Po wygranej filmu Barany. Islandzka opowieść w sekcji Un Certain Regard w Cannes 5 lat temu, Grímur Hákonarson wraca z Daleko od Reykjaviku. Islandczyk akcję wszystkich swoich dotychczasowych filmów osadzał w ojczyźnie. Nie inaczej stało się tym razem.
Daleko od Reykjaviku przedstawia przebieg konfliktu w małej miejscowości. Kością niezgody jest istniejąca od lat spółdzielnia rolników. Iskrą buntu przeciw spółdzielni stają się facebookowe wypowiedzi Ingi (Arndís Hrönn Egilsdóttir) – głównej bohaterki. Zauważa ona, że organizacja działa jak mafia, ma monopol w małym miasteczku, tępi wszystkich robiących zakupy w Reykjaviku i grozi sankcjami z tego tytułu. Po śmierci męża, bardzo związanego ze spółdzielnią, Inga postanawia wziąć los swojego gospodarstwa we własne ręce. Zyskuje duże poparcie, wyrażając głośno niezadowolenie, które dotychczas miało ujście jedynie w postaci kuluarowych szeptów. Wkrótce, do jej projektu założenia niezależnej spółdzielni producentów mleka dołączają inni gospodarze i zaczynają walkę z małomiejskimi oficjelami o koniec monopolu. Przeprawa ta nie jest łatwa, bowiem na jaw wychodzi kolesiostwo czy szantaż. Inga sięga po coraz bardziej niekonwencjonalne metody, jednocześnie stając się gwiazdą lokalnych mediów i kontynuując demaskowanie spółdzielni w postach na społecznościówce.
Odnoszę wrażenie, że aktorka grająca główną rolę nieco zbyt ją udramatyzowała. Zostanie wdową na pewno odcisnęło emocjonalne piętno, jednakże w Indze obudziło niezrozumiałą, karykaturalną wręcz zawziętość. Część scen, w których Egilsdóttir gra z miną nadąsanej małej dziewczynki, sporo na tym traci. Stają się niesamowicie przerysowane, a co za tym idzie mało wiarygodne. Myślę, że Islandka poprowadziła rozwój swojej postaci w złym kierunku. Z jednej strony jej gra aktorska przywodziła na myśl występ naturszczyka, z drugiej jednak swoje pierwsze doświadczenia z kamerą miała już w 2007 roku za sprawą seriali Pressa oraz Áramótaskaup. Ciężko więc przywołać brak doświadczenia jako argument tłumaczący ten słaby jakościowo występ.
Tak samo jak w Baranach, Hákonarson epicentrum swojej opowieści uczynił relacje międzyludzkie. Przyglądamy się małej, zamkniętej społeczności znającej się od lat. Wtem pojawia się konflikt, punkt zapalny – obserwujemy, jak ta społeczność sobie z nim poradzi. Prowadzi to do fascynujących zbiegów okoliczności i niespodziewanego przecinania się ludzkich losów. W jednorodnym tworze, jakim jest ludność miasteczka, zaczyna pojawiać się coraz więcej indywidualnych głosów. Szara, posłuszna zarządcom spółdzielni masa, zyskuje swój charakter i staje się zróżnicowana. Ale nawet w obliczu konfliktu, bezustannie obecne jest wsparcie. Hákonarson swoimi filmami tworzy własny mikrokosmos, na który składają się właśnie relacje międzyludzkie, naturalizm i ponad wszystko spokój ducha. Wizja wiejskiego życia nie jest tylko sielanką, pokazano ją bardzo dosadnie, bowiem już w otwierającej scenie z bliska oglądamy krowi poród. I chyba między innymi to przyczynia się do prawdy i autentyczności płynących z jego kina. Ponadto, za plany zdjęciowe posłużyły zielone, islandzkie równiny – to wartość dodana kinematografii z tego kraju: skoro przez wielu podróżników Islandia uważana jest za Święty Graal, to filmowcy postanowili bezwstydnie chwalić się pięknem narodowych krajobrazów.
Często do kina chodzimy, aby odpocząć: od pracy, od nauki, od ludzi. Na seans w takim celu idealnie nada się Daleko od Reykjaviku. Ten film zalewa falą spokoju, ale nie nudzi. Mimo że dotyczy konfliktów i nieporozumień, nie pozostawia w nas niesmaku ani nie rujnuje samopoczucia. Hákonarson hipnotyzuje i niczym bard opowiada swoje historie.
Daleko od Reykjaviku
Tytuł oryginalny: „The County”
Rok: 2019
Gatunek: dramat
Kraj produkcji: Niemcy, Francja, Dania, Islandia
Reżyseria: Grímur Hákonarson
Występują: Arndís Hrönn Egilsdóttir, Sveinn Ólafur Gunnarsson, Þorsteinn Bachmann i inni
Dystrybucja: Gutek Film
Ocena: 3,5/5