Bądź jak świat cały – recenzja filmu „Tragedia Makbeta”

Niewiele tekstów kultury niesie ze sobą tak wielki interpretacyjny bagaż jak sięgające przełomu XVI i XVII wieku dramaty Williama Szekspira. Spośród nich Makbet wyłania się jako najczęściej wystawiany na teatralnych deskach oraz wielokrotnie przenoszony na srebrny ekran – od wczesnych prób reżyserów kina niemego, po autorskie dzieła Akiry Kurosawy, Orsona Wellesa, Romana Polańskiego, czy Béli Tarra. Toteż kolejna iteracja i pochylenie się nad klasykiem z góry obarczone jest historycznym piętnem oraz wymogami innowacyjności. Nad twórcami unosi się duch o wielu twarzach, po trosze łechtający ambicje i obiecujący chwałę, po trosze zwiastujący potencjalny upadek – zupełnie jak wiedźmy przepowiadające przyszłość tytułowemu bohaterowi.

Joel Coen wychodzi z tej potyczki zwycięsko, a jego adaptacja ponadczasowego utworu nosi dokładnie takie znamiona – Szkocja istnieje ponad czasem, postaci zatapiają się i wynurzają z odmętów magicznej mgły, a nad wszystkim sprawuje pieczę okrutne fatum, potrząsające śnieżną kulą i sterujące marionetkami na życiowej scenie. Jeśli ten krótki wtręt o temporalnej relatywizacji budzi skojarzenia z twórczością Alaina Resnais’go, to jest w nich coś trafnego – o tym za chwilę. Fabuła Makbeta jest z kolei powszechnie znana. To archetypiczna opowieść o pobudzeniu apetytu na władzę, który przeradza się w krwawą podróż ku paranoicznej i ślepej zawiści, by w końcu całkiem zgubić się w szaleństwie.  Pozostając wiernym źródłowemu tekstowi, Amerykanin stawia na jego recytację oraz rezygnuje z realistycznej konwencji, nieprzystającej do dzieła Szekspira. Skupia się na rozwiązaniach formalnych, które przeobrażają minimalizm studyjnej scenografii i teatralny patos w abstrakcyjną rzeczywistość, mogącą zaistnieć jedynie w warunkach filmowych.

Chociaż Tragedia Makbeta jest niewątpliwie oryginalną wizją Coena, niemałą zasługę w jej spełnieniu mają scenograf Stefan Dechant i operator Bruno Delbonnel. Ogromny nacisk położono na grę światła i cienia, która manifestuje się w zniuansowany sposób na wielu estetycznych płaszczyznach, niejako przyjmując za artystyczne credo fragment dramatu: „Życie jest tylko przechodnim cieniem”. Począwszy od plastycznego operowania całą skalą szarości, której nasycenie i kontrast co rusz wzmagają się lub ustępują rozpraszającemu blaskowi w zależności od natury danej sceny, a kończąc na projekcji zarysów sylwetek na mlecznej bieli okien, tworzących widma zaplątane w ten apodyktyczny koszmar niczym fantastyczne cienie w Bérénice Raúla Ruiza – adaptacji innego kanonicznego poematu, tym razem autorstwa Jeana Racine’a.

Wzmiankowany wcześniej Resnais objawia się nie tylko w liminalnej atmosferze pogranicza snu i jawy, śmierci i ostatniego tchu, którą bezustannie podkreślają mgliste przejścia mieszające porządek przestrzeni („Noc walczy z brzaskiem dnia”) oraz mistyczny charakter architektury (miejscami przypominającej malarstwo de Chirico), zmieniający mury królewskiej komnaty w środek lasu jak reżyserski pałacyk zmieniał się w kolejową stację w Jeszcze niczego nie widzieliście. Jego ślad można dostrzec również w sposobie zdobienia planu. Dechant zdradzał w wywiadach, że część cieni i półmrok zamkowych arkad naniesiono jeszcze w formie malowideł przed rozpoczęciem zdjęć, zupełnie jak w Zeszłego roku w Marienbadzie.

Jako że za sterem okrętu stoi Coen, słynący przecież z postmodernistycznego sznytu, intertekstualnych nawiązań w jego opowieści o Makbecie jest więcej: od chaty na rozdrożu wyjętej wprost z Dziecka wojny Tarkowskiego i wyłaniających się z odmętów mroku wież z Langowskich Nibelungów, przez czarownicę odbijającą się w tafli stawu jako synteza Bergmanowskiej Persony i Siódmej pieczęci, aż po przerażające wprowadzenie postaci Lady Makbet (w tej roli Frances McDormand), która budzi grozę nie mniejszą niż Pani Danvers w Hitchcockowskiej Rebece. Nie jest w błędzie również ten, kto odnajdzie w filmie wizualne paralele z dziełami Carla Theodora Dreyera.

Cienie, zwidy i szarzyzna – oto zwiastuny obecności, nim faktycznie nastanie i objawi się w pełni, by całkiem pojąć ją zmysłami. Jej nieznajomość, niepewność losu i bezradna walka z determinizmem kumulują się w utworze Coena dwojako. Z jednej strony teatralność scenicznego dramatu jest akcentowana świadomością roli. Bohaterzy wstępują więc w snopy światła niczym James Bond w otwór lufy pistoletu, by zwrócić się bezpośrednio w kierunku kamery i wypowiedzieć kwestie pisane im przez kogoś innego – „przez parę godzin wygrawszy na scenie, w nicość przepadają”. Z drugiej natomiast strony wybór kątów widzenia oraz geometryczna konstrukcja schodowych klatek lub wąskich i wysokich dziedzińców sugerują, że świat przedstawiony jest zaledwie placem zabaw dla spoglądającej z góry boskiej instancji. Kulminacją owej tendencji jest scena drugiej przepowiedni, gdy wiedźmy wiszą nad głową Makbeta, siedząc na dziwacznej konstrukcji zastępującej strop pomieszczenia, a on sam brodzi nogami po kostki w kipiącej zupie – posadzka, fundament królewskiej codzienności, zamienia się w kocioł czarownic. To w gruncie rzeczy wysublimowana i paradoksalna sugestia, że mężczyznę więzi przeznaczanie i jednocześnie czyni go współwinnym.

Gdyby wyróżnić kogoś indywidualnie z tej bogatej trupy aktorskiej, obok wspomnianej McDormand to właśnie Kathryn Hunter zasługuje na największe wyrazy uznania za niesamowicie fizyczny portret wiedźm. Jej gra ciałem i modulacja głosu bardzo łatwo mogły przerodzić się w komizm, jednak udało się zachować odpowiednią harmonię, potęgując raczej ciekawość i dyskomfort, niż prowokując śmiech.

Tragedia Makbeta to dzieło drobiazgowo przemyślane. Sporo peanów jeszcze można wygłosić na temat symboliki kostiumów i rekwizytów lub sensotwórczego montażu dźwięku, który brutalność i rozlew krwi ukrywa w pojedynczych brzdąknięciach strun lub uderzeniach bębna. Coen wiernie oddaje charakter tekstu Szekspira, a jednak potrafi otulić go świeżym spojrzeniem; garściami czerpie z wcześniejszych adaptacji i największych osiągnięć autorskiego kina, lecz stoi pewnie na własnych nogach.

Tomasz Poborca
Tomasz Poborca

Tragedia Makbeta

Tytuł oryginalny:
 The Tragedy of Macbeth

Rok: 2021

Kraj produkcji: USA

Reżyseria: Joel Coen

Występują: Denzel Washington, Frances McDormand, Kathryn Hunter i inni

Dystrybucja: Apple TV+

Ocena: 4,5/5