Iść, ciągle iść – uwagi wokół „Trenque Lauquen” – Nowe Horyzonty 2024

Chodzenie wydaje się dosyć prostą czynnością. Ot, wystarczy przejść z miejsca do miejsca, poruszać trochę nogami. Ale symbolika i konsekwencje wędrówek powodują już pewne problemy – albo logistyczne, albo znaczeniowe – otwierając przy tym pole do daleko idących interpretacji. Sekcja Let’s Go 24. edycji MFF mBank Nowe Horyzonty skupia się właśnie na tej kwestii, stawia ekranowe włóczęgi na pierwszym planie i zachęca do przyjrzenia się im wnikliwym okiem.

Weźmy najprostszy, przedszkolny przykład, gdzie język nie nadąża za naszym krokiem. Bohater obszedł jezioro – jezioro zostało przez bohatera cozrobione? Kapłani słownika polskiego już wielokrotnie zapłakali nad tym błędem w dogmacie, słowa bowiem nie da się odmienić w satysfakcjonujący sposób. Trzeba więc się nakombinować, złamać zasady i język. Obszednięte? Obeszłe? Obchodzone? A może, pokrętną logiką – okrążone?

Ten stan gonitwy myśli, w której synapsy otwierają co rusz nowe połączenia w mózgu i nakazują błądzić po nieznanym, świetnie oddaje Trenque Lauquen w reżyserii Laury Citarelli. To ponad czterogodzinny, dwuczęściowy kryminał opowiedziany w dwunastu rozdziałach. Akcję osadzono na argentyńskich peryferiach, a tytuł pochodzi od małego miasteczka, wyznaczającego środek mapy wydarzeń. Leitmotiv stanowi tu tajemnicze zaginięcie Laury, akademiczki i botaniczki, oraz zawiłe próby poszukiwania jej przez Rafaela i Ezequiela. Pierwsza połowa filmu koncentruje się na niecodziennej korespondencji listownej, znalezionej przez główną bohaterkę w książkach wypożyczonych z miejskiej biblioteki. Druga część skupia się zaś na okolicznym jeziorze, w którym dzieją się dziwy i cuda wymagające wyjaśnienia. Zbiornik wodny nazywa się tak jak miasteczko, a w tłumaczeniu oznacza tyle, co „okrągłe jezioro”.

Warto zatrzymać się na chwilę przy obsadzie i symbolice imion. Laurę gra Laura Paredes, w rolę Ezequiela wcielił się Ezequiel Pierri, a Rafaela – Rafael Spregelburd. Większość głównych bohaterów występuje pod swoim imieniem, ale nie w tym tkwi tu żart. To jak nazywa się protagonistka, ale także jej losy, jawnie nawiązuje do najbardziej legendarnych Laur w historii dziesiątej muzy. W ciągu ostatniego roku krytycy z całego świata zdążyli już wymienić wszystkie, więc powtórzę za nimi: żelazny klasyk kina noir, czyli Laura Otto Premingera z Gene Tierney, czy Twin Peaks Davida Lyncha, w którym mistyczną Laurę Palmer gra Sheryl Lee. U Citarelli główna bohaterka wydaje się jednak bardziej upodmiotowiona – może po prostu ruszyć przed siebie żwawym krokiem, odcinając wszelkie koneksje.

Przed seansem, w jego trakcie i po nim warto pamiętać przede wszystkim o Aleksandrze Kołłontaj. Tak jak w przypadku wielu innych zasłużonych postaci związanych z ruchem komunistycznym jej dziedzictwo jest dziś w Polsce pomijane. A rozważania rosyjskiej działaczki i teoretyczki, pierwszej kobiety-ministry oraz kobiety-ambasadorki, są kluczowe nie tylko w Trenque Lauquen, ale też we współczesnym, codziennym życiu. Laura wypożycza Autobiografię kobiety wyzwolonej seksualnie na potrzeby swojej audycji w radiu, natomiast książka staje się dla niej także źródłem poznania. Nawet nie w ujęciu epistemologii marksistowskiej, zgłębienia trudnej prawdy o świecie i regułach systemu, a pod względem osobistym – zrozumienia wewnętrznych i zewnętrznych ograniczeń. Kołłontaj pełni w utworze funkcję tego mema o rzuceniu wszystkiego i wyjechaniu w Bieszczady, jest swego rodzaju nieuświadomioną możliwością innej egzystencji, widmem lepszego bytu.

Bardzo dużo się w Trenque Lauquen chodzi, a sam akt włóczęgi zostaje zresztą w ciekawy sposób sproblematyzowany. Mamy tu bowiem do czynienia z kilkoma wariantami pieszej wędrówki. Pierwszym i głównym jest chodzenie detektywistyczne, uprawiane dla bliższego przyjrzenia się sprawie, podążania za tropem w celu znalezienia tego, czego się szuka. Drugi sposób to chodzenie jako akt komunikacji – albo poprzez zwykłą rozmowę na spacerze, gdy wspólny marsz ułatwia prowadzenie dialogu, albo wyrażając pewne stany i myśli poprzez sam chód. To łączy się z trzecim wariantem, czyli introspektywnym porozumieniem, gdy, idąc samemu, możemy przepracować coś w sobie lub prowadzić burzę mózgu, pozostając nieuchwytnym dla otoczenia. I wreszcie opcja czwarta, choć raczej nie ostatnia, czyli chodzenie jako forma eskapizmu. Dlaczego czasem wystarczy się przejść, żeby chandra, natrętne myśli, czy codzienny grymas też nagle przeszły? Citarella nie zgrywa psychoterapeutki i nie daje odpowiedzi na to pytanie, ale chętnie ilustruje sytuacje podkreślające właśnie tę właściwość pieszej włóczęgi.

