All eyes on me – recenzja filmu „Spree”

„Jeśli nie dokumentujesz swojego życia, nie istniejesz” – mówi do nas główny bohater Spree, filmu Jewgienija Kotliarenki i w odniesieniu do dzisiejszych czasów, trudno nie przyznać mu racji. W końcu niemal wszyscy jesteśmy częścią socialmediowej machiny – codziennie oddajmy się rytuałowi „like, share, follow”, czy to z przyczyn zawodowych, czy prywatnych.

Internet jako medium otworzył wiele „drzwi”, egalitaryzując przestrzenie do tej pory elitarne. Oto żeby dziś być kimś, wystarczą w zasadzie trzy rzeczy: pomysł, charyzma i konsekwencja. I oczywiście szybkie łącze. Instytucja wydawców, producentów etc. nagle przestała być determinantą branżowego startu, a nawet późniejszej kariery, szczególnie, że rynek technologicznych nowości stał się na przestrzeni ostatnich lat na tyle budżetowy, że wystarczą naprawdę skromne środki do rozpoczęcia streamingowej przygody. Każdy kij ma jednak dwa końce – masowa dostępność powoduje przeładowanie konkurencji i w związku z tym miarodajny sukces tylko tych najbardziej kreatywnych. Dlatego też na internetowej scenie trwa bezustannych wyścig na oryginalność, który jest zresztą niechlubnym dziedzictwem telewizji i stosowania najniższych chwytów w celu podniesienia oglądalności.   

Dobre chęci i parcie na szkło są często niewystarczające, a brak wyświetleń budzi oczywiście frustrację. W takiej właśnie sytuacji jest Kurt (znany z serialu Stranger Things Joe Keery). Młody człowiek, o którego życiu wiemy na tyle mało, że stawianie na tej podstawie diagnoz nie miałoby sensu. Zresztą i sami twórcy nie próbują jakoś specjalnie tłumaczyć, czy wręcz usprawiedliwiać psychologicznie i socjologicznie zachowania swojego bohatera, spychając go tym samym do pozycji everymana. Jego jedynym celem jest zostanie gwiazdą Internetu, na co się raczej nie zanosi przy ledwo dwucyfrowych wynikach oglądalności. W związku z tym dość szybko wpada on na pomysł urozmaicenia kanału dokonywaniem mordów na pasażerach prowadzonej przez siebie taksówki.

Kotliarenko doskonale rozumie sam świat influencerów i pogoni za lajkami. Dlatego nie dziwi wykorzystanie przez niego w warstwie formalnej wyłącznie kamer GoPro, smartfonów i ekranów przeglądarek. Wpisuje się tym samym w rozwijający się trend mówienia o social mediach ich językiem, jak miało to miejsce w przypadku innych thrillerów: Searching Aneeshego Chaganty, Cybernatural Levana Gabriadze, Unfriended: Dark Web Stephena Susco, Like.Share.Follow. Glenna Gersa czy wyświetlanego na 37. Warszawskim Festiwalu Filmowym #Blue_Whale Anny Zajcewej. W tego typu narracjach użycie technologii Screenlife sprawdza się wyśmienicie – samo w sobie nadaje tempa, podsyca gęsty klimat gatunku i przede wszystkim tworzy iluzję realizmu. Jednak w Spree konwencja mordu jest ściśle kontrolowana poczuciem humoru – w końcu całość ma być groteskowym odbiciem współczesnego świata, a nie trzymającym nas w napięciu dreszczowcem, na którym boimy się o życie bohaterów. Śmierć ma być – i jest – zabawna, do czego przyczynia się nie tylko humor sytuacyjny, ale i niskobudżetowe efekty. Gruba krecha, spoglądający na nas niewinnie i tłumaczący się słodkim głosem Kurt, aż proszą się o śmiech.

Ale przecież nie o fun tu chodzi, a przynajmniej nie tylko – a o komentarz społeczny. Między kolejnymi ofiarami influencera, zabawnymi gagami z krwią tryskającą na reflektory samochodu i krzykiem ofiar przeplatanym z żądnymi krwi komentarzami ze streama, rysuje się dość gorzki obraz współczesnego świata, w którym rzeczywistość niebezpiecznie miesza się z fikcją, a zaspokojenie głodu odbiorców wymaga podejmowania coraz to radykalniejszych kroków i usprawiedliwia używanie przemocy.  

Problem w tym, że ta warstwa diagnostyczna umyka nieco w gąszczu jajcarskiej narracji, nie pozostawiając z obrazu zbyt wiele poza papką, którą sam krytykuje. Widać tu próby walki z materią czy nawet puszczanie oka do Urodzonych morderców Olivera Stone’a i jego dekonstrukcji medialnej przemocy, magnetyzującej publiczność jak mało co. Brakuje jednak wyważenia konstruujących film kontrastowych obszarów: jednostki i zbiorowości, nadawcy komunikatu i jego odbiorcy. Ale także wyjścia poza to, co już widzieliśmy w innych produkcjach punktujących uzależnienie od atencji. W tym kontekście Spree pozostaje jedynie dobrą rozrywką z niewykorzystanym potencjałem społecznej diagnozy. 

Agnieszka Pilacińska
Agnieszka Pilacińska

Spree

Tytuł oryginalny:  Spree

Rok: 2020

Kraj produkcji: USA

Reżyseria: Jewgienij Kotliarenko

Występują: Joe Keery, David Arquette, Mischa Barton

Dystrybucja: Velvet Spoon

Ocena: 2,5/5