„Co zrobiliby Powell i Pressburger, gdyby mieli stworzyć adaptację powieści Williama S. Burroughsa?” – zastanawiał się Luca Guadagnino, pracując nad Queer, egzystencjalnym dramatem gejowskim opartym na powieści jednego z najbardziej kontrowersyjnych amerykańskich pisarzy XX wieku. Twórcy Tamtych dni, tamtych nocy faktycznie udaje się wślizgnąć do wybitnych umysłów brytyjskiego tandemu, scalając oniryczną oraz mroczną energię Czerwonych trzewików (1948) z „burroughsowską” mieszanką buntu, kampu i zmysłowości. Wybuczany przez dziennikarzy w Wenecji Queer to kino osobiste – niedbające o zachwyty i aprobatę mas, zrodzone z fascynacji beatnikowską twórczością Burroughsa oraz naznaczone dobrze znaną nam queerową wrażliwością Guadagnino.
Burroughs napisał Queer w 1956 roku, na długo zanim tęczowa społeczność wydarła ów słowo z ust swoich homofobicznych prześladowców. Dla Williama – który utożsamiał się raczej z tradycyjnym wzorcem męskości – silnej, szorstkiej i „szlachetnej”, bycie „queer” oznaczało odcięcie się od sfeminizowanych grup, a także od powszechnych w obiegu homoseksualnych oraz biseksualnych stereotypów. Dlatego Amerykanin za wszelką cenę nie mógł dopuścić, by powieść nazwano Fag, jak upierał się wówczas jego wydawca. Pisarz postawił w końcu na swoim, choć dopiero w 1985 roku. Książka wyprzedzająca swoje czasy, czekała na publikację niemal trzydzieści lat, okazując się zbyt kontrowersyjna nawet, jak na twórcę takich powieści, jak Junkie czy Nagi lunch.
Dla przechodzącego okres dojrzewania siedemnastoletniego Guadagnino książka wielbiciela opiatów, ayahuaski i nowojorskich klubów gejowskich okazała się czymś więcej niż przełomem. Ekranizacja była jedynie kwestią czasu. Dziś pięćdziesięciotrzyletni już twórca, z oddaniem i wiernością, przekłada powieść Burroughsa na język filmu, wzbogacając Queer o dodatkowe wątki biograficzne swojego idola. William Lee (Daniel Craig) – amerykański ekspat mieszkający w Mexico City to przecież nikt inny jak alter ego Burroughsa, który pod koniec lat 40. opuścił w pośpiechu Stany Zjednoczone, podejrzany o posiadanie marihuany. W filmie ubrany w biały przybrudzony len William snuje się po zanurzonych w sepii przedmieściach stolicy Meksyku w rytmie rockowych ballad Nirvany. Jest jak bezdomny, niechciany pies, sprawiający wrażenie zagubionego. Otępiały od opiatów, alkoholu i samotności buja się po barach w poszukiwaniu czegoś, co w końcu wypełni pustkę wydrążoną w jego zbolałej duszy. Czy zrobi to napotkany w jednym z lokalów przystojny student Eugene Allerton (Drew Starkey)?
Włoski reżyser pozwala, by traumy prześladujące Burroughsa w prawdziwym życiu, nawiedziły również jego bohatera ze srebrnego ekranu. Amerykanin pisał bowiem Queer z perspektywy czterdziestoparoletniego wdowca, niemogącego poradzić sobie z niedawną stratą żony. Joan Vollmer zginęła w 1951 roku z rozedrganych rąk własnego męża podczas jednego z suto zakrapianych alkoholem wieczorów. Burroughs, celując bronią w szklankę ginu znajdującą się na głowie kobiety, chybił, uśmiercając małżonkę na miejscu. Ów wizja, choć nie z Joan, a Eugenem w roli głównej, pojawia się w snach Williama Lee niczym zły omen, sugerując, że mężczyzna od początku podświadomie sabotował relację z chłopakiem, mimo że był jej przecież tak bardzo spragniony. Guadagnino wydaje się szczerze rozumieć graną przez Craiga postać, dotykając w filmie newralgicznych kwestii bycia queer z perspektywy dojrzałego, rozdartego wewnętrznie mężczyzny.

