Podsumowanie roku 2018: Festiwalowe TOP 20

Nie da się ukryć, uwielbiamy festiwale. Tym bardziej ubolewamy nad tym jak niewiele dzieł, które pokochaliśmy na Nowych Horyzontach, Warszawskim Festiwalu Filmowym, Pięciu Smakach i innych filmowych imprezach dostaje się później do kinowej dystrybucji. Przygotowaliśmy zatem dla Was listę tych pozycji, które nie trafiły z festiwali do kin w 2018 roku, a które polecamy wypatrywać na VOD i w TV w następnych latach. Nie odradzamy też oczywiście męczenia dystrybutorów by jednak zdecydowali się na ryzyko w ramach noworocznych postanowień.

20. Krwawa wyprawa
[Pięć Smaków]

Punkt wyjścia może kojarzyć się z amerykańskim kinem przygodowym w typie „Goonies” czy „Stand by Me”, w którym grupka dzieciaków styka się z tajemnicą, pakuje plecaki i wyrusza we wspólną podróż. Ujicha początkowo bardzo oszczędnie wprowadza tu elementy grozy i przez pewien czas zastanawiałem się, czy obietnice nie skończą się na straszydłach rodem ze „Scooby-Doo”. Kiedy wreszcie bohaterowie konfrontują się z rzeczywistym zagrożeniem, twórcy puszczają wszelkie hamulce i już do samego końca obserwujemy eskalujący festiwal obrzydliwości. Kreatywności elementów body horroru pozazdrościłby artyście sam David Cronenberg, a z cyberpunkowo transhumanistycznymi kreaturami mogliby zmierzyć się bohaterowie „Tetsuo – Człowieka z żelaza” Shinyi Tsukamoto. Reżyser bowiem, choć zapatrzony w Amerykę, sercem pozostaje w Japonii. Widać to po sposobie, w jaki traktuje bohaterów uosabiających Stany Zjednoczone – Bobby’ego oraz jego ojca przypominającego skrzyżowanie drwala z Action Manem.

Grzegorz Narożny
Grzegorz Narożny

19. Umrzesz jutro
[Pięć Smaków]

W dobie wszędobylskiej śmierci – sączy się z komunikatów medialnych donoszących o wojnach i zamachach, atakuje również z pełnych przemocy gier i filmów – melancholijny esej tajskiego reżysera wydaje się wyspą na wzburzonym morzu. Inwencja i zabawa formalna, ale i szacunek do każdego zmarłego. Według wstępnego wyliczenia, jakim rozpoczyna się się „Umrzesz jutro”, codziennie ubywa 172 800 ludzkich istnień, co godzinę – 7200, co minutę – 120, co sekundę – dwa. Na czarnym ekranie podczas projekcji w lewym górnym rogu powraca zegar morderczo i miarowo odliczający kolejne zgony. Po 70 minutach widnieć tam będą 8442 osoby. Jak w „Refrenie” Krzysztofa Kieślowskiego człowiek pozostaje numerem w ewidencji prowadzonej przez kostuchę. A jednak dzięki temu, jak blisko pozostajemy z bohaterami w krótkich przecież chwilach przed odejściem, bez względu czy jest ono przypadkowe, enigmatyczne, wyczekiwane, tragiczne, trochę bardziej oswajamy własny lęk, a sam akt przechodzenia na drugą stronę wydaje się być bardziej wieloznaczny niż przed seansem.

