Klatka – recenzja filmu „Rój”

Pełnometrażowy debiut Bartka Bali, Rój, stanowi ewenement w kwestii finansowania polskich produkcji filmowych, został bowiem zrealizowany całkowicie ze środków prywatnych inwestorów. Jednak nie tylko to stanowi o jego wyjątkowości. Reżyser, będący także współautorem scenariusza, odcina się zarówno od popularnego w Polsce kina społecznego, jak i tandetnych komedii na rzecz operowania metaforą i kreślenia własnego mikrokosmosu o sporym ładunku emancypacyjnym.

Bala jako główne narzędzie narracyjne wykorzystuje motyw wyspy. Odseparowanie od świata oraz ograniczenie przestrzeni służą mu do przyjrzenia się ludzkiej naturze i postawienia filozoficznych pytań dotyczących wolności, konstruktu władzy oraz zestawienia instynktów z normami kulturowymi. W miejsce akcji wrzuca nas bez większych wyjaśnień, portretując bohaterów w dużej mierze za pomocą behawioralnej wiwisekcji. Nie mamy tu nieszczęśliwego rozbitka, a wręcz rewers walczącej o przetrwanie i powrót do cywilizacji jednostki rodem z chociażby Cast Away: Poza światem (2000) Roberta Zemeckisa. Warstwie znaczeniowej, szczególnie w kontekście konfliktu o władzę, zdecydowanie bliżej do Władcy much (1990) Harry’ego Hooka, zaś feministycznemu ładunkowi do wspaniałych Dzikich chłopców (2017) Bertranda Mandico, choć nie uświadczymy tu aż takiego narracyjnego szaleństwa. Twórca soczewkę kamery sprytnie kieruje na rodzinę, podstawową komórkę społeczną, przyglądając się dynamice jej wewnętrznych relacji wobec nadciągającego kryzysu. 

Świat zewnętrzny opisywany jest przez Ojca (Eryk Lubos) jako pewna śmierć – wyspa zaś jako jedyna szansa przetrwania. Ile w tym rzeczywistego zagrożenia, ile wyrosłych na kompleksach bądź odurzeniu narkotykiem władzy majaków?  Tego, podobnie jak pozostali bohaterowie,  nie jesteśmy w stanie zweryfikować. Twarda męska ręka nie pozostawia jednak wątpliwości kto tu rządzi. To jej siła rozdziela obowiązki, wyznacza granice połowów ryb czy dystrybucji trzymanych pod kluczem nielicznych dóbr. Ego każe rezerwować wykonywanie niektórych czynności, jak chociażby nadzór nad ulami, tylko dla siebie, mimo ewidentnych ambicji do bycia liderem ze strony nastoletniego Syna. Samcze starcie początkowo portretowane jest subtelnymi podszczypywaniami, ale im dalej w las, tym więcej w potomku chęci manifestowania swojego zdania i gotowości do przejęcia pałeczki. Podium przywódcy dyskutowane jest jednak tylko między mężczyznami, kobietom – nawet w nowej rzeczywistości – zostają tradycyjne role. Wkrótce dotychczasowy rozkład sił zostanie niespodziewanie przetasowany, co z kolei dla reżysera będzie pretekstem do przyjrzenia się mechanizmowi kopiowania społecznych wzorców.  

Obleczone coraz większym ładunkiem paranoi zachowania Ojca dają się coraz silniej we znaki również Matce (Roma Gąsiorowska). Zbliżająca się zima niesie poważne obawy co do szans jej przetrwania. Brak leków i kończące się zapasy żywności nakazują wypłynąć w morze, jednak racjonalne przesłanki odbijają się od samozwańczego samca alfa niczym groch od ściany. Granicząca z obłędem potrzeba nieomylności nie zważa na koszty. Odłamki tego konfliktu trafiają zaś w najmłodszą latorośl, dorastającą Córkę, która niczym sonar podświadomie wyłapuje destrukcyjne impulsy, przekuwając je w fizyczne, nerwicowe rozdrapywanie ciała. Kobiecość ma tu wymiar czysto instrumentalny – służy jako publiczność dla spektaklu męskiego ego, organiczny worek na spermę, a następnie inkubator, mający za wszelką cenę wydać na świat potomstwo. Trudno nie odczytać tego jako społecznego komentarza do sytuacji kobiet w Polsce.

