Sfałszowane wybory, bicie obywateli na ulicach za domaganie się należnych im praw człowieka, nietykalna władza tworząca podziały i nastawiająca przeciwko sobie ludzi, niczym te czarne i czerwone mrówki w słoiku z popularnej pseudonaukowej anegdoty. Obrazek znajomy dla każdej z wielu papierowych demokracji na świecie, ale mało gdzie tak jaskrawy jak w Kenii, kraju o jednym z najwyższych wskaźników korupcji. O tych systemowych patologiach, ale także o potencjalnej nadziei w żarliwym i dobrze zorganizowanym aktywizmie, opowiada Sam Soko w dokumencie Softie, hicie Sundance pokazywanym na tegorocznej AfryKamerze.
Kenijski twórca do niedawna realizował głównie wideoklipy, a obecnie prowadzi własną firmę produkcyjną (odpowiedzialną za nominowany do Oscara w 2018 short My wszyscy) i udziela się w debatach społecznych. Do spróbowania sił w dokumencie zainspirowała go postać Boniface’a Mwangiego, a efektem siedmioletniego procesu śledzenia jego życia i kariery (nakręcono ponad 500 godzin materiału) jest właśnie Softie.
Boniface, choć pamięta jeszcze łatkę „softie”, zawsze tego najsłabszego i najbardziej nieporadnego dzieciaka w klasie z biednej, wielodzietnej rodziny, to jednak do mięczaka mu dziś bardzo daleko. Zyskał rozgłos jako fotoreporter dokumentujący protesty, kryzys humanitarny i krwawą, motywowaną etnicznie przemoc po wyborach prezydenckich z 2007, w których reelekcję uzyskał kontrowersyjny Mwai Kibaki, z pochodzenia Kikuju (najliczniejsze plemię w Kenii). Będąc w centrum wydarzeń Boniface często ryzykował swoim zdrowiem i życiem, a później konsekwencje za „polityczność” jego prac mogły także dotknąć jego bliskich. Jego działalność już wtedy została doceniona chociażby przez CNN, które dwukrotnie nagrodziło go jako afrykańskiego fotoreportera roku (2008 i 2010).
Gdy poznajemy Boniface’a w Softie, bohater jest jakby zawieszony pomiędzy dwoma światami i dwiema rolami – aktywisty-partyzanta i ustatkowanego ojca rodziny. Wymowna jest scena, w której uwieszony na słuchawce telefonu, w skupieniu omawia plan działania na kolejnym proteście, równocześnie na odczepnego zajmując się gromadką kilkuletnich dzieci, które zabiegają o minimum jego uwagi. Żona, Njeri, za każdym razem apeluje, by wracał wcześnie i cało, on z uśmiechem na ustach ogłasza domownikom przed zatrzaśnięciem drzwi: „Idę obalić rząd”. Spokojniej już jednak nie będzie, nawet gdy w życiu Boniface’a mniej czasu wypełni krzyczenie na ulicy, a więcej pozyskiwanie środków na kampanię i śledzenie słupków. Jako zarejestrowany kandydat do parlamentu z okręgu Starehe, z ramienia legalnej, założonej przez niego partii, który świeci twarzą na murach (choćby w formie graffiti, bo na plakaty braknie budżetu) w całym mieście, Mwangi będzie „na celowniku” rządu jeszcze bardziej, a żona wraz z trójką dzieci zmuszona zostanie do szukania azylu za granicą.
Historia tego bohatera inspiruje do uwierzenia w siłę ludzkiego charakteru i, przynajmniej do czasu, w ideały demokracji przedstawicielskiej, oddolnych inicjatyw i braterskiej współpracy. Boniface to kandydat jak marzenie. Taki któremu naprawdę zależy, który faktycznie jest częścią swojej lokalnej społeczności, do którego nikt nie wstydzi się zagadać na ulicy. Nie jest tylko bezbarwną twarzą z plakatów, kimś kto raz na pół roku przyjdzie na budowę, założy kask i weźmie łopatę do ręki, żeby ładnie zapozować do zdjęcia. Jest autentyczny, w przeciwieństwie do swojego rywala o pseudonimie Jaguar, popularnej gwiazdy urban popu, próbującej swoich sił w polityce, zaczynając nową ścieżkę kariery z niemałymi środkami i „chodami” na starcie .
Softie zgrabnie realizuje formułę „od zera do bohatera”, pokazując kolejne wzloty i upadki underdoga stawiającego pierwsze kroki na nierozpoznanym terenie, zmagając się z problemami osobistymi i szukając wsparcia dla swojego nieprawdopodobnego projektu. Wszystko podane w pokrzepiającym tonie, jednak nie jest to w żadnym wypadku łzawa hagiografia o czystym jak łza bohaterze w typie Harveya Milka, a bardzo wieloaspektowy portret trudnej rzeczywistości i często równie trudnego bohatera. Soko nie idealizuje Boniface’a, jakkolwiek szlachetne by jego intencje nie były i jak wiele traum przeszłości by go nie dręczyło. Poświęca także naprawdę wiele czasu jego rodzinie, przytomnej i mocno stąpającej po ziemi żonie, a także dorastającym dzieciom, które też z czasem dostrzegają choćby kruchą dumę i przesadny upór ojca. Otrzymujemy także całkiem szeroki zakres wymownych faktów z historii najnowszej i życia politycznego Kenii, przedstawiony za pomocą zarówno fotografii Mwangiego, jak i kronik filmowych. Zahacza się nawet o temat tego, jak uprzedzenia etniczne, do dziś funkcjonujące wśród społeczeństwa stereotypy na temat innych plemion, są zakorzenione w kolonialnej przeszłości kraju i jak dzisiejsi politycy skutecznie na tych uprzedzeniach żerują.
Dokument Sama Soko skutecznie sprawdzi się jako film popularyzujący bardzo ciekawą i istotną postać z barwnego kraju, który niestety wciąż w wyobrażeniach wielu jest pustynią naznaczoną sporadycznymi lepiankami, a także jako równie przykry, co dający kroplę nadziei na zmiany, obraz systemowej niesprawiedliwości. Jest przy tym lekki i bezpretensjonalny, przeplatając dynamiczne montaże z intymnymi obserwacjami.
Softie
Rok: 2020
Gatunek: dokumentalny
Kraj produkcji: Kenia
Reżyseria: Sam Soko
Ocena: 3,5/5