Maciej Kowalczyk
Maciej Kowalczyk

18. Skate Kitchen
[Nowe Horyzonty]

Pozornie, debiutancka fabuła Chrystal Moselle stanowi standardową historię o definiowaniu siebie na nowo pod wpływem zmiany otoczenia. Camille (Rachelle Vinberg), zapalona skaterka z Long Island poświęca cały swój wolny czas na samotne doskonalenie umiejętności i publikowanie na Instagramie coraz to trudniejszych tricków. Gdy w trakcie jednego z nich pechowo upada, deską raniąc sobie narządy płciowe, samotnie ją wychowująca matka zabrania córce jeździć w obawie o jej zdrowie. Nasza bohaterka nie zgadzając się na przymusowe porzucenie całego dotychczasowego życia zaczyna codziennie dojeżdżać do Nowego Jorku by tam, w nowym otoczeniu móc zrobić krok naprzód. Camille, w wielkich brzydkich okularach i z nudnym, zachowawczym stylem ubierania poznaje w wielkim mieście tamtejszą ekipę skaterek, tytułowe Skate Kitchen, będące zresztą istniejącym w rzeczywistości kolektywem. Kluczową cechą obrazu Moselle jest unikanie skupiania się na jakimś konkretnym „dramacie”, niczym uliczny kot fabuła zwinnie lawiruje między postaciami, każdej dając na tyle dużo czasu byśmy mogli zrozumieć jej motywacje, a przy tym za mało by było miejsce na ocenę, czy kibicowanie. Mimo konwencjonalnej struktury sprawiającej, że film powinien być przystępny dla każdego widza, nawet takiego nie przepadającego za wyciąganiem go ze strefy komfortu, twórczyni zadbała o dopracowanie scenariusza i liczne smaczki pozwalające lepiej zrozumieć psychikę bohaterów.

Marcin Prymas
Marcin Prymas

17. Wyśniona kraina
[Pięć Smaków]

Yeo Siew Hua pod płaszczykiem neo-noiru przemyca konstatację nad samotnością w wielkim mieście (Tsai Ming-liang się teraz uśmiecha). W Mieście Lwa (singa – lew, pura – miasto), wielomilionowej metropolii wybiegającej zawsze w przód – ku przyszłości, nikt nie ogląda się na jednostki, a restrykcyjne prawo wyklucza inny światopogląd niż ten prowadzący do społecznego konsensusu i harmonii. Idealnym podsumowaniem problematyki poruszanej przez Yeo Siewa Hua staje się scena, podczas której zainstalowana w kafejce internetowej gra „Counter Strike” 1.6 (jej gościnny występ jasno określa, że akcja filmu dzieje się po roku 1999) odmawia posłuszeństwa. Następuje charakterystyczna seria bugów, objawiająca się w nałożeniu na siebie tekstur map i niosąca za sobą brak szansy na kontynuowanie rozgrywki. Trudno o bardziej dosadny komentarz – imigranci stojący w rozkroku między pracą zarobkową a pozostawionymi w swoich krajach rodzinami w podobny sposób zostają zawieszeni między prawdziwym życiem a toczącą się nad ich głowami wielką polityką. Są w wielonarodowym Singapurze intruzami, a zarazem nieodzownym elementem społecznej układanki.

Maciej Kowalczyk
Maciej Kowalczyk

16. Ruben Brandt, kolekcjoner
[Warszawski Festiwal Filmowy]

Bohater cierpi na przedziwną przypadłość. Otóż we śnie nawiedzają go postacie ze słynnych dzieł sztuki. I tak np. infantka Małgorzata z obrazu Diego Velázqueza próbuje odgryźć mu rękę, Wenus Sandro Botticellego chce utopić go w morskiej głębinie, a Podwójny Elvis Andy’ego Warhola strzela do niego z rewolweru. Surrealistyczne wizje zaczynają męczyć Rubena także na jawie, przez co popada w coraz większy obłęd. Reżyser ubarwił tę historię arcyciekawą konstrukcją świata przedstawionego, który zamieszkały jest przez postacie rodem z kubistycznego okresu twórczości Pabla Picassa. Oprócz malarstwa w ich charakterystyce pełno też odniesień do kina. Różnorakie nawiązania idą w tysiące i znajdują się właściwie w każdej pojedynczej klatce filmu. Animacja słoweńskiego artysty Milorada Krsticia to prawdziwa uczta nie tylko dla kinomanów, ale przede wszystkim miłośników szeroko pojętej sztuki. Reżyser, także malarz, od podstaw stworzył i tchnął życie w świat, który oddycha sztuką w każdej możliwej formie. Korzysta z całego ogromnego dorobku: od antycznych arcydzieł, przez sztukę współczesną, po popkulturę. To rozpędzony do granic możliwości rollercoaster cytatów oraz nawiązań opakowany w formę całkiem sprawnego kryminału i heist movie.

