"Rzeka czasu", reż. Yang Chao
Ocena: 4,5/5
Yang Chao przygotowywał się do nakręcania “Rzeki czasu” aż sześć lat – tyle zajęło znalezienie lokacji wzdłuż najdłuższej rzeki Chin. Dla reżysera ważne było, żeby pokazać piękno przyrody i pozostałości dawnej lokalnej kultury chińskiej.
Z przyczyn politycznych jego dzieło zostało pozbawione społecznych i gospodarczych analiz, a kontrowersyjna Tama Trzech Przełomów ukazana jedynie jako cezura w dziejach Jangcy. Na poziomie sjużetu bohater filmu odbywa podróż od ujścia rzeki w okolicach rozwiniętego Szanghaju aż jej źródła leżące na terenie okupowanego przez Państwo Środka Tybetu. Yanga interesuje jednak też ruch na płaszczyźnie czasowej, ogląda się przez ramię za przeszłością, która została przykryta kurzem, ale nadal wpływa na tożsamość narodową.
Główny bohater, Chun ruszając w rejs na małym statku, stara się okiełznać traumą po stracie ojca (piękny, choć wymyślony przez reżysera, obyczaj z rybą). Realizm spotyka się z poezją, mistycyzmem i raczej hermetycznymi dla europejskiego widza symbolami. Nastrój “Rzeki czasu” odnosi się bardziej do buddyjskiego ceremoniału niż do prawideł rządzącymi filmem drogi. Wybitna operatorska sprawność Marka Lee Ping-binga (pracował z największymi: Hou Hsio-hsieniem,Wong Kar-Waiem, Koreedą) uwydatnia piękno krajobrazów. Osiąga on dzięki głębi ostrości i uchwyceniu stanów pogodowych (Turner byłby dumny!) efekt zbliżony do tradycyjnych pejzaży chińskich malowanych tuszem.
Na razie mój faworyt całego festiwalu – uderza w tony, które najbardziej cenię w kinie.