Najlepiej smakuje na zimno – recenzja filmu „Samui Song” – Pięć Smaków

Azjatycka kobieta chcąc przystosować się do życia w społeczeństwie musi być dobrą aktorką, odgrywającą rolę posłusznej żony, uległej i uroczej osoby na co dzień. Po znanej, telewizyjnej gwieździe w kwiecie wieku oczekuje się, że znajdzie sobie bogatego męża. Jak Viyada zareaguje, gdy do głosu dojdą zwolennicy kultu religijnego naruszający wszelkie granice? O co to, to nie! Miarka się przebrała.

Główna bohaterka jest zmęczona odgrywaniem ról kolejnych heroin w tajlandzkich operach mydlanych i czuje się coraz bardziej prześladowana przez swojego partnera życiowego, zamożnego cudzoziemca, podlegającego pod charyzmatycznego przywódcę sekty buddyjskiej. Lukratywny biznes mnichów wydalonych ze świątyń kwitnie w najlepsze, czerpiąc zyski z handlu narkotykami, gdzie w pokojach przy miejscu spotkań członków kultu nie stroni się od używek i niemoralnych zachowań. Wszystko zmienia się, kiedy na jej drodze przez przypadek pojawia się wypacykowany Guy, trudniący się zabijaniem na zlecenie. Dwoistość ludzkiej natury zostaje obnażona, gdy wpierw widzimy syna troszczącego się o chorą matkę, a w kolejnej scenie te same czułe ręce odbierają komuś życie.

Przewodniczący kultu nosi zaszczytne miano „maestro” i rozpościera się wokół niego wręcz boska aura. Wymagane jest bezwzględne posłuszeństwo i lojalność. Jérôme bez słowa sprzeciwu powierza w posiadanie żonę swojemu szefowi, sam w tym czasie pieczołowicie rzeźbiąc kolejny posążek pod postacią fallusa. Jedna z jego rzeźb odegra ważną rolę w scenie morderstwa, która jest naładowana brutalnością podszytą ironią i stanowi jawne odwołanie do pamiętnej sceny z “Mechanicznej pomarańczy”. Sam film unika pokazywania scen gwałtu, przemocy, z wyjątkiem kulminacyjnej sekwencji walki protagonistki z oprawcą, w której brutalność nie jest już dłużej wstrzymywana, zostaje unaoczniona, wybucha nagromadzona frustracja i czuć wyraźnie smak krwi, przelewającej się na ekranie.

Viyada pod wieloma względami przypomina przewijające się u Hitchcocka niewiasty lekceważone przez osobników płci brzydkiej, traktujących je często okrutnie. W „Marnie” tytułowa postać zostaje skrzywdzona podczas miesiąca miodowego przez władczego męża. W „Szantażu” delikatna Alice najpierw zabija w obronie własnej gwałciciela, po czym jest konsekwentnie zastraszana przez męskie otoczenie. Również i tu protagonistka to kobieta wyrafinowana, pełna uroku, ale dla odmiany odważnie szukająca wyjścia z sytuacji beznadziejnej. Motyw walecznych feministek, które przerywają pasmo cierpień, jakie zsyłają na nie mężczyźni i samodzielnie decydują się skonfrontować ze światem przepełnionym agresją cieszy się ostatnio dużą popularnością, czego przykładem jest choćby inna azjatycka produkcja, „Marlina: Zemsta w czterech aktach” ubiegająca się o nominację do tegorocznego Oscara. Bohaterka indonezyjskiego satay westernu wkracza na ścieżkę usłaną krwawymi porachunkami, gdzie nie będzie litości dla oprawców.

Na uwagę zasługuje zabawa gatunkami, jakiej podejmuje się reżyser, gdzie z początkowego filmu stylizowanego na kryminał noir całość przechodzi w kino bliskie stylistyce makabrycznego kina zemsty, przywodząc na myśl „Oldboya” Chan-wook Parka. W „Samui Song” dużo satysfakcji dostarczają momenty, gdzie fikcja miesza się z rzeczywistością i widz nie wie do końca, czy to co ogląda na ekranie to fragment telenoweli, czy może właściwy epilog dramatu. Kiedy wzrasta napięcie, wraz ze śledztwem w sprawie morderstwa, tempo filmu zwalnia przynosząc spokój, prostotę i harmonię, do czasu aż przedstawiciel męskiego rodu da ponownie znać o swoim istnieniu. Wtłoczona w całość historia o lesbijkach tylko umacnia wrażenie wielkiej potrzeby uwolnienia się od świata, budowanego zgodnie z orientacją fallocentryczną – na władzy i dominacji samców.

Przepełniona nieudacznikami złowieszcza rzeczywistość, przypomina tą znaną z produkcji braci Coen, gdzie kobiety niepewnie stawiają kroki w patriarchalnym społeczeństwie. Jedyna różnica jest taka, że Amerykański duet jest szczerze zafascynowany swoimi przegranymi postaciami, dzięki czemu zyskują one na głębi, pozbawiając w ten sposób sylwetki jednoznaczności. Tutaj przez ekran przewijają się karykatury mężczyzn i w tym kontekście produkcję można też odczytać jako apel skierowany do zniewieściałych, egocentrycznych, wiecznych chłopców dbających chorobliwie o styl życia w dobie globalizacji.

Anna Strupiechowska
Anna Strupiechowska
Samui_song_

Samui Song

Rok: 2017

Gatunek: dramat kryminalny

Kraj produkcji: Tajlandia

Reżyser: Pen-Ek Ratanaruang

Występują: David Asavanond, Laila Boonyasak, Vithaya Pansringarm i inni

Dystrybucja: Pięć Smaków

Ocena: 3/5