Grzegorz Narożny
Grzegorz Narożny

15. Nóż + Serce
[Splat! Film Fest]

Elektroniczna muzyka, skórzane kurtki, niekończące się paczki papierosów, gejowski seks i krwawe morderstwa – czyli to co kinomani lubią najbardziej. „Nóż + serce” które w Cannes wywołało sensację i niekończący się potok ludzi wychodzący z sali przed czasem w Polsce mogliśmy oglądać za sprawą festiwalu Splat!. To nie tyle brawurowy hołd dla kina giallo, co po prostu nowy, wybitny przedstawiciel tego gatunku powstały ponad ćwierć dekady po jego okresie świetności. Piękny i dopracowany wizualnie, nie tylko niekorzący się przed legendami Argento czy Fulciego, ale podejmujący z nimi dialog. W Paryżu końca lat 70. Anne (Vanessa Paradis) produkuje gejowskie porno, ma kryzys w relacji z dziewczyną i popada w coraz głębszy alkoholizm. Gdy jej aktorzy zaczynają znikać w tajemniczych okolicznościach postanawia rozwiązać zagadkę.

Marcin Prymas
Marcin Prymas

14. Dzicy chłopcy
[Nowe Horyzonty]

Wild Boys

Bertrand Mandico jest od dawna znany widzom mojego ulubionego portalu VOD – Mubi (sorry, Netflixie). Przy pierwszym zetknięciu z jego twórczością, większość pełnosalowiczów odbiła się, uznając kino Francuza za „szok dla szoku”. Sam jednak, ukochałem sobie jego surrealistyczne „Notre-Dame des Hormones”, lecz gdy Nowe Horyzonty ogłosiły udział „Dzikich chłopców” w konkursie głównym, zupełnie nie skojarzyłem, iż oba utwory pochodzą spod ręki jednego projektanta. Dopiero sukces w postaci niezwykle przychylnych głosów publiczności na festiwalu, uświadomił mi, że prawdopodobnie omija mnie coś wielkiego. I faktycznie, nadrobiwszy „Dzikich chłopców” jestem pełen podziwu dla plastycznych umiejętności Mandico. To reżyser-pułapka, zwodzący widza baśniową scenografią, co rusz przeplatając fantazyjne sceny ujęciami wydzielin i przemocy seksualnej. Już sam początek filmu ukazuje wesoły (!?) gwałt, zwieńczony śmiercią ofiary. Jakże kuriozalna to wizja, tak okrutna… że ciężko oderwać oczy. Kolejne sekwencje obrazują jeszcze zmyślniejsze prowokacje, świadomie umieszczające w gąszczu perwersji wątpliwości każdej dojrzewającej płciowo istoty ludzkiej. Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o seksie, ale boicie się zapytać? A pytajcie śmiało, Mandico odpowie. Pokrętnie, ale szczerze.

Adrian Burz
Adrian Burz

13. Zemsta
[OFF Camera]

Revenge

Kino zemsty często jest spychane na margines, szufladkuje się je koło VHS-owych akcyjniaków, ukrywa na maratonach horrorów. Taki los po części spotkał „Zemstę”, debiutanckie dzieło Francuzki Coralie Fargeat. Pokazywany na OFF Camerze i Transatlantyku obraz to połączenie brawurowego kina akcji i bardzo udanego feministycznego manifestu. Towarzyszmy Jen, młodej, zabawowej dziewczynie, która przebywa na słodziutkich wakacjach ze swoim bogatym kochankiem. Gdy brutalny gwałt przerywa beztroskę, a jeszcze niedawny czuły opiekun staje się adwokatem opraców protagonistka bierze sprawy w swoje ręce i odradza się do tytułowej zemsty niczym wytatuaowany na jej brzuchu feniks. „Zemsta” to piękne wizualnie i przepełnione symboliką i cytatami kino gatunkowe, które zadowoli nawet najbardziej wymagających.

Marcin Prymas
Marcin Prymas

12. Łagodna obojętność świata
[Warszawski Festiwal Filmowy]

