„Spitak” – w drodze na Oscary: Armenia

Gdy przychodzi do selekcji produkcji, która ma reprezentować ojczyznę, często wyżej od jakości obrazu stawia się rozpoznawalność reżysera i wagę poruszanego tematu. Jako nacja przez lata zmuszona się wstydzić za wszelkie „Wałęsy” czy “Pokoty” przeżyliśmy to na własnej skórze. W tym roku podobną niechlubną ścieżką poszła Armenia, wybierając „Spitaka”.

Aleksandr Kott jest kojarzonym na świecie rosyjskim reżyserem. Jego twórczość, stanowiąca upoetyzowane spojrzenie na traumy narodu radzieckiego, często realizowana jest w dawnych republikach związkowych. W kazachskiej „Próbie” pokazywał bez słów ulotność egzystencji i świadomość zbliżającej się zagłady, portretując pierwsze, przeprowadzane bez poszanowania jakichkolwiek zasad bezpieczeństwa, próby jądrowe w ZSRR. W „Twierdzy brzeskiej” obserwował moment kształtowania się białoruskiej świadomości narodowej podczas najkrwawszej na tych obszarach bitwy II wojny światowej. W obu obrazach Kott skłaniał się ku chwilowemu odrzucaniu realizmu na rzecz lirycznej i metaforycznej narracji oraz symboliki niczym z późnego Kieślowskiego, a ciągoty te najlepiej widoczne są w opowiadającym o budowaniu swojego życia na nowo po utracie wzroku „Insight” z 2015 roku.

„Spitak” jawi się jako bardzo silna fuzja tych dwóch koncepcji twórczych. Przenosimy się do północnej Armenii, gdzie w grudniu 1988 roku ziemia zatrzęsła się z siłą 6,8 stopni w skali Richtera, a potem nastąpiły jeszcze 191 wstrząsy wtórne. W tych strasznych dniach, gdy siła natury, błędy architektoniczne i twarda kaukaska zima sprzysięgły się przeciw ludzkości, 25 000 osób straciło życie, a ponad pół miliona dach nad głową.

Kott o tej traumie opowiada nam poprzez historię nuklearnej rodziny. Główny bohater, Gor przed laty wyjechał do Moskwy, zostawiając na prowincji żonę z siedmioletnią córką. Na wieść o katastrofie czym prędzej przybywa, by ratować swoich bliskich i błagać Siły Wyższe o wybaczenie bycia złym ojcem. Z jakiegoś powodu co jakiś czas serwowane nam są retrospekcje z dzieciństwa bohatera, w których dowiadujemy się, że lubił domowy dżem, a z późniejszą żoną chodzili razem do klasy w podstawówce. Drugim wątkiem jest przebywanie w uwięzieniu Goar i Anuszki, czyli żony i córki protagonisty. Półprzytomna kobieta próbuje uspokoić swoje dziecko, przekonać je, że to tylko sen. Dziewczynka z kolei ucieka w świat fantazji, przebiera się za lekarza, Alicję z Krainy Czarów czy wreszcie Białego Królika.

Film niestety jest całkowitą porażką na polu realizacyjnym. Aktorzy raczej recytują swoje role aniżeli grają, jednak trudno ich za to winić, bo dialogi napisane zostały fatalnie. Skrajna ekspozycja i mówienie tego, co widzimy na ekranie, miesza się z natchnionymi linijkami i zachowaniami. Często wydarzenia nie są w żaden sposób podbudowane, przez co film staje się niezrozumiały i chaotyczny. Oniryczne ujęcia i sekwencje nie prowadzą tu do niczego poza „magicznym” wyglądaniem. Bohaterowie są też pisani niekonsekwentnie – ze sceny na scenę poza kadrem przechodzą przemiany i wyglądają do cna nieautentycznie, kiedy wygłaszają swoje aktualne przekonania lub też wykonują w wykoncypowany sposób symboliczne gesty.

Wielka szkoda, że zaprzepaszczono szansę, by godnie złożyć hołd ofiarom tej olbrzymiej katastrofy. „Spitak” jest jednym z najgorszych krajowych przedstawicieli w tegorocznym wyścigu oscarowym, produkcją wręcz telewizyjną. Miejmy nadzieję, że Aleksandr Kott kiedyś powróci do formy z „Próby” i „Twierdzy brzeskiej”, ale najpierw musi zmienić kierunek swojej twórczości.

Marcin Prymas
Marcin Prymas
Spitak

Spitak

Rok: 2018

Gatunek: Dramat

Kraj produkcji: Armenia, Rosja

Reżyser: Aleksandr Kott

Występują: Lernik Arutiunian, Ermine Stepanian, Aleksandra Politik i inni

Ocena: 2/5