Legenda – recenzja filmu „Święty”

Postać Vojtěcha Adalberta Slavníkoveca, post mortem politycznie spolonizowanego na świętego Wojciecha – patrona naszej ojczyzny (a także Węgier i rodzimych Czech) – stanowi jedną z najbardziej niejednoznacznych ikon polskiej historii. Nie bez powodu niżej podpisany wziął go sobie za świętego patrona podczas bierzmowania. To właśnie głośna kradzież jego srebrnej figury z katedry gnieźnieńskiej z 1986 roku stała się kanwą kryminału Święty, który do kin wpuszcza pod koniec marca TVP.

„Barbarzyństwo włamywaczy przypomina okrucieństwo zabójców św. Wojciecha” relacjonował 21 marca 1986 roku „Express Poznański” w artykule o włamaniu z poprzedniego dnia, który przytacza w swoim tekście „Zamach na świętego Wojciecha” Piotr Bojarski na łamach poznańskiej Wyborczej z 14.03.2016. Słowa te zapewne niezwykle zapadły w pamięć Sebastianowi Buttnemu, który dekadę (!) po swoim debiutanckim Heavy Mental powraca na reżyserski stołek ich fabularyzacją. Sama kryminalna sprawa sprzed niemal czterech dekad poza przedmiotem kradzieży nie jest zbyt fascynująca, sprawcy byli dość nieudolni, zostawili odciski palców, hałasowali przetapiając srebro i szybko wpadli. Ale temat kolejnego już pośmiertnego mordu na Świętym (po np. spaleniu Gniezna przez księcia Brzetysława I w 1038 roku, po którym to miasto już nigdy nie odzyskało roli innej niż religijno-propagandowa prowincja, à la późniejsza Częstochowa) połączony z bliskością czasową zabójstwa księdza Popiełuszki oraz obecnością przedstawiciela niesławnego departamentu IV MSW był aż zbyt kuszący, by nie pobawić się w kryminalnego Assassin’s Creed na miarę możliwości TVP.

Buttny z osobami współpracującymi puścił wodzę fantazji, tak by zmienić trywialne wydarzenie historyczne w polityczny thriller pełną gębą. Nadinspektor Zenon Smolarek (Komendant Główny Policji w latach 1992–95) zmienił się zatem w nieopierzonego Andrzeja Barana, młodego i ambitnego porucznika MO, który łapówką zdobywa prestiżową sprawę. W głównej roli obsadzony został Mateusz Kościukiewicz, bez dwóch zdań mający za zadanie naśladować postać Tomasza Ziętka z Hiacynta Piotra Domalewskiego. Zresztą wizualne i formalne inspiracje produkcją Netflixa z 2021 roku są tu obecne na każdym kroku. Gdy akurat operator Łukasz Gutt nie atakuje wzroku widzów swoimi umiłowanymi promieniami i flarami, to podobieństwa kadrowania i oświetlania z pracą Piotra Sobocińskiego juniora są nazbyt ewidentne. Zresztą występuje tu poważny problem z nasyceniem barw, który objawia się najmocniej w zmieniającym kolory niczym kameleon Fordzie Sierra protagonisty.

To nie jest zresztą największy problem Świętego. Opierając się na fantazjach na temat historycznych wydarzeń, zdaje się on być skupiony na swojej roli propagandowej, to znaczy przekonania widzów co do wszechwładzy esbecji, jej wielkich planów, łączenia działań aktualnych ze średniowieczną symboliką (w filmie, niczym w Kodzie da Vinci, kluczem do zrozumienia przez bohaterów intrygi stają się inskrypcje na gnieźnieńskiej Porta Regia). Kuriozalna fabuła zostaje przedstawiona tak przyziemnie, by przypadkowy widz odebrał ją jako materiał dokumentalny, co wymaga stosowania komicznych zabiegów deus ex machina. Za przykład może służyć krytyk teatralny opowiadający milicjantowi metaforycznie o arkanach średniowiecznej sztuki sakralnej tuż przed obowiązkową w polskim kinie współczesnym sceną raczenia się trawką.  

To wszystko przekłada się na niezwykle osobliwy brak tempa i napięcia opowieści. Widzom dość szybko zostaje uświadomiona prawdziwa w filmowej rzeczywistości wersja wydarzeń, a przy tym z Barana bardziej baran niż Columbo, więc sam też do niczego nie dociera. Kuriozalności temu dodaje muzyka węgierskiego multiinstrumentalisty Petera Pejtsika, który bardzo chciałby być Michałem Lorencem, ale z talentu mistrza Pasikowskiczowskich piszczałek zostaje mu jedynie nadmierny patos i próba dramatyzowania tempem scen chodzenia po korytarzu.

Ciekawy aspekt stanowi tu także prowadzenie aktorów. Lena Góra, która niedawno rozpoczęła przebijanie się do szerszej świadomości rolami w Roving Woman i Nocy w przedszkolu, jest jednocześnie rewelacyjna w swojej roli żony protagonisty, dziennikarki i historyczki sztuki, przy tym zdaje się występować w całkowicie innym filmie niż reszta obsady. Kościukiewicz – Ziętek, Lichota – ksiądz intelektualista i Dymecki – esbek – są nieco autystycznie cisi i wycofani. W bressonowski sposób pozbawieni większej ekspresji i energii życiowej. Postać Góry z kolei kipi charyzmą i energią, co kontrastuje tym bardziej ze względu na fakt, jak bardzo jej bohaterka fabularnie zbędna jest tej opowieści i nic nie wnosi. Trudno zatem stwierdzić, czy oglądamy Cate Blanchett między naturszczykami, osobę nieumiejącą posłuchać reżysera między bardziej doświadczonymi odtwórcami, czy coś poszło nie tak w koncepcie lub prowadzeniu aktorów. Niezależnie od tego, która wersja nosi w sobie więcej prawdy, efekt końcowy można ocenić jako równie zabawny co zaskakujący. Jakby tylko jedna osoba z obsady nie była na wiecznym kacu i zjeździe z dragów.

Okoliczności wchodzenia do kin Świętego uzupełniają się z trwającą w mediach kłótnią o znaczenie tatuaży Jasia Kapeli. W kryminalnych fatałaszkach stworzono tu opowieść o roli mitu. O tym, że mit jest zawsze ważniejsza od prawdy. Przy tym wszystkim produkcja staje się niezwykle autotematyczna, samodzielnie starając się stworzyć własną, niezwykle urokliwą, legendę wokół wydarzeń z 1986 roku, a szerzej z całego okresu PRL-u i transformacji ustrojowej. Bo skoro esbecy mogli napisać gnieźnieński Kod da Vinci 20 lat przed Danem Brownem, to co im blokowało całkowite spreparowanie Magdalenki i Okrągłego Stołu? A skoro mogli być dobrzy ważni milicjanci, to czemu nie mogłoby być dobrych i nieumoczonych osób w willi MSW? Kiedy inni ludzie ślepo podążają za prawdą, pamiętaj: nic nie jest prawdziwe. Tak brzmi motto Asasynów z gier Ubisoftu i taki również wniosek płynie ze Świętego. Nic nie jest prawdziwe. […] Wszystko jest dozwolone. Pracujemy w mroku by służyć światłu.

Marcin Prymas
Marcin Prymas

Święty

Rok: 2-23

Kraj produkcji: Polska

Reżyseria: Sebastian Buttny

Występują: Mateusz Kościukiewicz, Lena Góra, Leszek Lichota i inni

Dystrybucja: TVP

Ocena: 2,5/5

2,5/5