Oto nadszedł zapowiadany od lat pełnometrażowy debiut anglojęzyczny Pedro Almodóvara. Jeszcze kilka miesięcy temu nasuwało się na usta pytanie: a komu to potrzebne? We wrześniu W pokoju obok zwyciężyło jednak w Wenecji, co nie zdarzyło się wcześniej filmom reżysera na żadnym festiwalu, więc Hiszpan może czuć branżową satysfakcję. Sprawa artystycznego sukcesu nie jest już jednak tak oczywista.
Pedro Almodóvar od kilku dekad płynie na nieprzerwanie wznoszącej fali. Festiwale przyjmują go z otwartymi rękami, o dystrybucję gdziekolwiek może być spokojny, nawet kiedy chodzi o produkcje krótko- lub średniometrażowe. Żadne petycje w obronie Romana Polańskiego ani Panama Papers nie naruszyły pozycji reżysera na dłuższą metę. Pojedyncze spadki jakości w stylu Przelotnych kochanków (2013) czy zarobków jak przy Julietcie (2016) – co związane było prawdopodobnie ze wspomnianym skandalem finansowym – szybko odeszły w zapomnienie po kolejnych filmach. Z taką pozycją wiąże się jednak również dyskursywne hipotetyzowanie losów filmu w sytuacji, gdyby podpisane było pod nim mniej znaczące nazwisko. Aż chce się na to odpowiedzieć frazką o babci i wąsach. Almodóvara ogląda się (i trzeba przyznać, że ta bezosobowa forma pasuje jak ulał do społecznego anturażu wokół jego kina) od ponad czterdziestu lat. Spoglądając na to, w jaki sposób wachlarz tematyczny reżysera ulegał zmianie nie tylko wraz z wiekiem, ale nade wszystko ze wzrostem sum na bankowych kontach, można pokusić się o stwierdzenie, że to właśnie cała ta jego klasowa ewolucja, opowiedziana poprzez historie babek, matek, ciotek i koleżanek, stanowi centrum jego filmografii. I od tej myśli podniebienia uwolnić się nie da.
Pomiędzy rozliczeniem z przeszłością na poziomie osobistym w Bólu i blasku [NASZA RECENZJA] i narodowym w Matkach równoległych [NASZA RECENZJA] Almodóvar rozpoczął prace nad kilkoma anglojęzycznymi projektami ze znanymi hollywoodzkimi buziami. W ten sposób na ekranach znalazła się całkiem udana adaptacja Ludzkiego głosu Jeana Cocteau z Tildą Swinton w centrum, a także homoerotyczny western wyprodukowany przez Saint Laurent – Dziwne ścieżki życia z Pedro Pascalem i Ethanem Hawkiem w rolach głównych. Oba wypadały raczej niezobowiązująco. Ot, co estetycznie wysmakowane i podszyte tragikomizmem pizdryki, o kontakcie z którymi zapominasz w ciągu kilku tygodni od seansu. Kontynuując początkowe rozważania o obecnej pozycji reżysera, należy podkreślić, że mimo hollywoodzkiego anturażu W pokoju obok to wciąż samodzielna produkcja El Deseo. Za punkt wyjścia pełnometrażowego debiutu anglojęzycznego Almodóvar przyjął opublikowaną podczas pandemii koronawirusa powieść Sigrid Nunez, przetłumaczoną w mijającym roku na język polski jako Pełnia miłości. Z gąszczu zawartych w niej opowiastek wybiera główny wątek, w którym pisarka spaja w jedno relacje między kobietami i chęć odejścia z tego świata na własnych zasadach wobec śmiertelnej choroby.
Do akcji Hiszpan wprowadza łopatą. Grana przez Julianne Moore Ingrid podpisuje egzemplarze swojej nowej książki, która opowiada o trudnościach radzenia sobie ze śmiercią najbliższych. Po złożeniu autografu na wydaniu przyniesionym przez nastoletnią lesbijkę – a jakże inaczej – zauważa w kolejce starą znajomą. Informuje ona Ingrid o ciężkiej chorobie ich wspólnej przyjaciółki z dawnych lat. Mimo że Ingrid i Martha (w tej roli anglojęzyczna muza Almodóvara, Tilda Swinton) od lat nie miały ze sobą kontaktu, to od razu widać, że to jedna z tych znajomości, które stałych aktualizacji nie potrzebują. W ciągu kilku dni zwierzają się sobie ze wszystkich pozostałości, a już chwilę później Martha, niegdyś wzięta korespondentka wojenna, chcąc zakończyć swoje życie, prosi Ingrid o towarzyszenie jej w tym wydarzeniu w tytułowym pokoju obok. Almodóvar zgodę Marthy przepowiada już w pierwszej scenie, więc z rozbawieniem oglądamy, jak bohaterka Swinton znad kawusi, tuż przed seansem pamiętnego Rosselliniego kurtuazyjnie dopytuje przyjaciółkę o potwierdzenie. Niewiele się w charakterze warstwy dialogowej zmieniło przy przejściu z hiszpańskiego na angielski. Ekspozycyjne, acz mocno dygresyjne rozmowy to wręcz stały element kina Almodóvara – nie ma tu więc też znaczenia, ile z tego zaczerpnięto z literackiego pierwowzoru. Sterylne modernistyczne wnętrza strzelające w oczy barwami pasującymi do tych synestetycznych nazw z katalogów producentów farb również znamy z poprzednich produkcji reżysera. Inscenizacja kadrów w zamkniętych, nader eleganckich pomieszczeniach, z którą skojarzeń w tym przypadku upatrywać by się można w szczelinie między teatrem a drogą telenowelą, to także temat rozpracowany od podszewki. I Alberto Iglesias może być z siebie naprawdę zadowolony. Gdzie więc leży ten złośliwy chochlik zmieniający całe przedstawienie w – owszem – zabawny, ale jednak kabaret?