Jak zwykle u Jerżanowa akcja zostaje osadzona na kazachskiej prowincji. Trzy dekady po upadku komunizmu więzi międzyludzkie nadal są tu w powijakach. Gdy w tym równaniu pojawia się jeszcze pazerny kapitalizm, przyszłość zwykłych obywateli nie rysuje się różowo. Wszystkich, którzy spodziewają się, że z powyższego zestawu powstaje melodramat ze społecznym zacięciem, muszę rozczarować. Reżyser, choć opowiada o poważnych kryzysach i wystawia swoich bohaterów na pokuszenie, obiera zupełnie inną strategię. Korzysta ze sprawdzonej w debiucie formuły. Absurd łączy z dawkami przemocy. Smutną rzeczywistość portretuje realistycznie, choć chętnie wprowadza smugi slapsticku czy brechtowski efekt obcości podpatrzony w filmach Godarda. Całość zostaje sfotografowana w cudownych poetyckich kadrach. Zwraca uwagę również dobór kolorów użytych niezwykle świadomie, tu nie ma przypadku. Jerżanow jest rzecz jasna przednim facecjonistą, ale jednocześnie między figlami przemyca poważniejsze treści. Nie ulega wątpliwości, że jego film nie ma jedynie bawić publiczności, choć śmiechu tu naprawdę co niemiara. Opowieść o podróży młodych ludzi do wielkiego miasta staje się dla autora „Właścicieli” pretekstem do wysnucia smutnej konstatacji o braku perspektyw, zabetonowanych relacjach społecznych, hipokryzji i chciwości władzy. Mądre i bardzo wdzięczne kino – takiego nam właśnie trzeba.

Maciej Kowalczyk
Maciej Kowalczyk

11. Diabeł morski
[Warszawski Festiwal Filmowy]

Aroonpheng używając złożonych metafor pokazuje lęk Tajów przed trudnym do opanowania napływem imigrantów. Masowy grób, odnaleziony przez rybaka, jawi się jako pozostałość po Rohingja uciekających z Birmy, by ratować życie. Bohater obdarza zaufaniem rannego, pozwalając mu się zasymilować z rodowitymi mieszkańcami wioski. Thongchai na swój sposób nadużywa jednak dobroci gospodarza, żyjąc z jego byłą żoną jak ze swoją własną. Lęk zastąpienia obrazuje groteskowa i przywołująca na myśl słynne sceny z „Zawrotu głowy” Hitchcocka metafora zmiany koloru włosów. Co się jednak może stać, gdy Tajowie zauważą, jak głęboka nastąpiła asymilacja uchodźców? Czy pozwolą im koegzystować jak równy z równym? A może przerażeni odsuną, odrzucą i odeślą ich z powrotem? Azjatycki reżyser, korzystając ze sprawdzonych tropów swojego rodzimego mistrza Apichatponga Weerasethakula, tworzy frapujące i bardzo aktualne dzieło, tak odległe od europejskich filmów podejmujących analogiczny temat. Nie serwując prostych odpowiedzi, wciąga widza w hipnotyzującą podróż po tajlandzkim lesie opłakującym zmarłych. A drzewa tylko po cichu szepczą, że dawni żeglarze bali się krwiożerczych, potwornych mant nazywanych diabłami morskimi, które spokojnie posilały się planktonem. Te diabły narażone są teraz na wyginięcie.

Krystian Prusak
Krystian Prusak

10. Gardło, serce, brzuch
[Nowe Horyzonty]

„Gardło, serce, brzuch” podejmuje drażliwy temat przemocy wobec zwierząt. Mimo, że w festiwalowym katalogu zawczasu zaznaczono, że obraz nie epatuje scenami kaźni, dało się wyczuć na korytarzu przed seansem łatkę tego filmu o rzeźni. Towarzyszymy młodemu pracownikowi ubojni, który mechanicznie wykonuje swoją pracę. Kijem i przy pomocy wstrząsów elektrycznych przemieszcza krowy i świnie z boksu do boksu a następnie w ich miejsce ostateczne. Gdy poznajemy go lepiej zauważamy jednak, że to wrażliwy chłopak, którego stać na czułość wobec swojego psa a czasem nawet na chwile słabości wobec bydła. Sceny, w których głaszcze przerażoną krowę należą do jednych z najbardziej przejmujących. Swojemu czworonogowi obiecuje, że to tylko chwilowe zatrudnienie i szybko stąd uciekną a w rozmowie ze współpracownikiem ujawnia jak boli go ludzkie piętno „mordercy zwierząt”. Gdy kamera podąża za zwierzętami i obserwuje ich przerażone oczy stajemy się, niczym w „Synie Szawła” László Nemesa, kolejnymi do odstrzału. A wobec rezygnacji z pokazywania brutalnych scen estetyzacja zdjęć przestaje uwierać wrażliwego widza. Reżyserka zdaje się zadawać pytanie o to, czy możliwa jest empatia i wrażliwość w miejscu takim jak rzeźnia. Nie stawiając jednoznacznych i tendencyjnych sądów próbuje zrozumieć protagonistę i przedstawić całą złożoność problemu nie dając prostych rozwiązań.