Queer to opowieść o swoistym rozdwojeniu. Reżyser pokazuje w niej świat binarnych podziałów, w którym wszystko ma swoją przeciwagę – wszystko, z wyjątkiem protagonisty. Bycie ekspatem i to w dodatku homoseksualnym czyni z Williama i jego amerykańskich znajomych pewnego rodzaju aberrację, wyrzutków o niechlubnej łatce „los putos gringos”, reprezentujących chaos oraz dezintegrację. Lee jest jak bohater werterowski, ale w kryzysie wieku średniego, co tylko pogłębia jego zbłąkanie, neurotyczność i skłonność do autodestrukcji. To rozdarty romantyk; permanentnie zawieszony między stanem upojenia a syndromem odstawienia; doświadczający na przemian euforii oraz odrzucenia. Ilekroć William wychodzi w narkotycznych wizjach poza własne granice, czuje się bezcielesny, bo sam uosabia rozpad wszelkich granic. Nie jest pewny niczego – wyższego celu, własnej tożsamości, ani nawet tego, czego tak naprawdę chce od własnego kochanka.
Guadagnino znów przygląda się niespełnionemu uczuciu, któremu tym razem daleko do żarliwej miłości Elio i Olivera czy skazanego na tragiczny finał kanibalskiego związku Maren i Lee. Queer to marsz pogrzebowy dla utraconej młodości, a zarazem filozoficzna przeprawa przez granice ludzkiego poznania. Nie bez powodu zarówno w książce, jak i filmie Guadagnino obrazem, który wspólnie oglądają w kinie bohaterowie, jest Orfeusz Jeana Cocteau. Oniryczne dzieło awangardowego twórcy niczym lustro odbija w sobie niepokoje protagonisty związane z przemijaniem i śmiercią, a także wzmaga tkwiące w nim uczucie rozdwojenia. Ekstatyczny romans, który nawiązuje ze studentem, przepełniony jest sensualnym dotykiem i pożądaniem, ale także fałszem oraz emocjonalną próżnią. William chciałby, aby Eugene nosił jego imię, choć wie, że nigdy nie byli i nie będą sobie pisani. Z kolei ten drugi zda sobie wkrótce sprawę, że mężczyzn nie pożąda i nigdy nie pożądał.
Elegancja oraz młodzieńczość Eugene’a oczarowują Williama do tego stopnia, że przy pierwszym lepszym spotkaniu mimowolnie robi z siebie błazna. Frywolny uśmiech, niezręczny skłon i przesadzona poza sprawiają, że grający Lee Craig jest jak błazen chcący przypodobać się królowi. Władzę w tej relacji faktycznie dzierży bowiem nieprzystępny Allerton, z rozwagą i chłodem dozujący swoją uwagę spragnionemu bliskości mężczyźnie. Lee godzi się jednak na każde upokorzenie, dopuszczając do siebie druzgocącą myśl, że jego wybranek wcale nie jest queerowy. Ostateczną próbą ich relacji okaże się podróż do Ameryki Południowej w poszukiwaniu yage – psychodelika zwanego „pnączem dusz”, który pozwoli bohaterom wspiąć się na wyższy, telepatyczny poziom porozumienia. Obaj mężczyźni grają jednak nieczysto. William robi wszystko, by Euguene’a uwieść, a ten, by go spławić. Są jak przeciwległe magnesy, które odpychając się zbyt długo, w końcu stracą swoją pierwotną siłę.

Pięciokrotnie wcielający się w agenta 007 Craig łączy na ekranie jaskrawość i charyzmę Benoita Blanca (Na noże, 2019) z zewnętrzną szorstkością oraz ukrytą wrażliwością Jamesa Bonda, jaką pokazał światu już w Casino Royale (2006). Aktor nadal bezczelnie hipnotyzuje, nie pozwalając widzom oderwać się od ekranu. Tym razem nie uwodzi jednak przenikliwym błękitem oczu, a okalającymi jego spojrzenie oraz uśmiech zmarszczkami, w których czuć trudny do zdefiniowania autentyzm. W portrecie rozedrganego, uzależnionego od opiatów i alkoholu wraku mężczyzny Craig odnajduje się aż nazbyt wiarygodnie, tak jak gdyby doskonale rozumiał desperację oraz egzystencjalne rozterki zmęczonego życiem i samotnością protagonisty.
Epizod w ekwadorskiej dżungli to najbardziej przejaskrawiona i zarazem zaskakująca część filmu Guadagnino. Trwające ponad dwie godziny wyciszone, choć kampowe w całej swej okazałości Queer nagle upodabnia się do komedii survivalowych pokroju Miłości, szmaragdu i krokodyla czy Jaj w tropikach. Do jakich innych dzieł można przyrównać scenę, w której umorusani błotem Craig i Starkey, uciekając ile sił w nogach przed żądnym krwi wężem, trafiają na zamieszkałą w sercu lasu szaloną naukowczynię specjalizującą się w badaniu ayuaski? Pobyt u Dr. Cotter (Lesley Manville) przybiera postać paranoicznego tripu, podczas którego nie sposób odróżnić, co jest prawdą, a co jedynie wytworem chorej, będącej na haju wyobraźni. Pod wpływem narkotyku, przepełniony żądzą kontroli William ulega zdysocjowanej fragmentacji, dotykając wcześniej nieznanych mu stanów podświadomości. Yage nie zawodzi, otwierając przed bohaterami drogę do telepatycznego pokrewieństwa dusz. Mężczyźni stają się jednością, a niewypowiedziane dotąd słowa nagle stają się jasne jak ekwadorskie słońce świecące Williamowi i Eugene’owi prosto w oczy.
Magiczny psychodelik, który zażywają w Queer mężczyźni, jest trochę jak te czarodziejskie czerwone trzewiki, podejmujące finalną decyzję za stojącą przed tragicznym wyborem Victorię. Podkochujący się w jej talencie i młodości impresario Boris (na ekranie queerowy aktor Anton Walbrok) przypomina zresztą Lee pożądającego ciała i bliskości Allertona. I choć film Guadagnino przepełnia znacznie więcej humoru, światła i samoakceptacji to, kto wie, być może właśnie tak wyglądałoby Queer, gdyby nakręcili je Powell i Pressburger.


Queer
Rok: 2024
Kraj produkcji: Włochy, USA
Reżyseria: Luca Guadagnino
Występują: Daniel Craig, Drew Starkey, Lesley Manville i inni
Ocena: 3,5/5