Milczenie Leny – recenzja filmu „Sole” – Tofifest

Dostrzeżona w zeszłym roku w weneckim konkursie Horyzonty (nagrody Lanterna Magica i Włoskiej Federacji Klubów Filmowych), świetnie rokująca w konkursie głównym trwającego właśnie Tofifest Film Festival, w końcu nominowana także do Europejskiej Nagrody Filmowej w kategorii odkrycie roku – Sole wyrasta na czarnego konia kina niezależnego w tym wyjątkowo chaotycznym i nietypowym sezonie festiwalowym. Włosko-polska koprodukcja (m.in. z rodzimą producentką, kompozytorką i aktorką w głównej roli) w reżyserii Carlo Sironiego to imponujący debiut i być może zapowiedź kilku interesujących karier.

Ermanno (Claudio Segaluscio) to młody mężczyzna, któremu życie nie rozdaje najlepszych kart. Jeśli już uda mu się zdobyć trochę grosza, prawdopodobnie roztrwoni je na automatach, znamiennie rozświetlonych napisem Glamour, niczym obietnica innej, lepszej egzystencji. Podobnie w świecie fantazji funkcjonuje polska imigrantka Lena (Sandra Drzymalska), dla której perspektywy stosunkowo szybkiego (choć może nie bezbolesnego) zarobku wydają się furtką do dalszego tournée po Europie i nieustających wakacji. Taką niepowtarzalną okazję oferuje jej wujostwo Ermanno – małżeństwo, które marzy o dziecku i jest skłonne szczodrze nagrodzić potencjalną biologiczną matkę i jej fikcyjnego małżonka, który pomoże dopełnić prawne formalności.

Cały ten proces śmierdzi przekrętem od początku i wydaje się, że tylko krok nas dzieli od jakiejś wschodnioeuropejskiej mafii, handlu ludźmi i tragicznego efektu śnieżnej kuli rodem z filmów braci Dardenne. Sole to jednak bynajmniej nie kino sensacyjne, a skromna i poczciwa obyczajówka o dojrzewaniu do odpowiedzialności za swoje decyzje i konfrontowaniu pragnień z rzeczywistością. Kobieta decydująca się sprzedać swoje dziecko zamożnym nieznajomym, to nie po prostu emanacja ekstremalnej wersji prostytucji, a Ermanno to nie po prostu bumelant bez ambicji, idący na skróty na każdym kroku. To tylko bardzo zagubieni młodzi ludzie, którzy choć z pozoru nic nie mają ze sobą wspólnego, bo przecież relacja między nimi powstaje zupełnie arbitralnie, motywowana ekonomiczne, to może się okazać, że mają sobie naprawdę wiele do powiedzenia, wiele w sobie do odkrycia, emocji do nazwania.

Reżyser ma sporo serca do tej opowieści i swoich bohaterów, pomimo że otula ich chłodnymi barwami w obojętnych, acz jak najbardziej przemyślanych kadrach. Stylistycznie film przywodzi na myśl raczej kinematografie skandynawskie niż płomienność i gadatliwość, jakich nauczyliśmy się oczekiwać od Włochów i ich kina. Postacie pozostają skrajnie powściągliwe, mówią niewiele i najwięcej o nich komunikują nam przestrzenie, w których przebywają i powtarzalne czynności, jakie wykonują. Jest w tych inscenizacjach nuta wykalkulowania, samozadowolenia debiutującego twórcy kina niezależnego, który właśnie wymyślił super estetyczną scenę silent disco wykonywanego solo na tle panoramy plaży, i chce ją koniecznie uwiecznić. To obrazki z czyjegoś Instagrama czy Pinteresta, które niewątpliwie mają sporo uroku, ale jakoś trudno w nie uwierzyć.

Sole ostatecznie jednak nie film kilku ładnych kadrów, choć te oczywiście pozostają w pamięci, a naprawdę urzekający, dobrze zagrany dramat, poprowadzony ze smakiem, bez egzaltacji i klisz. Może to nie bezprecedensowe osiągnięcie w szeroko pojętym kinie o rodzicielstwie, leniwe tempo rozwoju historii zapewne nie trafi w gusta każdego, jednak jest to sprawne, szanujące widza kino niezależne, które zaprowadzi Was w ciekawe rejony, jeśli tylko ufnie podążycie za reżyserem i jego bohaterami.

Dawid Smyk
Dawid Smyk

Sole

Rok: 2019

Gatunek: dramat

Kraj produkcji: Włochy, Polska

Reżyseria: Carlo Sironi

Występują: Claudio Segaluscio, Sandra Drzymalska, Bruno Buzzi

Ocena: 3,5/5