Reguły miłości – recenzja filmu „Rodzaje życzliwości” – Cannes 2024

Nie minął jeszcze rok od weneckiego triumfu Biednych istot, a Jorgos Lantimos po raz kolejny prezentuje w festiwalowym konkursie owoc swojej współpracy z Emmą Stone. Niemal trzygodzinny nowelowy tryptyk Rodzaje życzliwości to jedna z najbardziej wyczekiwanych canneńskich premier. Na pytanie, czy sprostał tym oczekiwaniom, nie ma jednak jasnej odpowiedzi.

Tak naprawdę jedynie dwa ostatnie obrazy ikony Greckiej Nowej Fali napisane zostały pierwotnie w języku angielskim. Faworyta i Biedne istoty, których scenariusz współtworzył  australijski dramaturg i reżyser Tony McNamara, były dużo przystępniejsze dla międzynarodowej publiki niż unurzane po uszy w greckiej mitologii Zabicie świętego jelenia, czy adaptujący filozoficzne traktaty Ludwiga Wiggensteina Kieł i pozwoliły Grekowi na transfer z ulubieńca filmoznawców na oscarową supergwiazdę. Zmęczony tym anglosaskowieniem autor Lobstera nie zapomniał jednak o swoich helleńskich korzeniach – tym razem do Worda wraz z nim usiadł Efthiminis Filippou – człowiek, bez którego całego greckiego nurtu by nie było. Charakterystyczna wyprana z emocji komedia, jakby Robert Bresson udawał, że ma poczucie humoru, połączona z nagłą, migawkową, brutalnością i wyzbytym erotyki seksem powróciła tym samym do kina Lanthimosa po siedmioletniej przerwie.

Rodzaje życzliwości są wręcz fuzją. Z jednej strony mamy ducha złamanych kryzysem finansowym potomków Aleksandra, z drugiej seksualną energię i chęć przekraczania granic Emmy Stone i Willema Dafoe, którzy zdaje się, absolutnie pokochali działanie z Grekiem. Trzy nowele – Śmierć R.F.M., R.M.F. lata i R.M.F. je kanapkę poza zapowiedziom dziwnych losów pracodawcy Roberta Mazurka dają nam też wgląd w komiksowo-patologiczne relacje zależności i ludzką niemożność wyrwania się z nich. W czasach kapitalistycznej gospodarki nadmiaru i wiecznego wzrostu, gdy na półkach sklepowych patrzy się na ciebie 2137 marek papieru toaletowego, możliwość rezygnacji z boskiego przekleństwa wolnej woli jawi się niczym błogosławieństwo. Co jednak, gdy po latach spokoju nagle znów musisz podejmować te decyzje? Taki los Roberta, któremu szef i personifikacja diabła Raymond przez ostatnią dekadę rozpisywał dokładny harmonogram każdego dnia, wraz z menu i ilością seksu; Daniela, którego żona zaginęła w katastrofie morskiej oraz poszukującej Zbawicielki dla swojej sekty Emily. Dokładnie ułożone przez kogoś innego życie nagle staje się ich własnym, a taka mnogość opcji jest nieprzyswajalna. Właśnie to ograniczenie było wszak wspomnianą życzliwością.

Widz w seans zostaje wprowadzony kultowym bangerem Eurythimics Sweet Dreams. Przypominający, że „Każdy szuka czegoś innego” przebój, który dał nieśmiertelność Annie Lennox zamyka w synth-popowiej formie fundamentalną prawdę o rodzaju ludzkim, którą Lanthimos potraktował jako równowartościowy materiał do adaptacji co roważania o słowie austriackiego filozofa, czy spisane po latach legendy starożytnych. Każda linijka z niezapomnianego refrenu „Some of them want to use you / Some of them want to get used by you / Some of them want to abuse you / Some of them want to be abused” dostaje tu audiowizualną reprezentację, przenosząc te ludzkie do cna potrzeby na język kina.

Uniwersalizacja całości dopełniona została poprzez zastosowanie repetycji obsady. Trio Emma Stone, Jesse Plemos i Willem Dafoe w każdej z części wciela się w inną rolę: wykorzystywanego, wykorzystywacza lub jednostki próbującej działać wbrew tej dynamice, jednocześnie tylko ją umacniając. Amerykańskie trio zatem przebiera się, zmienia osobowości i wizerunki jednocześnie nie przestając pełnić roli części składowej gatunku ludzkiego, z jego inherentnymi potrzebami i siłami. To właśnie oni niosą na sobie ciężar przekazania całemu światu spisanej po grecku komedii (w tym języku oryginalnie powstał scenariusz) i wychodzą z tego w pełnej glorii i chwale absolutnego sukcesu.

Przy tym wszystkim trudno jednak uznać Rodzaje życzliwości za film w pełni spełniony i udany. Konieczność zmieszczenia trzech historii – każda godna własnego pełnego metrażu – zaowocowała swoistym paradoksem, gdy film jednocześnie jest pospieszny i nie pozwala danym scenom i sytuacjom wybrzmieć oraz niezwykle rozwleczony. Karawana barwnych postaci i dynamik zmienia się jak w kalejdoskopie, bez szans na intelektualne przyswojenie niuansów, a Robbie Ryan nie ma czasu na pokazanie swojej operatorskiej kreatywności i talentu. Jednocześnie stabilna codzienność rozpoczynająca każdą z nowelek oraz podstawowe reguły danych relacji przed ich zaburzeniem muszą zostać przedstawione, więc przez ćwierć metrażu oglądamy nieinteresujące wstępy – co przywodzi na myśl inną podzieloną na jasne części premierę tegorocznego Cannes, czyli Furiosę [NASZA RECENZJA].

Omnipotentne popędy, biblijne przypowieści i obojętne zepsucie dnia codziennego tańczą tu walca w służbie greckiej czarnej komedii osadzonej w Luizjanie. Jądrowa fuzja potężnych energii zachodniej sztuki pozostawia po sobie co prawda nieco rozczarowującego grzyba, lecz dalej fascynującego do obserwacji. Jedna z tych produkcji, których nie da się nazwać nieudanymi, lecz stanowczo lepiej się o niej rozmawia, niż ogląda. Reżyserowie takich też potrzebują, a ja już czekam na kolejną aferę od ludzi widzących w Biednych istotach estetyzację pedofilii.

Rodzaje życzliwości

Tytuł oryginalny:
Kinds of Kindness

Rok: 2024

Kraj produkcji: Irlandia, Wielka Brytania, Grecja

Reżyseria: Yorgos Lanthimos

Występują: Emma Stone, Jesse Plemons, Willem Dafoe i inni

Dystrybucja: Disney

Ocena: 3/5

3/5