W tym, na siłę i z potrzeby, ucywilizowanym krajobrazie bez problemu odnajdują swoje miejsce proste narzędzia kontroli, jak chociażby te znane z praktyk Kościoła. W parafrazie mszy, niczym modlitwa, powtarzana jest mantra oddzielająca nas od nich, dobro od zła, wolność od niewoli: jałowa, oparta na resentymencie i uporczywej próbie przekonania innych, ale także (a może przede wszystkim) siebie, że wybrana strategia jest najlepszą z dostępnych opcji. Manifestowanie pozycji sprzężone jest ze sferą seksualną – posiadanie kobiety, nawet tej spokrewnionej w pierwszej linii, jawi się jako wyraz prymitywnego instynktu odrzucającego normy społeczne na rzecz fizycznego zaspokojenia. Natura jest zresztą swoistym bohaterem filmu. Bezlitosna, także wobec pobożnych życzeń i ekspansywnych ciągot, co raz pokazuje człowiekowi jego miejsce w szeregu. Bala, podobnie jak Jagoda Szelc w Wieży. Jasnym dniu [NASZA ANALIZA] przeciwstawia sobie te dwa obszary, wskazując dojrzałość i akceptację maleńkości wobec żywiołu jako warunek konieczny do odnalezienia równowagi, a w tym wypadku – także przeżycia.

Mnogość wątków i znaczeń nie rozrzedza sedna obrazu. Rój wybrzmiewa przede wszystkim jako uniwersalna opowieść o opresyjnym charakterze władzy i wyboistej drodze ku emancypacji, stanowiąc ważny, silny i uzupełniający nasze kino feministyczny głos. Potrzebna jest uważność, żeby dokonać takiej diagnozy, ale także odwaga, aby głośno dekonstruować pojęcie toksycznej męskości w kraju, w którym ciągle ma się ona wyśmienicie. Świadomość wagi narzędzi narracyjnych oraz zgrabność w posługiwaniu się nimi skutkuje wielowymiarowością dzieła i potencjałem interpretacyjnym, wskazując jednocześnie na dojrzałość twórcy. Silna metaforyczność oraz tematyczne sprzężenie przywodzą na myśl Matecznik Grzegorza Mołdy [NASZA RECENJA], również mówiący o ekspansji kontroli i ograniczaniu pola manewru podporządkowanej strony. Obydwa te filmy łączą też wyjątkowe zdjęcia stojących za obiektywami kobiet. O ile Constanze Schmitt oddała charakter domowego aresztu ascetycznymi, sterylnymi wręcz kadrami, o tyle Zuzanna Kernbach ubrała Rój w spektrum żywiołowości, od piękna natury, przez niepokój wywołany jej nieprzewidywalnością, po psychologiczny brud, coraz mocniej oblepiający bohaterów.

Bala, podobnie jak Marie Kreutzer w W gorsecie [NASZA RECENZJA], oddaje głos kobietom, zwracając uwagę na ich samotność, spotęgowaną głównie brakiem wsparcia i zrozumienia ze strony własnych dzieci. Tak samo jak austriacka twórczyni wolność traktując jako wartość graniczną, często wymagającą niemożliwych wręcz poświęceń. W formalnym zabiegu z końca filmu, osadzającym wyspę na mapie świata, przekonuje, że walka o nią toczy się wszędzie, codziennie. Każdy medal ma jednak dwie strony. Ci, znający tylko niewolę i władzę opartą na sile, będą tworzyć kolejne klatki, zabierając możliwość rozwoju innym – ale także sobie.

Agnieszka Pilacińska
Agnieszka Pilacińska
autor plakatu: Andrzej Pągowski

Rój
Tytuł oryginalny:
Rój

Rok: 2023

Kraj produkcji: Polska

Reżyseria: Bartek Bala

Występują:
Roma Gąsiorowska, Eryk Lubos, Adam Wojciechowski, Antonina Litwiniak