Rumuński dramat “Touch Me Not”, mimo że nie porusza kwestii politycznych, można by określić mianem kina społecznie zaangażowanego. Mówi on o akceptacji, niepełnosprawności i o ludziach, którzy próbują sobie z tym poradzić. Nagrody z Berlinale tylko podsycają ciekawość co odkrywczego może być w kolejnym filmie na ten dosyć eksploatowany temat.
Przedstawia on sylwetki trójki ludzi: Laury, Tomasa i Chistiana (a epizodycznie też jego żony). Wszyscy mają problemy z samoakceptacją i wszyscy biorą udział w kręceniu filmu Adiny. Udział w tym eksperymencie pozwala im lepiej poznać się nawzajem oraz zajrzeć w głąb siebie. Zmusza ich do zastanowienia się nad swoimi odczuciami. Nie ma tam konkretnie definiowalnej fabuły, miast niej w większości występują luźne sceny i rozmowy. Na szczęście nie odczuwamy braku spójności ani logicznych dziur. Mimo wolnego tempa, jest to dobrze zespolona całość. Ze względu na nieszablonową realizację à la dokument, cały ciężar związany z utrzymaniem zainteresowania widza spoczywa na barkach bohaterów. Każdy z nich jest inny: Laura boi się bliskości i dotyku, Tomas wyłysial jako nastolatek i od zawsze był traktowany jako inny i odrzucany, a Christian w pełni akceptuje swoją niepełnosprawność i dzieli się z innymi zadowoleniem z życia. Ich spotkania owocują zderzeniem całkowicie różnych światów, emocji i poglądów. Każdemu pozwalają robić postępy w odkrywaniu swojej cielesności.
“Touch Me Not” jest estetycznym spełnieniem dla minimalistów. Mimo, że wiele scen ma miejsce w szpitalu czy podczas terapii, otoczenie nie sprawia wrażenia oziębłego i nieprzyjaznego. Jest jasne, czyste, dużo w nim bieli i szarości. Sporo przeszklonych przestrzeni. Ludzie są naturalni, nieprzerysowani, w ubraniach z organicznych tkanin. Mieszkanie Laury także urządzone zostało na modłę ascetyczną. Pościel, zasłony, ściany, meble – wszystko w odcieniach bieli. Jedynymi kontrastującymi elementami są ciemnozielone rośliny. Oprócz wartości estetycznej to posunięcie pozwala osiągnąć jeszcze jeden ważny cel. Wysuwa odczucia, emocje i dialogi na pierwszy plan, przez co film staje się bardzo intymny. Tło pozbawione jest bodźców, co w konsekwencji wywołuje skupienie na bohaterach. Nie występują tam żadne “rozpraszacze”, które w kluczowych momentach odwracałyby uwagę od przekazu. Kilkukrotnie spotykamy się ze zbliżeniami, powolną, wręcz statyczną pracą kamery, aby podkreślić kwestie wygłaszane w tle. Co nietypowe dla filmu, medium audiowizualnego – jednak zawsze z większym naciskiem na obraz, tutaj to właśnie dźwięk odgrywa dużą rolę, niczym w słuchowisku.
To właśnie forma prowadzenia narracji jest nietuzinkowa. Podglądamy bohaterów w trakcie powstawania dokumentu lub reportażu. Pada kilka bezpośrednich odniesień właśnie do procesu tworzenia. Szczególnie w przypadku Laury, widać jak z czasem oswaja się z kamerą i puszczają jej wewnętrzne blokady. Kobieta staje się bardziej otwarta i świadoma zarówno swojej fizyczności, jak i procesów psychicznych zachodzących w jej świadomości. Dla wszystkich bohaterów proces obnażania swoich emocji jest skomplikowany. Rozmowy o uczuciach i nazywanie ich początkowo przychodzą z trudem, by z czasem przerodzić się w coś dającego przyjemność i wyzwalającego. Zwierzenia te cechują się dużą intymnością. Ich język jest nieskomplikowany i codzienny, ale jednocześnie bardzo liryczny. Niektórych dialogów, a nawet monologów, słucha się z zapartym tchem. Inne niestety idą w zbytnie uproszczenia. Truizmy na temat akceptacji swojej niepełnosprawności i kochaniu swojego ciała wypowiadane są niczym prawdy objawione. Przekaz, jasny do odczytania, powinien pozostać subtelnie z tyłu, a tymczasem jest on łopatologicznie wypowiadany do widza z ekranu. Przy konwencji pełnej delikatności i finezji ta banalizacja naprawdę mierzi.
Kilka sekwencji jest na granicy dobrego smaku i w środowiskach mniej liberalnych może powodować oburzenie. Jednocześnie łamią one tabu niepełnosprawności i inności, jednak na pewno nie w subtelny i wyważony sposób. Sceny zrealizowane w klubie widocznie kontrastują z resztą filmu. Są ciemne, daleko im od naturalności, bazują na erotyce, a nie dialogu. W połączeniu z ujadaniem psów występującym w filmie chwilę wcześniej można odczytać je jako symbol zezwierzęcenia. Najwidoczniej reżyserce podczas pracy nad filmem przyświecała myśl “nic co ludzkie nie jest mi obce”.
“Touch Me Not” jest gloryfikacją człowieczeństwa w każdej jego postaci. Zgodą na ułomność i niedoskonałość. Przyzwoleniem na emocjonalność. Nie jest bezbłędne, ale niepodważalnie potrzebne.
Touch Me Not
Tytuł oryginalny: „Touch Me Not”
Rok: 2018
Gatunek: dramat
Kraj produkcji: Czechy, Francja, Rumunia
Reżyser: Adina Pintilie
Występują: Laura Benson, Tomas Lemarquis, Christian Bayerlein i inni
Dystrybucja: Stowarzyszenie Nowe Horyzonty
Ocena: 4/5