Co zrobić, kiedy motyle zakochania i pierwszorazowych ekscytacji regulujące poziom dopaminy, ulatują z brzucha, a w związek dwojga ludzi coraz śmielej i prężniej zagląda rutyna? Jak radzić sobie z relacyjną codziennością pozbawioną fajerwerków? Na te pytania próbuje odpowiedzieć Maria Zbąska w swoim pełnometrażowym, fabularnym debiucie To nie mój film.
Wanda (Zofia Chabiera) i Janek (Marcin Sztabiński) są parą z tylko lub aż dziesięcioletnim stażem. Siła przyciągania między nimi zdążyła nieco osłabnąć, coraz częściej pojawiają się zgrzyty i pretensje. Ciągle jednak bilans zysków i strat jest po stronie tych pierwszych, ciągle coś nie pozwala odejść. Zmęczeni sobą i swoimi oczekiwaniami co do wspólnego życia, decydują się – z inicjatywy Janka – na nietypowy eksperyment mający wyklarować uczucia i prognozy co do przyszłości. Wyruszają w zimową wędrówkę brzegiem Bałtyku, wyznaczając sobie szlak między Międzyzdrojami a Piaskami oraz szereg zasad, z których najważniejszą jest nieschodzenie z plaży. Jeśli dotrwają do końca drogi bez ich naruszania, zostaną ze sobą. Jeśli nie, będzie to ich ostatni wspólny czas.
Zbąska ubiera relację swoich bohaterów w typowe dla polskiego kina (i społeczeństwa) tarcia i pretensje. Podszywa je oczywiście humorem, żeby za bardzo nie bolało, ale ma on raczej niewielką moc znieczulającą. Za dużo też mówi wewnętrznym głosem Wandy, mającym służyć za narracyjny kompas, zbyteczny o tyle, że wszystko tu widać gołym okiem. Unika na szczęście stylistyki kolejnej nieznośnej rodzimej komedii, zamieniającej związkowy chaos w tanie pośmiewisko. Mimo że jej film rozgrywa się w zimowym anturażu, narracyjną lekkością bardzo blisko mu do słonecznego Roving Woman Michała Chmielewskiego [NASZA RECENZJA]. Obydwa tytuły od kalibru ciężkich dramatów wolą wiwisekcję codzienności i wewnętrznych rozterek. W końcu związku Wandy i Jacka nie dotknął żaden poważny, traumatyzujący kryzys. Nie wrzeszczą na siebie beznamiętnie, szantażując się nawzajem największymi brudami z przeszłości. Nie przygniatają ich cienie patologicznych rodzin, każące replikować wyuczone zachowania, a przynajmniej nic o tym – na szczęście – nie wiemy. Na szczęście, bo pełnokrwistych, psychologicznych produkcji mamy pod dostatkiem.

Nie jest to kino wielkie, ale nie jestem pewna czy miało nawet takie ambicje. Zbąska unika bergamowskich analiz, nie stara się też stawiać hucznych diagnoz. Czyni cel z drogi, próbując uchwycić coś wymykającego się definicjom. Z czasem drugorzędnego znaczenia nabiera to, czy Wanda i Janek ogień utracili chwilowo czy bezpowrotnie. Reżyserka zadaje też więcej pytań niż udziela odpowiedzi. Co powoduje, że ludzie się rozstają, a co, że ze sobą zostają? Jak nie zamienić strachu przed codziennością we wstyd i nie stracić swojej własnej tożsamości i odrębności na rzecz wspólnego szczęścia? Co nim w ogóle jest? Jak nie sczerstwieć przed kimś, kto kiedyś rozpalał do czerwoności? Przetrwać te małe, powszednie, upierdliwe kryzysy? Czy długofalowe uczuciowe fajerwerki są nam w ogóle potrzebne? Niski emocjonalny rejestr narracji i lekkość kontrapunktów, odbierają tej opowieści moc recepty na międzyludzkie bolączki – znowu na szczęście, bo może właśnie w tym tkwi jej urok. W braku nachalności w kreśleniu zmagań z rzeczywistością.


To nie mój film
Tytuł oryginalny: To nie mój film
Rok: 2024
Kraj produkcji: Polska
Reżyseria: Maria Zbąska
Występują: Zofia Chabiera, Marcin Sztabiński
Ocena: 3,5/5