Krystian Prusak
Krystian Prusak

9. Sezon diabła
[Nowe Horyzonty]

Diaz znów przygotował obraz trwający poniżej czterech godzin, co jak na niego jest krótkim metrażem. Każde z pojedynczych ujęć ma około pięciu minut, co bardzo dynamizuje całość i ułatwia widzowi skupienie myśli na tym, co widzi. Przełomowa jest też forma dzieła – to musical. Jednak by nie było zbyt mainstreamowo, jest to musical wystawiony w całości a capella. Nie przez przypadek użyłem tu słowa “wystawiony”. Całość jest niezmiernie odrealniona, bohaterowie nie tyle poruszają się po scenie, co wykonują skomplikowane choreografie. Także scenografia została ograniczona do iście scenicznego minimum i odrealniona sposobem filmowania. Zastosowane zabiegi przypominają te użyte przez Chantal Akerman w wybitnym „Jeanne Dielman…” albo tegorocznym „Hereditary. Dziedzictwo”. W odróżnieniu od poprzednich produkcji Filipińczyka tym razem nie podglądamy prawdziwego życia, tylko pewną fantazję, alegoryczną i mistyczną opowieść „o tym, co było”.

Marcin Prymas
Marcin Prymas

8. Ziemia
[Warszawski Festiwal Filmowy]

Akcja dzieje się w rezerwacie Prairie Wolf, a skupia wokół rodziny Denetclaw, rdzennych mieszkańców Ameryki Północnej. Ciężko jest nie popaść w życiowy marazm, kiedy jesteś obywatelem drugiej kategorii, a jednocześnie jakby się temu wzbraniać obywatelem Stanów Zjednoczonych. Bo chociaż łączy ich przynależność plemienna, nie różnią się oni niczym od reszty społeczeństwa. W samochodzie wożą kasety z amerykańską muzyką, oglądają wieczorami w telewizji „Bonanzę”, a ich całe życie dzieje się poza granicami rezerwatu, gdzie jest praca oraz napoje wysoko- i niskoprocentowe. Jednocześnie Indianie mają głęboką dumę: kiedy przychodzi chwila pogrzebu Floyda, a żołnierze uroczyście przynoszą trumnę na umówione wcześniej miejsce na granicy rezerwatu, starszy brat niedbale ściąga z niej amerykańską flagę, po czym po odmowie przyjęcia jej z powrotem przez dowódcę kładzie narodowy symbol na ziemi. Jak podkreśla Mary, jej syn nie zginął za kraj, lecz podczas pracy. Nic dziwnego, że tak kurczowo trzymają się swojej odrębności. W końcu czują się zaszczuci przez lokalną, białą społeczność, z którą stosunki mają co najwyżej poprawne. Wiedzą, że są dla nich jedynie tanią siłą roboczą i stałym rynkiem zbytu właścicielki monopolowego. „Ziemia” pokazuje, jak umierają zepchnięci na margines społeczny Indianie i ich kultura, jednak nie wszystko jest tam jedynie czarne. Wciąż istnieją ludzie nietracący wiary w sens życia tacy jak Mary czy Ray, ciągle są biali gotowi wyciągnąć pomocną dłoń i jest otwarte zakończenie niepozwalające na całkowitą utratę nadziei.

Ania Grudziąż
Ania Grudziąż

7. Mektoub. Moja miłość: Pieśń pierwsza
[Nowe Horyzonty]

Abdellatif Kechiche buduje nastrój beztroskich wakacji, wynosząc zmysłowe doznania na piedestał. Jego bohaterowie żyją tak, jakby jutra miało nie być, co buduje w widzu poczucie nostalgii. Inteligentny i wycofany Amin zdaje się nie pasować do reszty znajomych. Układa ambitne życiowe plany, nie widzi przyjemności w nakłanianiu dziewczyn do przygodnego seksu wianuszkami kolejnych barwnych kłamstw, nie ciągnie go też zbytnio do alkoholowych ekscesów. Chociaż jest on głównym bohaterem filmu, widzimy go raczej jako obserwatora niż uczestnika zdarzeń wywołujących największe emocje. Zdaje się być głosem rozsądku wśród krewnych i przyjaciół, którym nieustające wakacje, towarzyszące mieszkaniu w kurorcie, całkowicie wypaczyły życiowe priorytety. Jednak brakuje mu zdecydowania: nie próbuje nikogo nawracać, nie namawia do zmiany stylu życia. Może co najwyżej pozwolić się wypłakać zdradzonej koleżance czy dać do zrozumienia kuzynowi, że jego dziewczyna jest niezadowolona – ale unika jakiejkolwiek odpowiedzialności.
Marcin Grudziąż
Marcin Grudziąż

