Bus Stops Will Never Stop – recenzja filmu „Sowieckie przystanki autobusowe” – Millennium Docs Against Gravity

Festiwal Millennium Docs Against Gravity od zawsze gromadzi filmy non-fiction na aktualne tematy, przygląda się zjawiskom globalnym i słynnym postaciom, ale jednocześnie zerka uważnie na intymne historie pasjonatów. Właśnie z puli tych ostatnich pochodzi dokument Sowieckie przystanki autobusowe Duńczyka Kristoffera Hegnsvada. W tym niespełna godzinnym filmie śledzimy podróż kanadyjskiego fotografa Christophera Herwiga, którego celem jest unieśmiertelnienie na zdjęciach ostanówek (ros. остановка) z terenów byłego Związku Radzieckiego.

Film powstawał przez siedem lat, a sama misja Kanadyjczyka trwa już 20 lat. Pierwszym „upolowanym” przez niego przystankiem był ten napotkany na Litwie podczas rowerowej wyprawy do Sankt Petersburga.  Passion project wziął się z potrzeby zachowania pamięci o niezwykle różnorodnej i niechronionej praktycznie przez nikogo sztuce użytkowej (dwa woluminy albumów Soviet Bus Stops). Kolejne ostanówki są zapomniane i niszczeją, co gorsza coraz częściej następuje ich demontaż lub przemalowywanie. Taką „poprawioną” poczekalnię autobusową widzimy w Kożuchiwce (Ukraina): z tylnej ściany wyziera piękna mozaika kwiatowa, kojarząca się jednak ze znienawidzonym systemem i obecnym agresorem, ale na froncie i wewnątrz wiaty pysznią się już narodowe barwy, błękit i żółć.

Zadanie Christophera Herwiga wydaje się wyrwane z któregoś filmu Wernera Herzoga (na MDAG możecie oglądać nie tylko dokument o nim samym, ale i jego najnowsze dzieło). Kiedyś nie powstydziłby się wzmianki o niej także Maciej Orłoś w „Teleexpressie”. Trzeba bowiem wiedzieć, że fotograf szuka nie byle jakich przystanków. Szuka tych, które odchodziły od normy, z różnych względów uniknęły unifikacji i wyróżniały się formą lub zdobieniami. Jako, że nie istnieje żaden oficjalny spis tych obiektów, Kanadyjczyk zmuszony jest w ich poszukiwaniu przemierzać ogromne terytorium byłego imperium. Podróżując od Litwy po Kamczatkę, wypytuje lokalsów i sam wypatruje zdobyczy między łąkami, pagórkami i górami. Często dociera do osób, które były odpowiedzialne za te kolorowe wykwity na szarym krajobrazie radzieckim, architektów i konstruktorów, a także ideowców dbających teraz o ich dziedzictwo.

W Związku Radzieckim po śmierci Stalina w budownictwie stawiano na tanie ustandaryzowane rozwiązania (np. bloki mieszkalne „chruszczówki” z gotowych elementów), ale przystanki ten proces objął tylko w miastach. Na prowincji panowała zaś zasada od sasa do lasa, każdy sobie rzepkę skrobie, a przede wszystkim kto pierwszy zaprojektuje i potem zbuduje wiatę zanim przybędzie na miejsce rządowa komisja, ten lepszy. Takim sposobem przy leśnych duktach, polach uprawnych czy na górskich ostępach powstawały najpiękniejsze z ostanówek. Kamera Hegnsvada, podobnie jak aparat jego bohatera, utrwala skarby indywidualistycznej myśli, tak obcej państwu, w którym powstawały.

Chichotem historii może być, że dokument rozpoczyna się w Gori (dziś Gruzja), rodzinnej miejscowości wspomnianego dyktatora. Obok „chowa” się od lat przed kanadyjskim fotografem obiekt na przełęczy Goderdzi. Ma dołączyć do kolekcji: obok takich cudów architektury, jak przystanki wyglądające niczym wielki gołąb w Przewalsku (Kirgistan) czy pająk w Niitsiku (Estonia), do tego mającego działający wiatrak na dachu (Ukraina), i tego, przez który przechodzi gazociąg (Armenia). W Dubnie (Ukraina) na autobus poczekamy pod basztą, a w Rostowanowskoje (Kraj Stawropolski, Rosja) podróżnych strzeże przed smokiem gargantuiczny święty Jerzy. W Uzbekistanie stawiają na brutalizm, w Kazachstanie na betonowe prefabrykaty z pewnością nieprzeznaczone na tę infrastrukturę, a w Abchazji (formalnie Gruzja, faktycznie marionetkowa wobec Moskwy republika) na bogate zdobione ceramiczne konstrukcje.

Być może dokument Kristoffera Hegnsvada nie jest najbłyskotliwszym kawałkiem kina na tym festiwalu, być może Duńczyk nie wykorzystuje szansy, żeby opowiedzieć więcej o samych konstrukcjach i ich twórcach. Film pomyślano raczej pod zachodnioeuropejskiego widza, który może nie orientować się w niuansach historii Związku Radzieckiego, dlatego aż nadto tłumaczone są pojęcia związane z komunizmem. Wytraca za dużo czasu na te ogólniki, przez to dowiadujemy się tylko naskórkowo o postaciach najważniejszych dla tematu filmu. O wspaniałych architektach tamtej ery: Białorusinie Armenie Sardarowie, Estończykach Enu Mäeli i Jürim Konsapie (ojcach wiaty-pająka), Litwinie Konstantinasie Jakovlevasie-Mateckisie czy Gruzinach Zurabie Tseretelim i George’u Chakhavie. Trzeba jednak przyznać, że Sowieckie przystanki autobusowe oddają hołd tym nieco zapomnianym fachowcom oraz ich dziełom. A tych, którym będzie mało radzieckiej myśli budowania tego typu obiektów, zachęcam do odwiedzenia profilu Kanadyjczyka na Instagramie

Maciej Kowalczyk
Maciej Kowalczyk
Sowieckie przystanki autobusowe plakat

Sowieckie przystanki autobusowe

Tytuł oryginalny:
Soviet Bus Stops

Rok: 2023

Kraj produkcji: Dania, Łotwa, Kanada, Wielka Brytania, Szwecja

Reżyseria: Kristoffer Hegnsvad

Ocena: 3/5

3/5