Islandia odznaczyła się na mapie kina współczesnego w bardzo widoczny sposób. Jeżeli na naszym portalu wciąż wspominamy „Serce z kamienia”, w redakcyjnym gronie toczymy spory o wartość „Zimowych braci”, a ja sam planuję omówienie „Islandzkiej masakry harpunem wielorybniczym”, znaczy to, iż tamtejsze filmy obojętnymi nas nie pozostawiają. A przy tym wszystkim przyznacie, wspomniane tytuły to bardzo różnorodny zestaw. Sam łapię się na tym, że każdy tamtejszy film zaskakuje mnie czymś nowym. Choćby wyborem gatunku. W tym tygodniu miałem okazję zobaczyć, jak Islandczycy radzą sobie z czarną komedią.
Kontrowersyjną sprawą jest w ogóle śmianie się z tego, co opowiada „W cieniu drzewa”. Poznamy losy trzech małżeństw. Pierwsze chyli się ku rozwodowi, w wyniku niezręcznego wydarzenia, które w wolnej interpretacji można nazwać zdradą (pozostawię widzom decyzję czy faktycznie). Drugie przeżywa zaginięcie swojego dziecka. Ponieważ ciała wciąż nie odnaleziono, matka łudzi się, że syn powróci, mimo iż wszyscy stracili nadzieję dawno temu. Trzecie małżeństwo mimo ciągłych starań potomstwa mieć nie może. A między nimi wszystkimi stoi tytułowe drzewo, rzucające cień wątpliwości, czy przedmieściami Reykjaviku szczęście spacerować lubi. Konflikty między bohaterami rozegrają się na dwóch płaszczyznach. Ta bardziej widoczna to sąsiedzki pojedynek podsycany zazdrością. Mniej dostrzegalne jest nieszczęście ukrywane w zaciszu domowego ogniska, które już dawno się wypaliło. Nad wszystkim zaś wisi bezradny aparat państwowy, teoretycznie mający pomóc w rozładowaniu napięć między stronami, w praktyce zupełnie głuchy na ich potrzeby. Nie bez powodu, skoro oni sami się nie potrafią wysłuchać. Tragedia wisi w powietrzu, a kolejne akty zemsty będą przybierać coraz straszniejsze kształty. I gdzie w tym komizm? Gdy tylko zdystansujemy się do sytuacji, dostrzeżemy natychmiast, jak absurdalnie prosta jest geneza przedstawionych utarczek i jak groteskowe wydarzenia wynikają w wyniku kolejnych reakcji.
„W cieniu drzewa” to całkiem sprawnie poukładane kino. Wątki przeplatają się ze sobą płynnie, tło zawiera obserwacje społeczne, a postaci mimo że niegodne naszej sympatii, napisane są autentycznie. Zgrzyta jedynie sam tok opowieści, płynący do niesamowicie przewidywalnego finału. W pewnym momencie obserwujemy, jak bohaterowie wyrządzają sobie krzywdę, a widzowi pozostaje tylko sekundować w pojedynku. Byłoby to o tyleż przyjemniejsze, gdyby kreatywnie ugryźć temat „jak uprzykrzyć życie sąsiadowi”. Niestety zaledwie jeden motyw zemsty (od razu poznacie który), godzien jest uznania każdego sadysty, a przy okazji widowni ceniącej kreatywność. Cała reszta, łącznie z finałem nie zapewnia odpowiednich emocji. To wszystko może moje „narzekalstwo”, bo mamy do czynienia z dziełem dobrym, jednak bardzo “małym”, stąd zapewnienie: na pewno nie odrzuci was ono zupełnie, ale mam wątpliwości, czy zapadnie w pamięć na dłużej.
W cieniu drzewa
Tytuł oryginalny: „Undir trénu”
Rok: 2018
Gatunek: dramat, czarna komedia
Reżyser: Hafsteinn Gunnar Sigurðsson
Występują: Steinþór Hróar Steinþórsson, Edda Björgvinsdóttir, Selma Björnsdóttir i inni
Dystrybucja: M2 Films
Ocena: 3/5