Fabuła, jak w przykładzie z obchodzeniem jeziora, zostaje w Trenque Lauquen sprytnie okrążona. Jest kłączokształtna – poszczególne elementy rozbiegają się i wodzą nas za nos, ale zawsze znajdują połączenie z poprzednimi wydarzeniami, tworząc gęste łańcuchy znaczeń. Argentyńska reżyserka ze śmiałością i wyczuciem komponuje narracyjne labirynty, prezentując wydarzenia w formie zbioru krótkich powieści zdradzających jedynie fragmenty całej historii. Nad wszystkim unosi się duch jej poprzedników po piórze: Jorge Luisa Borgesa, Julio Cortazara czy Gabriela Garcíi Márqueza. Czuć go nie tylko w stylu, zawiłym, wielopiętrowym i opartym na retro- czy introspekcjach, ale też w tematyce oraz poszczególnych wątkach. Geometria relacji, biblioteczne fantazje, uwalnianie myśli za pomocą ruchu, gwałtowne decyzje w obliczu problemów nie do przejścia – Citarella co rusz puszcza oczko w stronę klasyków latynoamerykańskiej literatury. Pozostaje przy tym jednak świeża i pomysłowa, a utarte ścieżki służą jej do wytyczania zupełnie nowych szlaków.

Trenque Lauquen może słusznie przywodzić na myśl inny argentyński tasiemiec sprzed paru lat – czternastogodzinne La Flor w reżyserii Mariano Llinása. To obraz wyprodukowany przez Citarellę i jej firmę, El Pampero Cine. Oba te tytuły łączy jednak nie tylko źródło finansowania oraz metraż wykraczający daleko poza przyjęty konsens, ale także subwersywny humor bazujący na autotematycznych gagach i metaironii. Tak jak Llinás, autorka Trenque Lauquen komponuje swój obraz z zapożyczeń i cytatów, gatunkowych memorabiliów, które odsyłają raz do kina klasy C, innym razem do klasycznych filmów detektywistycznych, by znów zagrać na komediowych kliszach, kończąc wyrafinowanym, telenowelowym telemarkiem. Citarella uprawia blisko czterogodzinną żonglerkę konwencjami i to naprawdę występ klasy światowej – nic dziwnego, że z miejsca zapisał się w arthouse’owym kanonie (1. miejsce na liście najlepszych filmów 2023 roku według redakcji „Cahiers du Cinéma”, nagrody International Cinephile Society i spora popularność na Letterboxd czy innych forach). 

Osobiście nie przepadam za serialami. Nie wiem dokładnie czemu – trochę dlatego, że wymagają zagospodarowania czasu na przyswojenie całości, może też przez ich schematyczność i do bólu telewizyjną formę. W nowym kinie argentyńskim widać ciekawy ruch, który mógłby potencjalnie zagarnąć niszę malkontentów podobnych do mnie. Jego przedstawiciele, czyli m.in. Citarella i Llinás, proponują nową odsłonę filmu – rozciągniętego do wymiarów serii, ale jednak łamiącego jej zasady i wywracającego utarte prawidła. Można powiedzieć, że przecież dokładnie w ten sposób powstawały pierwsze produkcje telewizyjne, ale to dziś bez znaczenia. Kino przegrało w walce na popularność tak z TV, jak i ze streamingiem. Ciekawie obserwuje się więc latynoamerykańską partyzantkę, która korzystając z narzędzi danych przez seriale, eksperymentuje z formą kinową.

Na koniec krótka refleksja krytyczna. Sporo jest filmów, o których przyjemniej się pisze, czyta czy dyskutuje, niż je ogląda. Dla przykładu, choć każdy ma swoje – kino nieme, offowe rejestry awangardy, trashowe zombie horrory, osobiste dramaty czy paździerzowe komedie romantyczne. Trenque Lauquen wydaje się całkowitą odwrotnością tego problemu, o czym niech świadczą powyższe akapity. To film, którego cała siła tkwi w seansie – powolnym rozwikływaniu matrioszkowej szkatułki, Escherowskiego labiryntu, który opisywać później komuś w pięciu zdaniach czy nawet na dziesięciu stronach, to jawny bezsens i kinofilski grzech. A w dodatku bardzo trudne zadanie, bo Citarella stworzyła dzieło pojemne niczym borgesowska biblioteka, przez co każde streszczenie jest nie tylko niepotrzebnym spoilerem, co zbytnim spłaszczeniem scenariusza.

Michał Konarski
Michał Konarski

Trenque Lauquen

Tytuł oryginalny:
Trenque Lauquen

Rok: 2022

Kraj produkcji: Argentyna

Reżyseria: Laura Citarella

Występują: Laura Paredes, Ezequiel Pierri, Rafael Spregelburd i inni.

Dystrybucja: brak

Ocena: 4,5/5

4,5/5