Big Poppa — recenzja filmu „Szybcy i wściekli 10”

To już dziesiąta odsłona najdzikszej z kasowych franczyz, w której precyzyjne i ultrabezpieczne planowanie ścieżek filmowego uniwersum do jak największego zwrotu z inwestycji zastępują scenariusze sprawiające wrażenie napisanych na podstawie zabawy podekscytowanego pięciolatka tuzinem samochodzików i figurek oraz bezkarna kasacja luksusowych aut. Ta część osiągnęła rekordowy budżet, tym samym wchodząc do czołowej dziesiątki najdroższych filmów w historii, zaraz za drugim Avatarem. A to dopiero pierwsza część finału serii, który, jeśli wierzyć zapewnieniom Vina Diesla, ma być ostatecznie trylogią. Jako że koniec wieńczy dzieło, w Szybkich i wściekłych 10 postanowiono zmieścić maksimum wątków dotyczących ulubionych bohaterów, każdy kończąc cliffhangerem i/lub absurdalnym zwrotem akcji. I niestety po raz pierwszy aż w takim stopniu odczuwalne stało się zmęczenie materiału połączone z wykalkulowaniem.

Dominic Toretto nie jest bohaterem swoich czasów. Gdy cały świat przechodzi na technologie zdalne, których prześmiewczym symbolem staje się tutaj zabawkowy samochodzik ozdobiony podobizną Ludacrisa, Doma nie interesują pojazdy autonomiczne czy inne bezduszne drony. Dla niego liczy się osobiste, cielesne doświadczenie siedzenia za kółkiem, najlepiej z synem na kolanach, zachowując pełną kontrolę nad obrotami swojej maszyny. Dominic jest dziś przede wszystkim ojcem, silnym, ale czułym, dbającym o to, aby kolejnemu pokoleniu żyło się lepiej i podejmowało ono lepsze decyzje. Jest ojcem zastępczym nawet dla dzieci swoich nieobecnych braci, co demonstruje w heroicznym geście wzięcia w ramiona Tess (Brie Larson), córki „Pana Nikt” – niby groteskowy rewers Piety. Religijne skojarzenia nieprzypadkowe: Toretto to w Szybkich i wściekłych 10 nie tyle Ojciec, co Bóg Ojciec, ratujący Watykan przed pewną zagładą i toczący pojedynek z prorokiem chaosu o znaczącym imieniu Dante (Jason Momoa), który zaklina ogień i zmienia świat Stwórcy w piekło.

Pozostając przy temacie złoczyńcy, zgodnie z pierwszymi reakcjami publiczności kreacja Momoy jest bez wątpienia najbardziej zajmującym elementem filmu, co można uznać za pewne zaskoczenie w kontekście tej serii, gdyż nigdy nie stała ona antagonistami. Dante Reyes, syn skorumpowanego biznesmena, którego familia Toretto odstrzeliła po obrobieniu mu skarbca w Szybkich i wściekłych 5, ma w sobie żywioł Jokera w interpretacji Jacka Nicholsona. Ten pozbawiony skrupułów, ale nie czarnego humoru psychopata, trzymający przy sobie popleczników rozdawanymi na prawo i lewo groźbami pozabijania im całych rodzin, wprost rozkoszuje się igraniem ze swoimi ofiarami oraz popisową destrukcją pojazdów przeciwników czy bezcennych zabytków.

Kwestią kontrowersyjną może być fakt, że integralną częścią zabawowości tej postaci, wszak potężnej fizycznie, jest jej ostentacyjna gra ze stereotypową męskością poprzez dandysowate gesty, śpiewne usposobienie oraz ekstrawaganckie kostiumy i elementy biżuterii. Choć przypisywanie bohaterom negatywnym cech sygnalizujących nienormatywną seksualność ma długą i przykrą historię w kinie klasycznym, to trudno Szybkim i wściekłym 10 zarzucić otwartą homofobię – potencjalnie queerowy styl bycia bohatera ma tu raczej funkcję humorystyczną, uatrakcyjniającą to bardzo mroczne indywiduum, a nie wtórnie dehumanizującą Dantego. Abstrahując jednak od intencji twórców, samo obsadzenie w roli antagonisty psychopaty-lalusia, który kocha balet i najbardziej na świecie nienawidzi wartości rodzinnych, stawiając go przy tym w opozycji do pozytywnych bohaterów – głównie bardzo tradycyjnie męskich, heroicznych „byczków” – czyni film podatnym na nieżyczliwe odczytania ze strony uprzedzonych widzów.

