gdyby jeszcze bardziej rozszerzono metraż lub zdecydowano się na stworzenie z Wesela kilkuodcinkowego serialu. Finalnie widać w tym projekcie niedokładność, który bynajmniej nie służy Smarzowskiemu już od jakiegoś czasu – podobno właśnie opóźnienia realizacyjne spowodowały, że filmu zabrakło w selekcji tegorocznej edycji gdyńskiego festiwalu.
Zobacz jak pięknie płonie
Po obejrzeniu zwiastuna i zapoznaniu się z kampanią marketingową tej produkcji bardzo liczyłem, że prymitywna oprawa graficzna jest tylko zagrywką, która zresztą wypaliła przy promocji Kleru. Natomiast końcowy efekt nie odbiegajakością od plakatu – jest powierzchowny, prosty i rozczarowujący. W ustach pozostaje niesmak, że odpowiedzią na haniebny i kłamliwy dokument będący ekranizacją książki Wojciecha Sumlińskiego o “żydowskim rozbiorze Polski” ma być Wesele Smarzowskiego.
Refleksje jakie wzbudził we mnie najnowszy projekt twórcy Drogówki nie dotyczą ani mordu na Żydach dokonanego m.in. przez Polaków w Jedwabnem, ani całej prawicowej mitologii, która wokół pogromu narosła. Zatrważa raczej sposób, w jaki reżyser te wszystkie tematy potraktował, bo zrobił to albo od niechcenia w celach łatwego zarobku, albo celowo, by sprowokować naród do odwiedzenia kin i dyskusji. Szkoda tylko, że obiektem rozmów po seansie będzie jakość tej produkcji, a nie niechlubna historia naszego społeczeństwa.
Żydzi są tu wyłącznie poniżani, bici, mordowani. Nie mają ani osobowości, ani własnego języka. Stanowią wyłącznie postać kozła ofiarnego używanego przez Polaków do wyartykułowania swoich faszystowskich zapędów. Brak tu wyrazistych postaci, którym widz mógłby współczuć, a XX-wieczni mieszkańcy Jedwabnego sprowadzeni są do roli tej świni, którą co jakiś czas Smarzowski torturuje na ekranie. Historia na szczęście tak nie wyglądała, co zresztą na kartach swojej książki Sąsiedzi starał się ukazać Jan Tomasz Gross. W pierwszej kolejności, polecam zabrać się za tę lekturę, bo jeśli nie kubeł zimnej wody w postaci braku rozbicia box office’u, to nic nie powstrzyma Smarzowskiego przed całkowitym oderwaniem od rzeczywistości.
Wesele
Rok: 2021
Gatunek: czarna komedia, społeczny
Kraj produkcji: Polska
Reżyseria: Wojciech Smarzowski
Występują: Robert Więckiewicz, Agata Kulesza, Michalina Łabacz i inni
Dystrybucja: Kino Świat
Ocena: 2/5