Rave został skonstruowany zgodnie z utrzymującą się od wydania 30 lat polskiej sceny techno linią narracyjną. Reżyserzy decydują się na opowieść poszczególnych osób, mówiących o swoim doświadczeniu w budowaniu polskiej sceny.
W dokumencie Wergiliuszem jest Marcelo Zammenhoff, artysta, który od lat 90. eksploruje pogranicze sztuki i muzyki elektronicznej. Razem z Gregorem Różańskim, reprezentują w filmie pokolenie, które organizowało art-rave. Panowie najprawdopodobniej zaczynali na Amigach i trackerach, mają legitymację O.G. rejwowicza i komentują przemiany w modzie, imprezach, technologii i praktykach społecznych, które wydarzyły się w techno na przestrzeni co najmniej 20-30 lat. Kadry uzupełniają rozmowy z młodą DJ-ką Marysią, która lubi klimat Manieczek i Energy 2000 oraz siedzącym w hardstyle’u i gabberze Januszem, zdolnym tancerzem. Komentarz z boku dostarcza dziennikarka i DJ-ka Dominika Sitnicka, próbująca wpisać omawiane zjawiska w kontekst polskiej transformacji ustrojowej. Pomysł wydaje się ciekawy, kamera jest ładnie prowadzona, a obraz ma przyjemny vibe VHS. Idea, by znaleźć międzypokoleniowy dialog i osławiony PLUR w muzyce i tańcu, też jest godna pochwały. Twórcy filmu mieszają jednak nazwy gatunków, wypowiedzi ekspertów są pełne nieścisłości definicyjnych. Gdy mowa jest choćby o techno, w tle leci hardstyle, a Janusz tańczy hakkena. Rave oczywiście to kwantyfikator, ale techno już nie. Mam wrażenie, że widz, który nie jest osłuchany w muzyce elektronicznej, może się w tym filmie łatwo pogubić. To są jednak uwagi natury kosmetycznej.

Moim głównym zastrzeżeniem jest teza dokumentu, jakoby techno w Polsce dzieliło na to miejskie, awangardowe, transhumanistyczne i ambitne oraz to wiejskie, manieczkowo-ekwadorowe. Nie rozumiem jak kompletnie inne klimaty, inne zjawiska można wrzucać do jednego worka, doszukując się na siłę klasizmu i urojonych podziałów. Mówi to więcej o twórcach filmu, niż o jego bohaterach (niczym w Zawodzie: Reporterze). Gregor Różański twierdzi wręcz, że rytm młócenia cepem oddaje ducha polskiej pompy. Co w mojej opinii jest jakąś wierutną bzdurą. Pumping house i fidget nie są oryginalnymi polskimi stylami, przywędrowały z holenderskich i angielskich środowisk miejskich, w końcu lat 90., kiedy de facto techno underground w Polsce już dogorywał. O ile można się zgodzić, że przedsiębiorcy znaleźli ludycznie podatny grunt w dużych dyskotekach, gdzie można ludzi dosłownie spędzić, nie narażać się na zbyt częste interwencje policji, sprzedawać narkotyki i dostarczać pulsującą muzykę dla ostrej pizdy, tak nieprawdą jest, że wiejski odbiorca nie słuchał Underground Resistance, Svena Vätha, Jeffa Millsa, czy wczesnego Richiego Hawtina. Kolektywy krakowskie jeździły i grały z winyli underground i ten siadał na wiejskim parkiecie. Co pokazuje, że zabawa do kiczowatej muzyki, często była wynikiem tego, że na przestrzeni kilkudziesięciu kilometrów nie było po prostu żadnej innej dyskoteki. Publikę w Manieczkach zaś tworzyło środowisko mieszane.
Mocną stroną filmu jest uświadomienie widza, że techno ma piękną historię mariażu ze sztuką. Wspomniane są projekty CUKTU, czyli Centralnego Urzędu Kultury Technicznej, który wyprzedził swoje czasy, tworząc postać Wirtualnej Prezydentki, odpowiadającej na zoptymalizowane potrzeby społeczeństwa polskiego. Diagnoza rozpadu i komercjalizacji sceny powinna być jednak mniej przypudrowana. Nie winą stała się tu popularność wiksy, czy przechwycenie rave’u przez wielkie koncerny, czy nawet ostre dragi, takie jak ketamina, czy obecnie mefedron (oddziałujące nihilistycznie i indywidualistycznie na fazę), lecz pauperyzacja statusu DJ-a, łatwość wykonywania tego zawodu i zanik nawigacji dźwiękiem na rzecz czytania tłumu i spełniania jego oczekiwań. PLUR-u nie znajdziemy tam, gdzie go nie ma. Techno to obecnie muzyka mainstreamowa, awangarda zanikła, podobnież jak duch robotów. Wixapol jako agresywny marketingowo produkt, również nie symbolizuje niczego poza sposobem na zarabianie pieniędzy na retronostalgii i kseroboystwie (nawet nafuraną mowę zerżnięto z IRC). W przedziwny jednak sposób film Łukasza Rondudy i Dawida Nickela motywuje do działania. Z optymizmem patrzy w przyszłość.


Rave
Tytuł oryginalny: Rave
Rok: 2024
Kraj produkcji: Polska
Reżyseria: Łukasz Ronduda, Dawid Nickel
Ocena: 4/5