Paradoksalnie jednak można Dantego równie dobrze widzieć jako reprezentację docelowego adresata nowszych części Szybkich i wściekłych. Widza takiego jak ja, którego nie obchodzi tutejsza fabuła i chce, żeby się po prostu działo. Który przyszedł do kina dla szaleńczego pojedynku sznura wyczynowych kierowców z płonącą kulą toczącą się po ulicach Rzymu i taranującą radiowozy. Dla cieszącej oko i gadzi mózg spektakularnej samowolki z udziałem efektów komputerowych oraz autentycznie niszczonej własności prywatnej – nierzadko ledwo rozróżnialnych.

Problem tkwi jednak w tym, że oprócz wspomnianej rozwałki w Wiecznym Mieście oraz portugalskiego finału, w którym nie zobaczymy jednak nic, czego seria wcześniej nie pokazała, Szybcy i wściekli 10 cierpią wręcz na niedobór szczególnie pamiętnych i ekscytujących sekwencji akcji. Film zdaje się nie mieć na nie czasu w natłoku wątków, skacząc pomiędzy lokacjami rozsianymi po czterech kontynentach i średnio zabawnymi skeczami z gościnnym udziałem celebrytów. Tu walka o stołki w supernowoczesnej siedzibie ponadrządowej superagencji rodem z filmu o Bondzie, tam road trip Jakoba (John Cena) budującego wujowską więź z Briankiem Toretto, gdzie indziej król darkwebu Bowie420 (Pete Davidson) częstujący ekipę muffinami z niespodzianką. W międzyczasie Deckard Shaw (Jason Statham) nadal okłada swój worek treningowy wypchany człowiekiem, Letty (Michelle Rodriguez) i Cipher (Charlize Theron) piorą się, a Roman (Tyrese Gibson) ubolewa nad dotychczasowym bytowaniem na trzecim planie. Na dobitkę dorzućmy garść sentymentalnych wspominek i absurdalnych zwrotów akcji pod tytułem: jedna postać okazuje się ojcem/synem/siostrą/psiapsiem innej postaci, o czym zostajemy poinformowani poprzez nieudolne wmontowanie nowego bohatera w sceny z poprzednich części. Nawet jedyny wyścig uliczny zostaje tu przedwcześnie zakończony na rzecz górnolotnego dylematu etycznego Ojca Dominika.

Innymi słowy: dzieje się dużo i wszystko jest w równym stopniu nieznaczące. Franczyza w swoim szalonym pędzie do wszechstronnie satysfakcjonującego finału zdała się zupełnie stracić poczucie dobrej zabawy. 12 lat temu (sic!) puszczająca w niepamięć prawa fizyki piąta część wprowadziła powiew finezyjnego szaleństwa w panoramę współczesnego kina akcji. Jednak od czasu wzruszającego pożegnania Paula Walkera, jakkolwiek ekscytujące nie byłyby kolejne odsłony (choćby entuzjastycznie zrecenzowana przeze mnie „dziewiątka” – LINK), seria nieco zgubiła kierunek, zbyt często skręcając ku nadmiernej powadze, melodramatyczności i przekombinowanym intrygom odwracającym uwagę od tego, co najważniejsze. W dziesiątej części niepokojąca tendencja osiągnęła swoje apogeum: biblijna pompatyczność, nieciekawe szpiegowskie szarady i błazeńskie łamańce fabularne dominują, a radość i histeryczny śmiech publiczności coraz częściej przeradzają się w uśmiech politowania. Jedyną nadzieją może być myśl, że scenariopisarski zamęt Szybkich i wściekłych 10 stanowił ledwie konieczny prolog do czegoś lepszego i że dalszy ciąg finału odpuści plątaninę wątków na rzecz ujmującej prostoty prawdziwie apokaliptycznej demolki, w której rodzina zwycięża wszystko.

Dawid Smyk
Dawid Smyk

Szybcy i wściekli 10

Tytuł oryginalny:
Fast X

Rok: 2023

Kraj produkcji: USA

Reżyseria: Louis Leterrier

Występują: Vin Diesel, Michelle Rodriguez, Jason Momoa

Dystrybucja: UIP 

Ocena: 2/5

2/5