6. Dowłatow
[Nowe Horyzonty]

Odcięci od pisania lub tworząc potajemnie Dowłatow i spółka trwają w próżni, oddychają jedynie wielką literaturą, poezją, eseistyką, reportażami. Deklamują wiersze podczas alkoholowych libacji i jedząc ciastka w ulubionej cukierni, gdzie pobrzmiewa buńczucznie jazz. Ten bezczas na jaki zostali skazani, reżyser buduje niezwykle umiejętnie. Wybitna operatorska robota Łukasza Żala (“Ida”, “Zimna wojna”) pozwala nie tylko snuć się leniwie za bohaterami po kolejnych lokacjach, ale także przykrywa tę rzeczywistość swoistą mgiełką niedopowiedzania. Bo to świat, który trwa obok realnego, ludzie kultury zostają wyjęci poza nawias, ich elitarność i erudycja oddala ich od zwykłych obywateli. A jednak są tu momenty (samobójstwo w redakcji, ktoś inny ginie pod ciężarówką), które przypominają, że za murami twierdzy zbudowanej przez literatów też podlegają oni aparatowi represji.

Maciej Kowalczyk
Maciej Kowalczyk

5. Twarze, plaże
[Millennium Docs Against Gravity]

„Twarze, plaże” płyną swobodnie niczym spontaniczna natura twórców. Varda mówi: „Może pojedziemy do miasteczka A i spotkamy osobę B” i JR skręca już kierownicą w tym kierunku. To specyficzne kino drogi połączone z filmowym esejem. Nie sposób się od tego jednak oderwać głównie za sprawą charyzmy bohaterów. Przekomarzanki rezolutnej staruszki o dwukolorowej fryzurze z kapelusznikiem wiecznie kryjącym się za okularami słonecznymi to esencja dzieła. Jakże znaczący był moment kiedy wielkie zdjęcie przyjaciela Vardy umieszczone na zniszczonym bunkrze na plaży zostało następnego dnia zmyte przez morze. Bo to właśnie utrwalanie tego co nieuchronnie przemija stało się jednym z motorów napędowych street-artowca i reżyserki. Pamięć i celebracja ludzkiego indywidualizmu. Przyjemność obcowania z drugim człowiekiem. Miłość do sztuki i aktu nieskrępowanego tworzenia.

Krystian Prusak
Krystian Prusak

4. Brzeg rzeki
[Pięć Smaków]

Yukisada zekranizował mangę, która stanowiła tak dla niego, jak i dla całego pokolenia pozycję kultową i idealnie wpasowującą się w atmosferę tamtych lat. Klaustrofobiczne kadry filmu w formacie 4:3 pogłębiają wrażenie osaczenia bohaterów, ale też przywołują skojarzenia z erą VHS. W tę ponurą atmosferę udało się jednak japońskiemu twórcy wpleść oczyszczającą dawkę czarnego humoru. Autorskim zabiegiem reżysera okazały się wstawki pokazujące wywiady udzielane przez bohaterów, często zawierające rzeczywiste przemyślenia odtwórców ról. Warto też podkreślić, że pomimo wywołujących lekki uśmiech politowania ubrań z epoki, za sprawą żywego i autentycznego zaangażowania młodych aktorów całość nabiera niemałej uniwersalności. Nagroda FIPRESCI na ostatnim Berlinale pokazuje, że dzieło Yukisady może być rozumiane i przeżywane również w świecie Zachodu.
 
