To wszystko – recenzja filmu „Proch i pył” – Pięć Smaków

Niezależny koreański reżyser Park Hee-kwon w swym pełnometrażowym debiucie Proch i pył podejmuje temat naznaczonej tragedią jednostki samotnie mierzącej się z obojętnością ze strony instytucji powołanych do niesienia pomocy. Na marginesie skupionej na bohaterce opowieści rozwija przekonującą wizję społeczeństwa, w którym życie konkretnej osoby w pędzącym ku przyszłości świecie okazuje się niejednokrotnie niczym więcej jak kolejnym numerem z formularza polisy ubezpieczeniowej.

Zza ukrytego w czerni kadru dobiegają odgłosy pracujących maszyn – miarowe, beznamiętne, drażniące, niczym napotkani w zaułku intruzi dźwięki napastliwie wciskają się do uszu. Sygnał zwiastujący zakończenie kolejnego ciężkiego dnia pracy powoduje, że maleńką, ciasną szatnię zaczynają powoli wypełniać robotnicze ciała zmęczonych mężczyzn i kobiet. Spocone, brudne, przygarbione noszonymi w sercu ciężarami, w tym nieznającym społecznych podziałów miejscu tracą w zbyt luźnych ubraniach swoje indywidualne kształty. Ukazywane w statycznych ujęciach, są bezimienne i niewidzialne, podobnie jak ich posiadacze w społeczeństwie korzystającym z uroków notującej w 2019 r. dwunaste miejsce gospodarki świata. Pulsujące światłem na nocnych ulicach drogie samochody, nowoczesne urządzenia mające czynić łatwiejszymi codzienne działania, wznoszące się coraz szybciej, wyżej i efektowniej seulskie szklane domy… Modernizujące się miasto żarłocznie zagarnia dla siebie kolejne tereny, odcina prąd, zabiera wodę, burząc przytulone do wzgórz domki oraz nadzieje i światy żyjących w nich ludzi.

W tej poddanej silnemu rozwarstwieniu społecznemu1 rzeczywistości dojrzewa jako człowiek również Park Hae-soo. Szczupła kobieta o delikatnej, niemal dziecięcej urodzie, nie daje sobie czasu na złapanie oddechu. Z uporem, w ciszy i bez rozglądania się na boki przemierza seulskie ulice, przemieszczając się pomiędzy kolejnymi miejscami równie ciężkiej i nisko opłacanej pracy, jakże kontrastującej z jej filigranową posturą. Działa w skupieniu, metodycznie, niezależnie od tego, czy przychodzi jej pracować w hałasie hali produkcyjnej, rdzy samochodowej myjni czy nieczystościach z restauracyjnego zmywaka. Pozostaje jednak w tym swoim chłodnym zaangażowaniu niezwykle prawdziwa, podobnie jak wiarygodna i dojrzała jest w prowadzeniu tej postaci znana z telewizyjnego ekranu Ahn So-yo.

Zdana na siebie bohaterka robi to, co należy zrobić, w świecie, w którym nikt na jednostki słabsze społecznie nie czeka. Zachowuje się tak nawet wówczas, gdy po kolejnym wyczerpującym fizycznie dniu (pierwszym z czterech objętych ramą historii) nie udaje jej się ostatecznie dodzwonić tam, gdzie trzeba się dodzwonić, ani otworzyć drzwi, które nie powinny pozostać zamknięte. Formalnie wyważona przestrzeń kadru nadal ujmuje ciszą – i tylko obrazy małej, skulonej postaci na kryjących się w mroku schodach, niknącej w niebieskiej poświacie miejskich świateł twarzy oraz brudnych, drobnych stóp na chłodnej posadzce zdają sprawę z tego, że ten dzień nieodwracalnie zmienił życie Hae-soo.

Widz towarzyszy bohaterce przy wykonywaniu kolejnych, wskazywanych przez przedstawicieli różnych instytucji czynności, mających pomóc jej w zamknięciu sprawy. Stonowane, prowadzone niekiedy z ręki i zamknięte pod względem formalnym w przestrzeni diegetycznej ujęcia przedstawiają pozbawione emocji obrazy rejestrowania, wyjaśniania, podpisywania, składania… Skupione na czynnościach oraz przekazywanych z ręki do ręki przedmiotach, rzadko ukazują twarze – i tylko gdzieś w tle, w przestrzeni wychodzącej już z ostrości czasem pojawia się gest, który ujawnia ładunek emocjonalny sceny. Instytucje mnożą formularze i procedury, zaś powtarzalna urzędnicza praca coraz bardziej uodparnia na drugiego człowieka. Spotkania w kolejnych pokojach pozostają chłodne i nawet ci, którzy początkowo wydają się rozumieć, nie działają bezinteresownie.

W tym cierpliwym towarzyszeniu bohaterce ludzki pozostaje jednak sam reżyser. Mimo że kamera zazwyczaj skrupulatnie rejestruje popełniane przez protagonistkę czynności, kiedy trzeba, pozostawia jej odpowiednią przestrzeń, pozwalając na chwilę intymności i wytchnienia. W to czułe podpatrywanie od pierwszej sekwencji filmu angażowany jest również odbiorca. Debiutujący twórca oszczędnie dozuje bowiem napięcie, precyzyjnie wyznaczając horyzont poinformowania. Kluczy między stawianymi przez widza hipotezami, drążąc luki w ekranowym dzianiu się i podsuwając mylące tropy, by następnie w odpowiednim dla budowanej intrygi momencie wypełnić kadry znaczeniem. Dzięki tym rozwiązaniom udaje mu się zamknąć w tej spokojnej, kameralnej historii nie tylko opowieść niezwykle intensywną emocjonalnie, ale także gorzką prawdę o świecie organizowanym przez społeczne nierówności.

Katarzyna Szpot-Prusak
Katarzyna Szpot-Prusak

1 Zaprezentowane w poświęconym gospodarce Korei Południowej raporcie OECD z 2020 r. dane dotyczące wysokości współczynnika Giniego stosowanego do wyrażania nierównomiernego rozkładu dóbr w społeczeństwie plasują ten kraj na siódmym miejscu wśród 37 państw członkowskich OECD. Zob. https://www.oecd-ilibrary.org/economics/oecd-economic-surveys-korea_19990707.

Proch i pył

Tytuł oryginalny: „Chugbog ui jib”

Rok: 2019

Gatunek: dramat

Kraj produkcji: Korea Południowa

Reżyseria: Park Hee-kwon

Występują: Ahn So-yo

Ocena: 4/5