Po niemal dekadzie z nowym projektem powraca jeden z najbardziej ekscytujących duetów reżyserskich współczesnego kina europejskiego. Stali bywalcy Locarno, Hélène Cattet i Bruno Forzani debiutują w konkursie głównym Berlinale, fundując już w pierwszych dniach festiwalu wrażenia, które trudno będzie przebić następcom.
Ze wszystkich zagrożeń ludzkości, nad którymi nawet władczy i majętni nie mają przewagi, czas przeraża najbardziej uniwersalnie. Wszystkim wyniszcza tkanki, rozlicza z planów i marzeń, nakazuje zrewidować przekonania o własnym ja, radzić sobie z ewoluującą tożsamością, a ostatecznie z nieuchronnym zmierzchem. W przypadku męskich bohaterów żadna część garderoby nie zrosła się tak mocno z widmem temporalnych ograniczeń co biały garnitur. To w nim w pełnym słońcu umierał Bogarde u Viscontiego, przywdział go również Magimel u Serry, z niepokojem spoglądając w przyszłość, a i w geriatrycznych powiastkach Sorrentino kostium ten stale się przewija. Wybór garderoby dla Fabio Testiego, emeryta żyjącego dawną pracą, więc nie zaskakuje.

Wszystkie skojarzenia z powyższego akapitu mają swoją kontynuację w lokacji filmu – Riwiera Francuska wydaje się idealnym miejscem na stare lata. Choć może i dość perwersyjnym, jak gdyby wprowadzać się do raju za życia. Grany przez Testiego John spędza czas, wpatrując się w lazurowe, spokojnie falujące morze, gdy jego uwagę zabiera pachnące młodością kobiece ciało. Przywołuje ono wspomnienia czasów, kiedy przy urodzie w typie Delona takie postacie pchały mu się w ramiona. Ekscytujący zawód naznaczył życie Johna na tyle, że po dekadach tylko szuka okazji na powrót do tych lat, co ich już podobno nie odda nikt. Szczególnie nie daje mu spokoju jego nemezis, zarazem Joker i Kaliope; odziana w czarny lateks niczym Diabolik (albo nieco później Irma Vep) krwawa antagonistka Serpentik, której twarzy nigdy nie udało mu się poznać. Mimo że Reflet dans un diamant mort wpatruje się w losy tych, którzy przez lata znajdowali się na świeczniku roli głównej, reżyserski duet zdecydował się na obsadzenie Fabio Testiego i Yannicka Renier – twarzy znanych raczej z drugich, a nawet trzecich planów. Dość urocze, że akurat tutaj dostają szansę na swoje tour de force.
Nostalgia bohatera ostatniej akcji za starymi dobrymi czasami to dla Cattet i Forzaniego idealny przyczynek do złożenia typowo postmodernistycznego hołdu w swoim stylu dobrodziejstwom kultury lat 50. i 60. Czytelne referencje do podmianek aktorów w roli agenta 007, pulpowych klasyków czy uwielbianego przez reżyserów giallo dynamicznie tasowane są przez intensywne zabiegi audiowizualne. Nie brakuje błyskotliwie użytego splitscreenu, krzykliwych kolorów czy – z takim tytułem nie mogło być inaczej – diamentowych kadrów. Przyzwyczajeni do tiktokowej dynamiki albo onichrycznych poetyk mogą liczyć na stymulujące doznania. Nie rozczarują się też wielbiciele Resnais’go czy Robbe-Grilleta. Na cześć zdjęć Manuela Dacosse’a czy montażu Bernarda Beetsa już przy poprzednich filmach peany wznosili nawet ci sceptyczni wobec całościowego kształtu tych projektów. W Reflet dans un diamant mort na pierwszy plan wypływa jednak pion dźwiękowców w osobach Tricoire Martina i Oliviera Thysa. Czy mowa o pieniącym się piwie albo szumie fal, czy o zrywanej z twarzy skórze i łamanych paznokciach – audialny pejzaż wbija w trzewia ostre szpile. Gdyby przyznawana była nagroda za najlepszą czołówkę, to i tu nie mieliby sobie równych, prezentując skok rubinowych napisów z kameralnego jachtu w głębie morza, tłumiąc brzmienie epokowego kawałka na wzór gęstości wody.

Z bujnego lasu postmoderny hołdującej kinu, którego już nie ma, Cattet i Forzani wyłaniają się na białym koniu. Nie ograniczają się do pustych nawiązań do niezapomnianych klasyków, splatając film z refleksji ogarniających nostalgią nie tylko co do samego srebrnego ekranu czy kolorowych książek, ale przede wszystkim co do ludzkiej tożsamości. O tym, że nie żyje się wcale dwa razy, że koniec licencji na cokolwiek może zostawić w egzystencjalnej kropce i że jeśli śmierć nadejdzie jutro, to może wcześniej pokaże coś tylko dla twoich oczu. Niczym Lois Patiño w najnowszym filmie [NASZA RECENZJA] snują epitafium dla ról, z którymi trudno się rozstać. Dla sztuki, o której nie można zapomnieć.

Reflection in a Dead Diamond
Tytuł oryginalny: Reflet dans un diamant mort
Rok: 2025
Kraj produkcji: Belgia, Luksemburg, Włochy, Francja
Reżyseria: Hélène Cattet, Bruno Forzani
Występują: Fabio Testi, Yannick Renier, Koen De Bouw i inni
Ocena: 4,5/5