Wybór Tildy Swinton i Julianne Moore na muzy na nową drogę życia od początku wydawał mi się osobliwy. Prawdopodobnie wynika to głównie z osobistych preferencji, do których z krytycznej uczciwości muszę się przyznać. Za inny typ neurozy doceniam hiszpańską ekipę aktorską Almodóvara. Tilda Swinton miała już okazję sprawdzić się w anturażu Almodóvara i wypadła w tym wydaniu naprawdę intrygująco. Tutaj również może wykorzystać swoją elastyczną eteryczność w tragikomicznym procesie odchodzenia. Julianne Moore, mimo że zaliczyła w tym roku już jeden występ w filmie o podobnie telewizyjnej konwencji, nie za bardzo odnajduje się w tej opowieści. Problem w tym, że postać Ingrid, jak na tak intrygującą pozycję „świadka śmierci”, pozostaje niewykorzystana. Wyraźnie zaznaczony w pierwszej scenie lęk przed śmiercią Almodóvar pozostawia bez konkretniejszego rozwinięcia. Miast przeżywania wybiera drogę dotrwania. Lęk, który wydaje się wyjątkowy, na koniec okazuje się nie różnić od tego, co przeżywałby każdy człowiek na tym miejscu. Podglądanie ekranowych wyczynów Swinton i Moore ostatecznie przypomina oglądanie gameplayów z Simsów, w których przy tworzeniu drugiej postaci gracz chciał przejść już do kolejnego etapu, więc średnio się przejmował klikanymi cechami. Zabawnie sprawdza się w tym wydaniu sparowany na ekranie z Moore John Turturro w roli ekoaktywisty, a niegdyś kochanka obu kobiet. Jego sprawczość wobec wydarzeń jest znikoma, ale ojciec-antynatalista zrywający kontakt z synem z powodu jego decyzji spłodzenia trzeciego potomka wypada interesująco wobec całej kwestii „godnej śmierci”. Podobne odczucia wywołała we mnie w tym roku jedynie Amanda Seyfried w niesłusznie niezauważonym Seven Veils Atoma Egoyana.
Być może problem W pokoju obok leży również w tym, że Almodóvar ogranicza swoje rozważania do stylu myślenia liberalnego mieszczucha. Centralny dla fabuły wątek samobójstwa, jak na swoją tematyczną jaskrawość, wypada ostatecznie zaskakująco blado. Można by się w ogóle na podstawie tego filmu zastanowić, z jaką grzecznością i miałkością kino przechodzi do porządku dziennego nad, zazwyczaj burżuazyjnym, kończeniem życia z powodu umęczenia śmiertelną chorobą. Już mało kto odważa się kwestionować etyczno-moralne strony takiej decyzji. Eutanazja czy asystowane samobójstwo wchodzą na stałe do ikonografii współczesnego ars bene moriendi i – nie wchodząc w filozoficzne rozważania – ta niechęć do subwersywnego problematyzowania takich kwestii robi się po prostu nudna. Mocno rozczarowuje to szczególnie w odniesieniu do poprzedniego pełnometrażowego projektu Almodóvara – Matek równoległych, w których po raz pierwszy tak dosłownie rozliczył się z frankistowskimi zbrodniami za pomocą telenowelowej metafory podmienionych w szpitalu dzieci i przelotnych lesbijskich romansów.
Fabularne dygresje w stylu romansujących zakonników z Bagdadu czy nękanego traumą Wietnamu chłopaka Ingrid z lat nastoletnich (i równocześnie ojca jej córki) odsłaniają co nieco potencjału drzemiącego w opowieści o widmie śmierci, ale równocześnie uwypuklają miałkość głównego wątku. Niczym rzucony tu i tam cytat ze Zmarłych Joyce’a przypominają o niewykorzystanych szansach, niedokończonych opowieściach i niepostawionych kropkach. Pamiętny bonmot z jednej polskiej zapowiedzi sprzed paru lat brzmiał: „Nie ma nic przyjemnego w powolnym umieraniu”. I jeśli czegoś życzyć Almodóvarowi na kolejne lata, to tego, żeby po upragnionym anglojęzycznym debiucie nie popadł w kreatywną stagnację, której nadżerki widać już trochę w koronie. Co by nie doszły do korzenia, bo przy tak długiej płodności twórczej łatwo przegrać w końcu z własną legendą.
W pokoju obok
Tytuł oryginalny: The Room Next Door
Rok: 2024
Kraj produkcji: Hiszpania
Reżyseria: Pedro Almodóvar
Występują: Tilda Swinton, Julianne Moore, John Turturro i inni
Dystrybucja: Gutek Film
Ocena: 3/5