Disney nie miał ostatnio dobrej passy jeśli chodzi o produkcje skierowane do najmłodszych. “Pułapka czasu” zebrała negatywne oceny od krytyków i została wycofana zanim nawet trafiła do polskich kin, również “Krzysiu, gdzie jesteś?” nie okazał się komercyjnym sukcesem. Niestety “Dziadek do orzechów i cztery królestwa” kontynuuje serię porażek zarówno finansowych jak i artystycznych. Po seansie nie trudno zrozumieć dlaczego studio postanowiło jak najszybciej wypuścić film, jeszcze przed sezonem świątecznym, do którego klimat baśni pasuje przecież idealnie.
Za katastrofę, która wydarzyła się na ekranie moim zdaniem główną odpowiedzialność ponosi fatalny scenariusz. Jego autorką jest Ashleigh Powell, początkująca pisarka, będąca chyba jedynym niesprawdzonym elementem całej ekipy. Sama fabuła przypomina tanią produkcję telewizyjna, płaską i wyprana z wszelkich walorów. Nie trzyma w napięciu, nie śmieszy, nie intryguje, zaskakuje jedynie swoją przewidywalnością.
Nie można zapominać, że do filmu zaangażowana została plejada gwiazd i uznanych twórców. Reżyserią zajęli się Lasse Hallström i Joe Johnston, stroje zaprojektowała nagrodzona Oscarem Jenny Beavan, a główne role obsadzili Mackenzie Foy, Keira Knightley, Helen Mirren oraz Morgan Freeman. Niestety nawet takie nazwiska okazały się niewystarczające w obliczu tragicznego scenariusza. Foy, chociaż ma największe pole do popisu, grą przypomina dziecięce gwiazdy Disney Channel. Jeżeli chodzi o resztę obsady, winę za banalność postaci upatrywać należy chyba w niefortunności fabuły.
Co więcej, podczas seansu uderzyło mnie podobieństwo produkcji do burtonowskiej “Alicji w krainie czarów” i to nawet nie ze względu na zbieżności w portrecie psychologicznym obu głównych bohaterek, ale przede wszystkim z powodu podobieństwa wizji artystycznej, która jest przez wielu chwalona w jako jeden z nielicznych walorów. Rażące jest moim zdaniem podobieństwo stylizacyjne matki Ginger do Kapelusznika, robota matki Ginger do królowej Kier, a i sama Alicja oraz Biała Królowa mają wiele wspólnego z Clarą i Cukrową Wróżką.
Jednak rzeczą, która sprawiła mi największy zawód jest potencjał jaki twórcy mieli praktycznie podany na talerzu już od samego początku. Postanowili jednak odrzucić go na rzecz stworzenia bardziej ‘cukierkowej’ historii. Zadziwia mnie to tym bardziej, że Disney mimo ostatniego powrotu do korzeni zdawał się tworzyć kino dojrzałe, zwłaszcza jak na możliwości najmłodszych widzów.
Kiedy mówimy o “Dziadku do orzechów”, nie można również zapomnieć o oryginalnej muzyce Czajkowkiego pojawiającej się bardzo fragmentarycznie. Do stworzenia ścieżki dźwiękowej zatrudniony został James Newton Howard, ale biorąc pod uwagę możliwości jakie daje sam balet jest to kolejny zmarnowany talent w tej produkcji.
Ciekawe jakie wnioski wyciągnie studio z kolejnych porażek. Mam nadzieję, że wzorem Pixara postawi w końcu bardziej na jakość, niż na ilość. Jeżeli planowaliście wybrać się w tym tygodniu na “Dziadka do orzechów i cztery królestwa” być może lepiej poczekać miesiąc i obejrzeć go na platformie streamingowej lub w TVN, gdzie niewątpliwie szybko trafi.
Dziadek do orzechów i cztery królestwa
Tytuł oryginalny: The Nutcracker and the Four Realms
Rok: 2018
Gatunek: familijny, fantasy
Kraj produkcji: USA
Reżyser: Lasse Hallström, Joe Johnston
Występują: Mackenzie Foy, Keira Knightley, Helen Mirren, Morgan Freeman
Dystrybucja: Disney
Ocena: 2/5