Intymne oświetlenie – recenzja filmu „W świetle dnia” – Nowe Horyzonty

W świetle dnia, debiutancki obraz Dénesa Nagya, który przyniósł mu nagrodę Srebrnego Niedźwiedzia za reżyserię podczas tegorocznego festiwalu Berlinale, jest kolejnym dowodem na to, że nikt nie potrafi malować wojennych portretów tak jak od dekad robią to Węgrzy – bez krzty romantyzacji abstrakcyjnego zbiorowego bohatera, za to z pełną inwestycją w egzystencjalny dramat jednostki, służący za obraz historycznych traum pars pro toto, oraz z niesamowitą precyzją w szkicowaniu uniwersalnych relacji, które wyprane z kontekstu nadal oddają ducha wielkiej tragedii.

Fabuła utworu, inspirowana fragmentami powieści Pála Závady, przedstawia tułaczkę węgierskiego kaprala i jego oddziału, który na zlecenie nazistowskiego okupanta patroluje wsie i lasy zdobytych rosyjskich ziem w poszukiwaniu ukrywających się partyzantów. Sposób intymnego relacjonowania wojennej historii przez pryzmat jednostkowego bohatera i przyklejonej do niego kamery budzi skojarzenia z pracą Mátyása Erdélya przy Synu Szawła. I choć takie położenie żołnierza to sytuacja historycznie dobrze znana, nadal zadziwia pewną dozą absurdu, za który odpowiada seria fałszywych ukłonów i dekretów. Podobnie jak Miklós Jancsó w Gwiazdach na czapkach, Nagy oddaje bezsens wojny poprzez działania jednego z jej trybów – zagubionego indywiduum, które raz przyjmuje, innym razem wydaje rozkazy, świadomie i beznamiętnie tkwiąc w pułapce między posłuszeństwem a śmiercią i łaknąc tych rzadkich promieni nadziei, które wpuszcza w ramy swych cudownie oświetlonych kadrów Tamás Dobos.

Paradoksalnie to właśnie zachowawczość i pozorny chłód stają się oznakami resztek ludzkiej godności w rozpalonej od dział atmosferze wojny. Toteż charakterologicznie trafna jest scena, w której István Semetka (Ferenc Szabó) ratuje życie radzieckiemu uciekinierowi – spoglądając głęboko w jego oczy niczym w ślepia umęczonego drogą konia, odnajdując w nich zrozumienie i wspólnotę uciemiężonych Historią, i odchodząc, by złożyć los rannego w inne dłonie. Gest doskonale oddaje sposób pozakadrowego obrazowania przemocy – atak partyzantów następuje w najciemniejszą noc z możliwych, a torturowanie więźniów zazwyczaj komentowane jest metonimicznie, za pomocą detali jak rozlane na podłodze starej chaty mleko.

Najbardziej dramatyczna scena palenia stodoły pełnej wieśniaków, niewątpliwie odsyłająca do podobnych przedstawień w wojennych filmach, jak ta pamiętna z Idź i patrz, również nie pretenduje do bycia kulminacyjną – swoją plastyką prowokuje raczej do przemyśleń niż wywołuje bezwarunkowe odruchy wzruszenia. Semetka dostrzega dym i płomienie z oddali, przedzierające się przez gęstwinę drzew niczym krzyki mordowanych przez deski drewnianej mogiły. Krzyki, których tak naprawdę nie słychać, bo dotarłszy na miejsce, bohaterowi pozostaje jedynie przyglądać się gorejącemu stosowi, obok którego studnia i żuraw stoją równie bezczynnie jak on sam – jakby prosiły się o uwagę, jakby domagały się użycia w lepszym celu.

W świetle dnia, równie oszczędny emocjonalnie co zachwycający naturalistyczną estetyką zdjęć i prowadzeniem nieprofesjonalnej grupy aktorów, to w gruncie rzeczy subtelny portret człowieka bezradnego wobec terroru wojny – żyjącego z dala od ojczyzny, służącego pod obcym sztandarem, walczącego z wrogiem, który jeszcze niedawno był przyjacielem. Jest niczym stalowy żołnierski kubek, ledwie unoszący i kołyszący się w wiadrze wody niesionym spragnionym jeńcom – walczy ile sił, waży decyzje, lecz każdy ruch powoduje wpadnięcie doń kilku kolejnych kropel aż przygnieciony ciężarem spocznie na dnie.

Tomasz Poborca
Tomasz Poborca

W świetle dnia

Tytuł oryginalny: „Természetes fény”

Rok: 2021

Gatunek: wojenny, dramat

Kraj produkcji: Węgry, Łotwa, Niemcy, Francja

Reżyseria: Dénes Nagy

Występują: Ferenc Szabó, László Bajkó, Tamás Garbacz i inni

Dystrybucja: Aurora Films

Ocena: 4,5/5