Monster Mash – recenzja filmu „Psycho Goreman”

Dystrybutor Velvet Spoon przyzwyczaił nas już do promowania na naszych ekranach niebanalnego, autorskiego kina grozy łączącego filmowe style i bawiącego się formą. Warto wymienić tu choćby znakomity Listopad nawiązujący do ludowej, pogańskiej kultury Estonii, Monument - rodzimy eksperyment Jagody Szelc z udziałem studentów łódzkiej „Filmówki”, czy kampową Czarownicę miłości nawiązującą do europejskich klasyków z lat 70-tych. W tym roku jako propozycję na nieco spóźniony halloweenowy seans można wziąć pod uwagę makabryczną komedię Psycho Goreman, którą polscy widzowie mogli już oglądać podczas gdańskiego Octopus Film Festival.

Reżyserem filmu jest Steven Kostanski z kanadyjskiej grupy filmowej Astron-6, specjalizującej się w produkcji niskobudżetowych horrorów czerpiących nie bez  poczucia humoru z klasyków gatunku. Psycho Goreman rozpoczyna się zatem jak jeden z typowych, produkowanych taśmowo familijnych filmów sci-fi z przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Ot, ckliwa opowiastka z dreszczykiem emocji o walce dobra ze złem, rodzinnych wartościach – kino z odrobiną humoru i ważnym morałem. Coś, co z pewnością znaleźlibyśmy w ramówce sobotniego poranka na jednym z kilku dostępnych kiedyś kanałów czy w wypożyczalni kaset video za rogiem. Zanim jednak przekonamy się, że nie jest to kolejny odcinek Gęsiej skórki czy telewizyjna adaptacja prozy Stephena Kinga, a raczej dość anarchistyczna, rebeliancka i nihilistyczna filmowa fantazja na ich temat, zostaniemy uraczeni krwawą i drastyczną estetyką „gore” sygnalizowaną już w przewrotnym i ironicznym tytule. PG: Psycho Goreman (bo tak brzmi oryginalny tytuł) to melanż mrocznej, surrealnej i odrażającej estetyki Tromy oraz kina spod znaku „PG” – kategorii wiekowej umożliwiającej seans milusińskim pod bacznym okiem rodziców. Ten pomysł sprawdza się znakomicie, bowiem twórcy wykazali się w swoim szaleństwie dyscypliną, dzięki czemu obraz nie jest ani sztucznie przestylizowany ani przesadnie szokujący (choć znajdują się tam sceny, które mogą zniesmaczyć, zaszokować czy nawet obrazić bardziej wrażliwych widzów).

Kreatywność i wyobraźnia twórców nie kończy się na mechanicznym reprodukowaniu filmowych schematów. Powołane przez nich do ekranowego życia potwory i demony zaskakują swoimi fizycznymi postaciami, ale także inteligentnymi dialogami i przewrotnością charakterów. Niczym w odcinkach animowanego South Parku, obok niewyszukanego humoru znajdziemy próbę krytycznego spojrzenia na współczesność, choć w żadnym razie nikt nie sili się tu na jakiekolwiek przesłanie czy morał. Przeciwnie – igranie z wartościami staje się kolejnym żartem. Można zapewne film grupy Astron-6 zaliczyć do popularnej fali kina rebelii, emancypacji, przewartościowania wartości. Wpisuje się to w formę pastiszu konserwatywnych w swej wymowie produkcji do których odwołuje się „Psycho Goreman”. Uzupełnia je jednak atmosferą destrukcji i buntu, jaką moglibyśmy kojarzyć z estetyką heavymetalowego klipu. Ostatecznie miłość zwycięża (przynajmniej w pewnym sensie), choć i to okazuje się kolejnym, dość okrutnym i fatalistycznym żartem.

Już wkrótce Psycho Goreman ma szansę uzupełnić niejedną kolekcję kaset VHS bo właśnie w tym formacie zostanie wydany przez dystrybutora, więc jeśli nie pozbyliście się jeszcze swoich magnetowidów, możecie liczyć na niemal pełne, nostalgiczne doświadczenie. Tymczasem warto się na tę dziwaczną, obrazoburczą i niezwykle zabawną komedię wybrać do kin studyjnych.  

Mateusz Marcin Mróz
Mateusz Marcin Mróz

Psycho Goreman

Tytuł oryginalny:
 PG: Psycho Goreman

Rok: 2020

Kraj produkcji:Kanada

Reżyseria: Steven Kostanski

Występują: Matthew Ninaber, Kristen MacCulloch, Reece Presley i inni

Dystrybucja: Velvet Spoon

Ocena: 3,5/5