Krystian Prusak
Krystian Prusak

3. Mord
[Pięć Smaków]

“Mord” nie mógł spotkać się z powszechnym szacunkiem. Tsukamoto tworzy bowiem film samurajski à rebours. Honor, odwaga czy lojalność są tu wartościami wykastrowanymi. Etos, jakim kierowali się japońscy wojownicy, staje się zbiorem zasad, których nikt nie szanuje i nie stosuje w praktyce. Twórca “Bullet Ballet” skupia się na psychologicznym i moralnym wymiarze fachu samurajskiego. Wyraźnym podziałem na dwie części wskazuje na dualizm zjawisk. W pierwszej odsłonie parobkom (i widzom) objawiają się godni podziwu wojowie, niewahający się niczego, deklarujący pogardę dla dóbr osobistych i wygód, postępujący wedle zasad bushidō. W wyraźnie spowolnionej i mroczniejszej części drugiej wychodzą na jaw sekrety samurajskiej braci. Odkrycie kart nie przebiega jednak w jasny sposób, reżyser zadaje pytania i prowokuje. Bo przecież równie dobrze tchórzostwo i kryzys męskości można zrzucić na gorączkę czy pacyfizm, a kłamstwo i kunktatorstwo tłumaczyć sprytem.

Maciej Kowalczyk
Maciej Kowalczyk

2. Ulica Szczęśliwa
[Pięć Smaków]

Animacja opowiada o życiu Lin Shu-chu i składa się na dwie linie fabularne. Poznajemy ją jako dziewczynkę przyjeżdżającą razem z rodzicami do Tajpej, gdzie jej ojciec dostał pracę w lokalnej fabryce. Choć początkowo miasto wydaje się odpychające, nic nie jest w stanie tak upiększyć świata jak dziecięca wyobraźnia. Tylko ona pozwala zamienić brudną rzekę w magiczny las, a chmury spalin w pachnące truskawkami słodycze. Jednocześnie w zetknięciu z trudnymi realiami kraju znajdującego się pod ciężkim butem dyktatury marzenia pękają jak bańka mydlana i pozostawiają w bohaterce silną potrzebę wolności. Jej dążenie do zmiany nie przekłada się tylko na uczestnictwo w strajkach, ale przede wszystkim na wyjazd do Stanów, które są w wyobrażeniu większości Tajwańczyków rajem na Ziemi. Druga linia fabularna to moment powrotu bohaterki do domu na pogrzeb ukochanej babci. Po wielu rozczarowaniach związanych z pobytem w Nowym Jorku Lin Shu-chu przyjdzie się zmierzyć z pozostawioną rzeczywistością będącą czy tego chce czy nie, jej domem.

Osobiście uważam, że fenomen „Ulicy Szczęśliwej” to przede wszystkim bogactwo szczegółów, wypełniających każde zagadnienie. Żadna historia nie jest opowiedziana bez przyczyny, wszystko ma swoje drugie dno: historyczne, polityczne czy społeczne. Tak naprawdę nie sposób jest wychwycić wszystkich błyskotliwych obserwacji i przytyków skierowanych w stronę społeczeństwa jedynie za jednym seansem. Dla mnie była to niezwykle poruszająca i osobista podróż po życiowych zakrętach. Obrazująca porażki i wybory, jakie każdemu z nas przyszło lub dopiero przyjdzie dokonać i to, że nie ma jednej sprawdzonej drogi do szczęścia. 

Ania Grudziąż
Ania Grudziąż

1. Siedzący słoń
[Nowe Horyzonty]

Chiński kolos liczący mrożące krew w żyłach 3 godziny i 50 minut niesie za sobą potężny ładunek emocjonalny. Choćby w związku z faktem, że reżyser Hu Bo nie doczekał jego berlińskiej premiery. 29-latek odebrał sobie życie na kilka miesięcy przed pokazaniem go publiczności. Marazm panujący w przemysłowym miasteczku przypomina dokonania Jia Zhang-ke, szczególnie “Nieznane rozkosze”, gdzie przytłoczenie chińskim boomem gospodarczym czyniło z młodych ludzi zombie wyzbyte jakiejkolwiek ambicji i właściwości. Tu również bezcelowość bytowania wpisana zostaje w krajobraz miejski, jakby wiecznie budowany, konstruowany wedle zmieniających się wytycznych płynących z Pekinu. Bezduszna machina partyjna utożsamia chińską prosperitę z interesem państwa, a wola i potrzeby jednostek są niezauważalne.

Maciej Kowalczyk
Maciej Kowalczyk